Związana przeznaczeniem | Rom...

By KorpoLudka

320K 34.8K 5.6K

Kiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodzie... More

1. Dorothy i tajemniczy klucz
2. Dorothy i Czarownica ze Wschodu
3. Dorothy i Manczkinowie
4. Dorothy i jej sława
5. Dorothy i Strach na Wróble
6. Dorothy i Kalidachy
7. Dorothy i ruda zielarka
8. Dorothy i latający dom
9. Dorothy i gościnność rodem z Oz
10. Dorothy i Miasto Graniczne
11. Dorothy i pamiątki z przeszłości
12. Dorothy i połówka artefaktu
13. Dorothy i eremita
14. Dorothy i wyrzuty sumienia
15. Dorothy i latające małpy
16. Dorothy i Emerald City
17. Dorothy i Tchórzliwy Lew
18. Dorothy i Czarnoksiężnik
19. Dorothy i więzi rodzinne
20. Dorothy i dzielnica portowa
21. Dorothy i Czarownica z Północy
22. Dorothy i plan awaryjny
23. Dorothy i Tornado
24. Dorothy i wrony
25. Dorothy i czarne pszczoły
26. Dorothy i Czarownica z Zachodu
27. Dorothy i lęk wysokości
28. Dorothy i Winkowie
29. Dorothy i strażnicy lasu
30. Dorothy i Blaszany Drwal
31. Dorothy i kraj Kwadlingów
32. Dorothy i Miasto Portowe
33. Dorothy i droga na zachód
34. Dorothy i niewidzialny zamek
35. Dorothy i Czarownica z Południa
36. Dorothy i spotkania po latach
37. Dorothy i oblężenie miasta
38. Dorothy i dowódca straży
39. Dorothy i Kansas
40. Dorothy i zazdrość
41. Dorothy i wilki
42. Dorothy i pani meteorolog
43. Dorothy i nauka strzelania
44. Dorothy i metody naukowe
45. Dorothy i mężczyzna z tatuażem
46. Dorothy i pościg
47. Dorothy i Ruth
48. Dorothy i albatros
49. Dorothy i pomiędzy
50. Dorothy i kraina Iw
51. Dorothy i rodzina królewska
52. Dorothy i czytająca emocje
53. Dorothy i ekipa ratunkowa
54. Dorothy i więzienna cela
55. Dorothy i dziedziczka tronu
56. Dorothy i magiczne pułapki
57. Dorothy i elektryczne węgorze
58. Dorothy i Król Gnomów
59. Dorothy i serce z kamienia
60. Dorothy i trzęsienie ziemi
61. Dorothy i dwaj królowie
62. Dorothy i psychoanaliza
63. Dorothy i Jolly Roger
64. Dorothy i dobry pirat
65. Dorothy i szalupa ratunkowa
66. Dorothy i antymagiczne więzienie
67. Dorothy i magia
68. Dorothy i resztki człowieczeństwa
69. Dorothy i obce wojsko
70. Dorothy i propozycja króla
71. Dorothy i królowa matka
72. Dorothy i szpital psychiatryczny
73. Dorothy i znak skorpiona
74. Dorothy i zatrute żądło
75. Dorothy i złamane serce
76. Dorothy i zaklęcie lokalizujące
77. Dorothy i kontrakt małżeński
78. Dorothy i nadworny lekarz
80. Dorothy i podziemne miasto
81. Dorothy i droga na skróty
82. Dorothy i gargulce
83. Dorothy i ruiny w dżungli
84. Dorothy i złe wieści
85. Dorothy i partyzancka armia
86. Dorothy i córka Pastorii
87. Dorothy i oko cyklonu
88. Dorothy i jej przeznaczenie
Epilog
Posłowie

79. Dorothy i jadowite kły

2.6K 337 157
By KorpoLudka

Wpadliśmy między pierwsze drzewa już po chwili, a chociaż głowa bolała mnie okropnie, nie zatrzymałam się ani na moment, nawet wtedy, gdy potknęłam się o jakiś wystający korzeń. To mama zatrzymała nas gromkim okrzykiem, po czym spojrzała w stronę obozu. Zrobiłam to samo i poczułam nagle niepokój ściskający mi żołądek.

Obóz płonął.

Nie miałam pewności, skąd wziął się ogień, ale podejrzewałam, że rozwleczono ten z palących się ognisk. Nawet nocą część żołnierzy stała przecież na straży. To, co widać było na pierwszy rzut oka – żywioł szalejący w obozie – było jednak mniej straszne od tego, co można było dostrzec, kiedy ignorując zwiększającą się z każdą chwilą łunę, wpatrywało się w otulone wciąż mrokiem miejsca w obozie dokładniej.

Nie wiedziałam, co to było, ale zdawałam sobie sprawę, że powinniśmy uciekać. Między ciemnymi punktami z jednej strony na drugą przemykało coś ciemniejszego, zwinnego, jakby jakieś zwierzęta buszowały po obozie pod osłoną nocy. Było w ich ruchach coś niepokojącego, jakaś nienaturalna szybkość; a może tylko mi się wydawało ze względu na otaczający nas mrok i łunę pożaru. Zaniepokojne spojrzenie mamy mówiło jednak wyraźnie, że mi się nie wydawało.

Od strony obozu znowu dobiegły nas krzyki. I górujące nad nimi, dziwne, nieludzkie zawodzenie, jakby jakieś zwierzęta zwoływały się nawzajem. Wilki? Nie brzmiało to zupełnie tak samo, ale podobnie.

A potem wiatr przyniósł swąd palonego ciała i trawy, i materiału namiotów, który wdarł mi się ostro w nos i sprawił, że zakaszlałam. Chyba to ostatecznie zakończyło trwający dosłownie kilka sekund antrakt i zmusiło nas do dalszej ucieczki.

– Musimy wejść głębiej w las – poinformowała nas mama, chwytając mnie mocno za rękę i ciągnąc przed siebie. – Uciec. Potem rzucę kolejne zaklęcie, żeby Clarissa nas nie znalazła.

– Dlaczego nie zrobiłaś tego od razu? – wysapałam, potykając się o kolejny korzeń. W lesie było ciemniej nawet niż na otwartym terenie i miałam wrażenie, że poruszałam się po omacku.

– Bo miałam z tym problem, podobnie jak z zaklęciem lokalizującym – wyznała cicho, tak, żebym tylko ja ją usłyszała. – To pewnie przez bliskość Antymagicznych w obozie.

Chciałam zatrzymać się jak wryta, ale mama nie pozwoliła mi na to, ciągnąc mnie dalej. Kątem oka dostrzegłam uciekających obok nas Nicka i Octavię; rozejrzałam się za Flynnem i doktorem i wreszcie ujrzałam ich nieco dalej, po naszej lewej. Czułam się odpowiedzialna za lekarza i nie chciałam, żeby coś mu się stało; w końcu obiecałam mu powrót na Ziemię do rodziny.

Chciałam dotrzymać słowa.

– Co chcesz mi powiedzieć? Że mnie okłamałaś, że w ogóle nie byłaś w stanie rzucić tego zaklęcia? – krzyknęłam z trudem. Mama obejrzała się na mnie przez ramię.

– To nie czas ani miejsce na tę rozmowę, nie sądzisz?

Zamknęłam się, zacisnęłam usta w wąską kreskę, żeby nie powiedzieć znowu czegoś pochopnego. Mama oczywiście miała rację, ale i tak nie podobało mi się, co zrobiła. Gotowa byłam przecież uwierzyć, że Jack nie żył albo jakimś cudem przeniósł się na Ziemię, a wszystko dlatego, że nie mogła go zlokalizować!

A jeśli to w ogóle nie było tak? Jeśli mama nawet nie rzuciła tego zaklęcia, bo nie była w stanie? To oznaczałoby, że Jack mógł być gdziekolwiek i wszystkie moje rozważania o amuletach ochronnych były na nic!

Znowu się potknęłam, słysząc nagle przed sobą ten dźwięk. Wysokie zawodzenie, jakiego nie wydałoby z siebie żadne zwierzę, jakie znałam. Zatrzymaliśmy się na moment, wsłuchując się w ciszę lasu, przerywaną jedynie moim rzężeniem. Myślałby kto, że już dawno powinnam sobie wyrobić kondycję.

Nagle urwany dźwięk nie powtórzył się, nie zdławiło to jednak mojego niepokoju, wiążącego żołądek w supeł. Obejrzałam się na mamę, która rozglądała się dookoła z niepokojem. Nick przysunął się do nas, ciągnąc za sobą Octavię.

– Otaczają nas – powiedział z napięciem w głosie.

Dopiero wtedy zaczęłam uważniej rozglądać się dookoła. Między drzewami przemykały te same cienie, które widziałam wcześniej w obozie. W pewnej odległości od nas, nie zbliżając się, ale też nie oddalając. Nick miał rację: otaczały nas, nie próbowały jednak atakować. Czekały na najlepszy moment, czy może wiedziały, że mają do czynienia z Czarownicą z Południa i jej córką, i takie dostały wytyczne od Clarissy? Nie wiedziałam nawet, czy to były w pełni zwierzęta, czy jakieś bardziej rozumne bestie!

– Może to dobra pora, żeby rzucić jakieś zaklęcie – zaproponowałam. Mama potrząsnęła głową.

– Trudno, żebym rzucała zaklęcie, nie wiedząc w co ani gdzie. Musimy iść przed siebie i nie dać się rozdzielić.

– Gdzie jest Flynn i ten lekarz? – odezwała się nagle Octavia.

Rozejrzeliśmy się dookoła, ale w ciemnościach zalegających w lesie niewiele byliśmy w stanie dojrzeć. A już na pewno nie sylwetki Flynna i doktora Knighta.

Mama zaklęła szpetnie, po czym pociągnęła nas przed siebie, najwidoczniej nie zamierzając tracić więcej czasu na czcze dyskusje. Gdziekolwiek byli Flynn i doktor, musieli sobie poradzić. Miałam tylko nadzieję, że kierunek przez nas obrany był chociaż względnie dobry i nie zataczaliśmy właśnie koła, by wrócić prosto na polanę z obozem. Biorąc pod uwagę moje szczęście, już by mnie to nie zdziwiło.

Atak nastąpił nagle, zupełnie niespodziewanie, znienacka. Nie usłyszałam zabójczego warkotu, póki skoczyło na mnie jakieś potężne cielsko, pozbawiając mnie równowagi, aż boleśnie upadłam na plecy, a w ciemności nie błysnęły ogromne, śnieżnobiałe zęby. Odruchowo krzyknęłam i zasłoniłam twarz przedramieniem, w którym chwilę później poczułam oślepiający ból. Coś ciepłego zalało mi twarz i dopiero po sekundzie zorientowałam się, że to była moja własna krew. Zwierzę szarpało moją rękę, jakby chciało ją oderwać od tułowia, a gdy na moment odwróciłam wzrok, by szukać pomocy u mamy albo Nicka, zorientowałam się, że i ich zaatakowały podobne bestie.

Nie miałam czasu dobrze się im przyjrzeć, stwierdziłam tylko, że gdyby nie ich wielkość i szybkość, przypominałyby wilki. Bardzo zwinne, chowały się w mroku, idealnie się do niego dopasowując, jakby wsiąkając w ciemność.

Zwierzę nade mną nie próbowało jednak uciec w mrok, zażarcie zaciskając zęby na moim przedramieniu. Ból był niesamowity, jakby ktoś miażdżył je imadłem zakończonym szpikulcami do lodu. Do oczu napłynęły mi łzy.

Krzyknęłam coś niezrozumiale i w następnej chwili fala uderzeniowa odrzuciła zwierzę do tyłu, które skamląc obiło się o pień pobliskiego drzewa i upadło na ziemię. W głowie czułam piasek, przedramię rwało ostrym bólem, co jednak na szczęście oznaczało, że wciąż je miałam. Odruchowo przycisnęłam je do ciała, czując, że było śliskie od krwi, podniosłam się do pozycji siedzącej i zwarłam wzrok ze zwierzęciem, które właśnie wstawało na nogi. Wpatrywało się we mnie błyszczącymi w mroku, złotymi ślepiami, wyraźnie gotowe na kolejny atak. Musiało być bardzo zdeterminowane, skoro nawet wyrzut mojej magii go nie powstrzymał.

Nie wiedziałam, co robić. Gdzieś niedaleko słyszałam krzyk Octavii i warczenie kolejnych zwierząt, ale nie miałam czasu się tym zająć, bo najpierw musiałam unieszkodliwić własnego napastnika. Zrobił kilka kroków w moją stronę, zbliżając się coraz szybciej, a ja wycofałam się odrobinę po ściółce leśnej, gorączkowo myśląc, co robić. Nie miałam żadnej broni, magię znowu wypuściłam całkowicie nieświadomie, nie mogłam dać sobie przeżreć kolejnej ręki!

Podnosząc się chwiejnie na nogi, zdążyłam tylko zauważyć, że zwierzę odbiło się tylnymi nogami i rzuciło na mnie po raz drugi.

Potem do moich uszu wdarł się huk wystrzału.

Zwierzęciem szarpnęło w locie, po czym jego ciało bezwładnie upadło na ziemię, całkiem niedaleko ode mnie. Równocześnie zorientowałam się, że w lesie zrobiło się nagle jakby jaśniej, dzięki czemu mogłam bez trudu rozpoznać zakrwawione, porośnięte czarnym futrem ciało zwierzęcia. Pysk miało faktycznie taki trochę wilczy, chociaż dłuższy i zdecydowanie większy. I silniejszy, co odczuło moje przedramię.

Zanim zdążyłam przemyśleć ten temat szerzej, niedaleko mnie rozległy się kolejne strzały, odruchowo odwróciłam się więc w stronę, z której dochodziły. Ku mojemu zdumieniu dostrzegłam Flynna i doktora Knighta z zapalonymi pochodniami, między którymi stał... Jack.

Jack z zaciętą miną, z pistoletami w obydwu rękach, wykańczał właśnie pozostałe atakujące nas bestie. Przez moment przyglądałam się temu z otwartymi ustami, a on przeszedł obok mnie, jakby w ogóle mnie nie zauważając, celując do ostatniego zwierzęcia, z którym walczył Nick. Precyzyjny strzał w sam środek głowy pozbawił bestię życia, która zwaliła się ciężko na ziemię. Po tym ostatnim strzale w lesie zapanowała na chwilę cisza.

Jack odwrócił się i spojrzał na mnie wreszcie, a jego wzrok nie wyrażał absolutnie żadnych uczuć. Spuścił spojrzenie na moją zakrwawioną dłoń, sięgnął do przytroczonego do pleców plecaka i wyjął stamtąd dwie czyste szmatki, z którymi do mnie podszedł.

Światło pochodni wyczyniało z jego twarzą dziwne rzeczy. Zostawiało w cieniu głęboko osadzone oczy, a oświetlało ostro zarysowane kości policzkowe i szczękę pokrytą kilkudniowym zarostem. Jack wyglądał dziwnie... surowo. I trochę obco.

Ale to przecież ciągle był on.

– Jesteś ranna – zachrypniętym głosem stwierdził oczywistość. – Trzeba to opatrzyć, zanim ruszymy. Zbierajcie się! – krzyknął do reszty i w tym samym momencie moje opanowanie się skończyło.

Zamachnęłam się i uderzyłam go zdrową ręką mocno w policzek. Nawet nie próbował się uchylić, zdziwiony. Skrzywił się tylko, roztarł skórę i pokiwał głową.

– Prawdopodobnie na to zasłużyłem.

Jego spokój podziałał na mnie jak płachta na byka. Kiedy już raz podniosłam na niego głos, nie byłam w stanie przestać krzyczeć.

– Zasłużyłeś? Zasłużyłeś?! Zasłużyłeś, żebym cię postrzeliła tym twoim pieprzonym pistoletem! Zostawiłeś mnie! Bez słowa, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, po prostu zostawiłeś w tym pieprzonym obozie, gdzie ten pieprzony król chciał, żebym została jego pieprzoną żoną! Jak mogłeś?! Nienawidzę cię, słyszysz?!

Kiedy uderzyłam go zdrową ręką w klatkę piersiową, raz, a potem drugi, zdałam sobie sprawę, że waliłam jak baba, a nie jak osoba, która przez kilka lat trenowała sztuki walki, ale nie o to chodziło. Chciałam w ten sposób wyładować na nim całą swoją frustrację, rozpacz i lęk, które nie opuszczały mnie, odkąd się z nim rozdzieliłam, a czego on zdawał się kompletnie nie podzielać. Nie chciałam tych uczuć, nie chciałam tej kłębiącej się we mnie wściekłości, podobnie jak wszystkiego, co było z nią związane. Chciałam tylko, żeby Jack wziął mnie w ramiona i obiecał, że wszystko będzie dobrze.

Nie zrobił tego jednak i jeszcze bardziej go za to nienawidziłam. I siebie przy okazji też, że nadal byłam taka słaba, jeśli o niego chodziło.

Jack chwycił mnie za przedramiona, a ja zaskomlałam, gdy jego palce wbiły się w rany zostawione przez zęby zabitej przez niego bestii. Odruchowo poluźnił uścisk, ale nie puścił mnie całkiem.

– Możesz mnie nienawidzić później – oświadczył spokojnie, nie dając się wyprowadzić z równowagi, co jeszcze bardziej mnie złościło. – Na razie muszę cię opatrzyć i musimy stąd spadać. Im szybciej, tym lepiej.

Ponownie prychnęłam, gdy spróbował przyciągnąć sobie moją rękę, i wyszarpnęłam ją jednym okupionym bólem ruchem, chociaż puścił mnie pewnie tylko dlatego, żeby nie przysporzyć go jeszcze więcej. Odwrócił się niecierpliwie i spojrzał na Nicka, który bez słowa podszedł do nas i przejął od Jacka opatrunki.

Gdy Jack się od nas odsunął, serce zabolało mnie jeszcze bardziej. Nie chciałam, żeby taki był. Nie chciałam, żeby godził się z moimi wrzaskami i odrzuceniem, jakie mu serwowałam. Powinien był walczyć, dlaczego więc tego nie robił?

– Daj mu czas – szepnął mi do ucha Nick, gdy mnie opatrywał, jakby doskonale wiedząc, co kłębiło się w mojej głowie. – Na pewno się wytłumaczy, gdy już będziesz bezpieczna. Gdy wszyscy będziemy bezpieczni.

Zabawne, że pokładał chyba więcej wiary w Jacka ode mnie. A może, z uwagi na brak zaangażowania emocjonalnego, po prostu patrzył na to trzeźwiej ode mnie i było mu obojętne, kiedy – i czy w ogóle – Jack wyjaśni swoją nieobecność.

Przetrzymałam pełne troski pytania Octavii i mamy, czy wszystko ze mną w porządku, chociaż im chodziło raczej o moją ranę, nie o nagły powrót Jacka. Kiedy chcieliśmy jednak ruszyć w drogę, Jack nas zatrzymał.

– Powinniśmy iść na północny wschód – oświadczył nieznoszącym sprzeciwu tonem. Ponieważ jednak moja mama miała to do siebie, że nie przejmowała się niczyim tonem, natychmiast mu się sprzeciwiła.

– Tam nas nic nie czeka. Trzeba przeć na północ, prosto na Emerald City, bo po drodze czekają moje oddziały partyzanckie.

– A ty uparłaś się doprowadzić Clarissę prosto do nich, co? – warknął Jack w odpowiedzi i musiałam przyznać mu rację. – Rzuciła zaklęcie lokalizujące na którąś z was, prawda? Na Dee albo na ciebie, Glorio. – Dziwnie brzmiało w jego ustach moje zdrobnienie, jakby wszystko między nami nadal było w porządku. – Chcesz powtórki z tego, co się zdarzyło tutaj? Żeby twoje oddziały partyzanckie zostały zdziesiątkowane przez jakieś eksperymenty Clarissy na zwierzętach?!

– Tak się nie stanie – oznajmiła moja mama stanowczo. – Rzucę odpowiednie zaklęcie, żeby Clarissa nie mogła nas znaleźć.

– Ach tak? – Nie podobał mi się jego drwiący ton. – I jesteś pewna, że będziesz w stanie to zrobić?

Nie rozumiałam do końca ich wymiany zdań i nie miałam pojęcia, skąd u Jacka wzięły się takie słowa. Wpatrywałam się w milczeniu to w jedno, to w drugie, zastanawiając się, które w końcu raczy mi wyjaśnić, co się działo, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego mama zapytała chłodno:

– Wobec tego co proponujesz?

– Wyślij posłańca do swoich oddziałów, każ im przedostać się pod Emerald City – odpowiedział natychmiast, jakby tylko na to czekał. – My dostaniemy się tam inną drogą.

– Nie mamy koni ani pieniędzy. Zajmie nam to sto lat!

– Znamy inną drogę, prawda, Glorio? – Jack uśmiechnął się paskudnie. – Przez podziemia.

– Nie możemy iść przed podziemia – zaprotestowała natychmiast mama. – Wiesz, że to niebezpieczne!

– Czy możecie pokłócić się o to później, a na razie się stąd zmywać? – uprzejmie wszedł im w słowo Nick, na co obydwoje obejrzeli się na niego z irytacją.

– Nick ma rację. Idziemy na północny wschód – oznajmił Jack, a chociaż mama otworzyła usta, żeby się z nim dalej spierać, ostatecznie zamknęła je i nic nie odpowiedziała.

Ruszyliśmy w końcu przed siebie, prowadzeni przez Jacka. Cholernie bolała mnie opatrzona ręka, dudniło mi w głowie i z trudem stawiałam kolejne kroki, nie mówiąc już o nadążeniu za resztą. Skupiałam się na regularnym oddychaniu i próbowałam nie zwracać uwagi na pot występujący mi na czoło. Miałam wrażenie, że straciłam sporo krwi i stąd to osłabienie, ale nie chciałam się skarżyć. Ostatecznie przeżywałam już nie takie obrażenia.

Chodziłam ze skręconą kostką.

Uciekałam po pokąsaniu przez wilki.

A także z pękniętymi żebrami z zawalającej się jaskini.

Wstałam nawet po tym, jak połamano mi większość kości w ciele.

Nie powinnam się w związku z tym przejmować byle raną przedramienia, prawda?

– Dorothy! – Jak przez mgłę usłyszałam czyjś głos. Ziemia uciekła mi spod stóp i nagle uderzyła mnie w głowę, zanim zdążyłam choćby wyciągnąć ręce, by ją przywitać.

Cholera.

Bolało.

***

– Gorączkuje. Niby co mamy z nią robić?

Czyjś zatroskany głos z trudem przedarł się przez watę okalającą mój umysł. Słyszałam go jak zza szyby, ale i tak poznałam po chwili namysłu: to była Octavia.

Było mi zimno. I gorąco jednocześnie. Wszystko mnie bolało, a zranione ramię aż pulsowało. Akurat je jeszcze i tak czułam najmniej. Leżałam na czymś twardym, a świeże powietrze chłodziło moją twarz. Oczy piekły, mimo że były zamknięte, i miałam całkowicie spierzchnięte wargi.

– A gdyby tak... amputować? – To był chyba niepewny głos Nicka. Ktoś prychnął.

– Minęło za dużo czasu. Trucizna już przedostała się do krwiobiegu, to co da ci amputacja źródła zakażenia?

Trucizna? Nic z tego nie rozumiałam. Nadaremnie usiłowałam zmusić mózg do jakiegokolwiek wysiłku. Jaka trucizna?

Spróbowałam otworzyć oczy, ale powieki miałam ciężkie i nie chciały dać się nawet uchylić. Za to coraz wyraźniej słyszałam unoszące się wokół mnie głosy bez twarzy.

– A co z tobą? Nie można na to zaradzić jakoś... magicznie? – To był szorstki głos Jacka. Poznałabym go wszędzie.

– Myślisz, że nie próbowałam? – A to z kolei zdenerwowany głos mamy. – Nie mogę. Coś jest nie tak... z moją magią. Myślałam, że to tylko wpływ Antymagicznych w obozie Iana, ale... To chyba jakiś głębszy problem...

– Mogę zbić gorączkę, ale to tylko jeden z symptomów choroby – odezwał się dużo spokojniejszy głos, którego w pierwszej chwili nie poznałam. Dopiero potem sobie przypomniałam, że przecież prowadziliśmy ze sobą lekarza. – Jeżeli nie dowiem się, z jaką trucizną mam do czynienia, nie będę w stanie zrobić nic więcej.

– Czego potrzeba, żeby się pan dowiedział? Wystarczy jad tej cholernej bestii?

Jęknęłam. Jad? Mój ogłupiały mózg w ogóle nie chciał łączyć faktów.

– Trudno powiedzieć... Można spróbować. Od czegoś musiałbym zacząć.

– Proszę w takim razie zbić jej gorączkę. I zrobić wszystko, żeby utrzymać ją przy życiu. – To znowu był głos Jacka. – Ja postaram się o jad tego czegoś, co ją pokąsało.

Pokąsało. Chodziło im o moje przedramię.

O tę bestię nasłaną przez Clarissę, która napadła na mnie w lesie.

W jednej chwili opary spowijające mój umysł rozstąpiły się nieco i poradziłam sobie wreszcie z otwarciem oczu. Byłam z siebie bardzo dumna, chociaż musiałam zamrugać kilkakrotnie, żeby odzyskać ostrość widzenia, a i wtedy obrazy dziwnie skakały mi przed oczami.

– Jack... – Odchrząknęłam, bo mój głos zabrzmiał bardziej jak słaby pisk. – Jack... Nie idź.

– Hej, jestem tu. – Jego szorstka dłoń zamknęła moją w mocnym uścisku. – Wszystko będzie dobrze.

Zabawne, miał mi to powiedzieć wtedy w lesie. I użyć dokładnie takiego łagodnego, zatroskanego tonu. Dlaczego robił to dopiero teraz?

Aha. Bo chyba byłam chora, czy coś.

– Nie idź.

– Zanim się obejrzysz, już będę z powrotem – zapewnił mnie, mrugając do mnie porozumiewawczo. Zmarszczyłam brwi. – Niczym się nie przejmuj. Śpij.

– Ja nie dlatego... – zaczęłam, ale Jack już puścił moją rękę i wstał, nie czekając na moje dalsze słowa. Z trudem odprowadziłam go wzrokiem, gdy podszedł do Nicka i mówił coś do niego cicho.

– Śpij, kochanie. Wszystko będzie dobrze. – To był głos mamy i nagle znowu poczułam się, jakbym miała parę lat, a ona usypiała mnie w naszym rodzinnym domu.

I powieki miałam takie ciężkie. Całą energię zużyłam na trzymanie ich podniesionych, a w końcu i tak opadły, oddzielając mnie znowu od świata kurtyną czerni.

Przecież nie o to mi chodziło, żeby został ze mną, przemknęło mi przez głowę, zanim znowu straciłam przytomność.

Ja tylko nie chciałam, żeby narażał życie. Dla mnie.

***

Kiedy się obudziłam, nie czułam już żadnego bólu. W pierwszej chwili przestraszyłam się, że może to znaczyło, że nie żyłam, i podniosłam się gwałtownie z ziemi, gdzie miałam zrobione posłanie z jakichś koców i czyjejś kurtki. Znajdowałam się gdzieś na skraju lasu, wokół mnie jak okiem sięgnąć rozciągały się łąki; nigdzie jednak nie widziałam nikogo, chociaż nieopodal dopalało się ognisko. Zmarszczyłam brwi. Gdzie oni wszyscy byli? Jack, mama, Octavia, Nick? Flynn i doktor Knight?

– Jak miło, że raczyłaś do mnie dołączyć.

Podskoczyłam na dźwięk tego głosu, tak bardzo mi znajomego. Odwróciłam się szybko, próbując ukryć niepokój, który ponownie skręcił mi żołądek.

Na skraju łąki, zaledwie kilkanaście stóp ode mnie, ubrana w elegancką białą szatę, stała Clarissa i przyglądała mi się drwiąco.

– Co tu robisz?! Nie zbliżaj się do mnie! – wykrzyknęłam, podrywając się na nogi. Clarissa wywróciła oczami.

– Spokojnie, słonko. To tylko twój sen. A właściwie... majaki.

Przypomniałam sobie, jak rozmawiałam z mamą, gdy zachorowałam krótko po trafieniu do Oz. Przynajmniej wiedziałam, że to możliwe.

– Nie umarłaś i raczej nie umrzesz, przynajmniej jeszcze nie teraz – zapewniła mnie następnie nieco protekcjonalnie. – Nie po to utrzymałam cię przy życiu tak długo, żeby teraz cię wykończyć, zanim spotkam się z tobą twarzą w twarz. Nie ukrywam, że to całe wojsko z Iw pokrzyżowało mi trochę szyki, ale jak sama widziałaś, już poradziłam sobie z tą komplikacją.

– Czego właściwie chcesz? – Skrzyżowałam ramiona na piersi i wpatrzyłam się w nią ze złością. Clarissa uśmiechnęła się wdzięcznie i zrobiła parę kroków w moją stronę.

– Och, tylko porozmawiać – zapewniła mnie niewinnie. – To było całkiem interesujące, patrzeć, jak moje zwierzaki radzą sobie z armią Iw. Warto byłoby je wypuścić choćby dla samej tej zabawy.

– Zawsze miałaś dziwne rozrywki – skomentowałam ponuro. Zaśmiała się.

– A jak podobał ci się mój skorpion? Dobrze się bawiłaś w swoim alternatywnym świecie? Gloria pomogła ci wrócić, prawda? Wiedziałam, że mogę liczyć, że się pokaże, jak tylko jej ukochanej córce będzie groziło niebezpieczeństwo.

Nie rozumiałam tej kobiety i chyba w tym tkwił problem. Wyglądało na to, że zadawała sobie dużo trudu, żeby po prostu utrudnić nam życie, w związku z tym ciężko było przewidzieć, co zrobi za chwilę, skoro działała tak chaotycznie i nielogicznie. A może była w tym jakaś pokręcona logika, tylko po prostu nie potrafiłam jej dostrzec?

– Po co to robisz? – zapytałam więc, kręcąc głową.

– No cóż, armia króla Iw trochę pokrzyżowała mi szyki, kiedy zabrali was z mojej kryjówki. Po pierwsze więc, musiałam się ich pozbyć. Namierzyłam was i wysłałam moje zwierzaczki. Po drugie, chciałam, żeby Gloria wreszcie wyszła z ukrycia i pokazała ci się na oczy, a obawiałam się, że jeszcze długo tego nie zrobi, jeśli jej odpowiednio nie postraszę. Stąd skorpion. A skoro już wysłałam moje dzieci do obozu, pomyślałam, że to idealny sposób, żeby się z tobą skontaktować. Ten jad cię nie zabije, o ile oczywiście nie zrobi tego gorączka. Chciałam tylko porozmawiać.

– Ale o czym, do cholery?!

– Mam dla ciebie propozycję. – Sądząc po jej uśmiechu, to miało mi się nie spodobać. – Chciałam o tym porozmawiać już w mojej kryjówce, ale sama rozumiesz... Nie zdążyłam. Posłuchaj mnie uważnie, Dorothy. Wiesz, że nie unikniesz konfrontacji ze mną.

– Oczywiście, że nie – potwierdziłam zgodnie. – Bo zamierzam cię zabić.

– Byłabym bardzo rozczarowana, gdybyś nie spróbowała – oznajmiła, bardzo pewna siebie. Kiedyś ta pewność siebie cię zgubi, przemknęło mi przez głowę. – A więc posłuchaj. Możemy to załatwić po cichu. Po co angażować armię i tworzyć niepotrzebny konflikt zbrojny, skoro to tak naprawdę sprawa między tobą a mną? Załatwmy to we dwie. Wygrasz, Oz będzie uratowane. Ja wygram, będzie... moje.

Zmrużyłam oczy, walcząc ze strachem kłębiącym się gdzieś w okolicach mojego żołądka. Jak niby miałam walczyć z czarownicą mającą tyle lat doświadczenia? Nie miałam pojęcia o magii! Co niby mogłabym jej zrobić?!

– Słucham dalej – odparłam jednak odważnie. Clarissa uśmiechnęła się szerzej i zrobiła kolejny krok w moją stronę.

– Mam tylko jeden warunek. Zanim dotrzecie do mojego zamku na Północy, musisz zabić Glorię.

Prychnęłam, w szoku otwierając usta, przez kilka sekund nie wydobył się z nich jednak żaden dźwięk poza tym jednym. Ona tak serio?!

– Nie zabiję własnej matki – zaprotestowałam. Clarissa wzruszyła ramionami.

– To twój wybór. Widzisz, problem w tym, że nie jestem pewna, czy obudzenie jej wystarczy, żebyś przejęła jej magię, gdy już umrze w sposób naturalny. Byłabym o wiele spokojniejsza, gdybyś ją zwyczajnie zabiła, a potem sama dała się zabić w walce ze mną. W ten sposób byłabym pewna, że przejęłam magię wszystkich Czarownic. Jeśli jednak nie jesteś zainteresowana... Cóż. Zawsze możemy zamiast pojedynku dwóch czarownic urządzić krwawą jatkę dwóch armii, prawda? Poza tym mam jeszcze parę asów w rękawie. Na przykład twojego ojca.

Uśmiechnęła się paskudnie na te słowa, a ja poczułam się nagle tak, jakby obręcz zacisnęła mi się wokół piersi.

– Jeśli skrzywdzisz mojego ojca...

– Nie rozumiesz, Dorothy, że nie stoisz na pozycji, z której mogłabyś mi czymkolwiek grozić? – przerwała mi natychmiast. – To prosty wybór. Albo ojciec, albo matka. Tyle że twoja matka i tak już umiera, a ojciec mógłby jeszcze trochę pożyć. Ach, nie wspominając o waszej partyzanckiej armii, w dużej mierze zaopatrzonej pewnie w kosy albo widły w charakterze broni. Jak myślisz, jak długo wytrzymają w walce z moimi oddziałami? Naprawdę sądzicie, że macie w tym starciu jakiekolwiek szanse?

Przygryzłam wargę, żeby nie odpowiedzieć czegoś pochopnego, czego mogłabym potem żałować. Clarissa jednak najwyraźniej jeszcze nie skończyła.

– Ach, nie zapominajmy także o magii twojej mamy – dodała bowiem z wyraźnym rozbawieniem. – Zapytaj ją przy okazji, czy jest jeszcze w stanie rzucić jakiekolwiek zaklęcie. Z tego, co mi wiadomo, z wiekiem może to być coraz trudniejsze. Naprawdę potrzebny ci jest w tej walce tak bezużyteczny sojusznik?

– Nigdy nie mów o mojej matce, że jest bezużyteczna – warknęłam. Clarissa wywróciła oczami.

– I znowu groźby? Po co, Dorothy? To tylko propozycja. Zrobisz z nią, co chcesz. Oczywiście nie wymagam odpowiedzi już teraz, rozumiem, że dla ludzi twojego pokroju to trudna decyzja i nie można jej podjąć tak od razu. Dam ci czas. Ale uwierz, będę wiedzieć, jeśli zjawicie się na Północy, a twoja matka dalej będzie żyła. A wtedy nie okażę litości.

Zrobiła jeszcze dwa kroki do przodu i znalazła się tuż przy mnie. Chociaż serce zaczęło mi walić ze strachu, nie okazałam go po sobie, wyżej zadzierając głowę. Przecież to był tylko sen, ona nie mogła mnie skrzywdzić.

– Poważnie to sobie przemyśl, Dorothy – powiedziała niemalże przyjaźnie. – Zastanów się, co najbardziej w tej sytuacji opłaca się tobie... i Oz. A teraz wracaj szybciutko do swojej mamusi.

Wyciągnęła rękę i zanim zdążyłam się uchylić, palcem dziabnęła mnie w czoło. Efekt był piorunujący.

To było takie wrażenie, jakby całe ciało nagle przestało mnie słuchać. Zesztywniałam, uwięziona w nim, i upadłam na ziemię, nie czując nawet bólu.

W następnej chwili przed oczami zrobiło mi się ciemno i straciłam przytomność.

Ostatnim, co widziałam, zanim zamknęłam oczy, był drwiący uśmiech Czarownicy z Północy.

Continue Reading

You'll Also Like

1.6M 49K 87
Elena od dziecka starała się być silna. Nie miała łatwego dzieciństwa. Ojciec alkoholik i nałogowy hazardzista zniszczył jej spokojne i szczęśliwe ży...
1.8M 80.9K 51
Bad boy, good girl i wspólne, nieplanowane wakacje w słonecznym Miami. wersja 2018: Lia Thompson jest cichą i niczym niewyróżniającą się z grupy nast...
260K 8.9K 47
Opiekowanie się jedenastoletnim bratem powinno być łatwe, dlaczego więc świat Abigail Indigo był czystym chaosem? Straciła pracę, jej brat, co chwilę...
634 57 17
Główna bohaterka Rose Willow nie miała dobrego życia w poprzednich szkołach była w nich wyżutkiem. Wszystko sie jednak zmienia. Gdy dziewczyna chodzi...