37. Dorothy i oblężenie miasta

2.9K 390 25
                                    

Przez moment tylko nie rozumiałam, co Christian właściwie miał na myśli. Armia? Jak to? Jaka armia? I co to znaczyło, że szła od północy?

Dopiero potem zaskoczyłam. Clarissa.

– To niemożliwe! – Tata zerwał się na równe nogi, po czym jednym susem znalazł się przy Christianie. – Clarissa by nam tego nie zrobiła. To niedorzeczne, muszę natychmiast wyjść i sam zobaczyć, co się dzieje!

– Aaron, zaczekaj – poprosiła mama, chwytając go za rękę. Pomógł jej wstać, poszłam więc w jej ślady i też się podniosłam, chociaż nie wiedziałam, co dalej. Będziemy gonić ojca, jak już pójdzie samodzielnie sprawdzać mury miasta? – Nie możesz się tak narażać. Mamy wszelkie powody, by przypuszczać, że Clarissa nas zdradziła.

– Nie uznaję takich powodów – odpowiedział ojciec stanowczo. Mama wywróciła oczami.

– Błagam, naprawdę tego nie widzisz? Unieruchomiła mnie na tyle lat, usypiając mnie. Sprowadziła do Oz Dorothy, chociaż doskonale wiedziała, że moja córka ma tutaj zabić wszystkie cztery Czarownice i...

– Ale to przecież bez sensu, nie widzisz tego? – wszedł jej w słowo ojciec. – Sprowadzając Dorothy, ukręciłaby też bicz na siebie. Na pewno nie chce zginąć, więc po co miałoby być to wszystko?

– A skąd ja mam to wiedzieć? Nie siedzę w głowie Clarissy! Wiem tylko, że to podejrzane i należy zachować wobec niej dystans!

– To naprawdę nie ma znaczenia! – Wreszcie pomiędzy nich wdarł się głos Jacka, nieco ich przystopowując. Stanął między nimi i rozdzielił ich, odsuwając od siebie stanowczo. Kurczę. Miałam chyba równie dużo wspólnego z Jackiem, co mama z ojcem, bo kłóciliśmy się bardzo podobnie. – Teraz to ważne, żeby wszyscy, którzy są w stanie, udali się na mury. Trzeba bronić miasto, resztą pomartwimy się później. Na razie zajmijmy się tym, czym możemy.

Wszyscy mężczyźni ruszyli do wyjścia, zostawiając w piwnicy tylko kobiety. Poszłam za nimi, pewna, że co jak co, ale siedzieć bezczynnie w piwnicy na pewno nie będę, gdy nagle moją pewność siebie zastopowało silne, męskie ramię.

Nie musiałam podnosić wzroku, by stwierdzić, czyje to było ramię. Poznawałam je bardzo dobrze.

– Ty zostajesz – oświadczył Jack tonem neandertala, czego nienawidziłam. – Nie mam ochoty cię tam jeszcze niańczyć i się za tobą oglądać.

– To świetnie, bo wcale nie musisz – odparłam ze złością, próbując wyswobodzić ramię, które trzymał bardzo mocno. – Zostaw mnie w spokoju!

– Dorothy, co się dzieje? – Tata cofnął się do nas, przyglądając mi się ze zdumieniem i lekkim niesmakiem. – Odkąd tu weszliśmy, robisz jakieś sceny. O co chodzi?

– O nic – burknęłam, bo był ostatnią osobą, której miałam ochotę powiedzieć, że Jack był palantem. Spróbowałam się jednak uspokoić, bo w zasadzie miał rację, a w obecnej chwili ostatnim, czym powinnam się martwić, były nocne schadzki Jacka z Annabelle. – Ale nie będę tutaj siedzieć. Idę z wami i nic mnie nie powstrzyma.

– A założysz się? – Ton Jack był złowróżbnie spokojny. Rzuciłam mu harde spojrzenie.

– Jak poprzednio uciekałam z Emerald City, to jakoś nie chciałeś się zakładać, co?

– Dajcie już spokój – mruknął ojciec, którego w innej sytuacji nasza kłótnia pewnie by rozbawiła, obecnie był jednak tylko zirytowany. – Trzeba iść się zorganizować, nie mamy czasu na bzdury. Jeśli cały czas mam trzymać tu kogoś, żeby cię pilnował, Dee, to może rzeczywiście lepiej, żebyś z nami poszła. Tylko błagam, nie wplącz się w nic głupiego i trzymaj się z dala od kłopotów, dobrze?

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now