Przeznaczeni sobie | Na sygna...

Oleh spesyyy

37.1K 1.5K 843

✨🪐 Britney to dwudziestoletnia ratowniczka medyczna, która nie dawno rozpoczęła pracę w przyszpitalnej stacj... Lebih Banyak

Niewidzialny chłopak
Pomoc koleżeńska
Szczęście wspólne
Nóż w rozdrapanej ranie
Furia
Niepokój
Miły wieczór
Hipnotyczny wzrok
Piątek 13'ego
Skok w bok
Za późno
Z tego mogą być problemy...
Po trupach do celu
Nie wyprę się jej
Niebezpieczna bliskość
Tylko jedno słowo
Najbardziej prawdopodobna teza
Kochasz albo nienawidzisz
Mętlik
Dwuznacznie
Gęsia skórka
Wtuleni kochankowie
Zakochałam się
Złe przeczucia
W cudzych rękach
Układanka
Normalność
Tylko trzy małe
Cyrku ciąg dalszy
Bezsilność
Diagnoza
Złe decyzje
Będziesz tego żałował
Zgodnie z planem
Zastępstwo
Mój typ
Ostateczny wyrok
Bez słów

Część 2: Walka

787 26 84
Oleh spesyyy

tw; przemoc
___________________________________________

Poczułam świeże, czyste północne powietrze przedostające się do mojego samochodu. Uchyliłam szyby, pozwalając mu wedrzeć się do mojego pojazdu. Byłam na kompletnym pustkowiu - oprócz asfaltowej, wąskiej drogi i wściekłożółtych pól kwitnącego rzepaku po obu stronach jezdni nie było tu nic.

Na cały samochód rozbrzmiewało Everything I wanted od Billie Elish. O, ironio. Jak ja się mogłam utożsamić z tekstem tej piosenki. Może gdybym rozegrała to inaczej, nie doszło by do tego wszystkiego?
- Przestań, Britney... - skarciłam sama siebie, zmieniając utwór. Nie po to wyjeżdżałam ponad 500 kilometrów od domu, aby teraz wszystko po raz setny analizować. Wręcz przeciwnie. Musiałam się odciąć od tego wszystkiego, odpocząć i przetrawić sobie wszystkie wydarzenia ostatniego czasu.

Nawigacja pokazywała jakieś 20 kilometrów do celu. Zmęczona kilkugodzinną podrożą, przecierałam leniwie oczy, nie spuszczając wzroku z opustoszałej drogi.

Już po kilku minutach dostrzegłam ślady jakiejkolwiek cywilizacji. "Karczma u Janka" i mały zakład krawiecki na tyłach małego domku witały przyjezdnych na wjeździe do wsi. Sam zapach tego miejsca przypominał mi dzieciństwo, choć byłam tu zaledwie kilka razy.

Gdy podjechałam pod odpowiednią działkę, mogłam wjechać na podwórko, gdyż brama była już otwarta. Wyłączyłam silnik auta, zabierając z siedzenia obok swoją torebkę. Pokonując kilka drewnianych schodków, weszłam na ganek skromnego drewnianego domku. Zapukałam do drzwi i długo nie musiałam czekać, aż u ich progu pojawiła się starsza kobieta.

- Julka, dziecko! Jak ty wyrosłaś! - objęłam zdecydowanie niższą ode mnie starszą kobietę.
- Weź walizkę i wchodź - zaprosiła mnie do środka, a ja nie zwlekając, wróciłam się bo bagaż.

Pierwsze, co ujrzałam po wejściu do domku do stary piec, który znajdował się na środku wąskiej sieni. Po jego obu stronach widziałam jasne drzwi, które o ile pamiętam, prowadziły do łazienek.

Skręciłam w lewo, podążając za staruszką, która zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju.
- To tu wychowywał się Twój ojciec... - powiedziała, trzymając dłoń na rozgrzanym policzku.
- Dziękuję, babciu... - podeszłam do kobiety i ją mocno przytuliłam.

Babcia Fela była jedyną bliską mi osobą z rodziny. Jedyna, która nie obwiniała mnie za śmierć ojca. Tak bardzo żałuję, że nie mogę widywać się z nią częściej, niż w wakacje.

- Pewnie głodna jesteś? Usmażyłam kotlety, ziemniaki zaraz będę odlewać - powiedziała zatroskana staruszka.
- Oo, to super, bo umieram z głodu... - powiedziałam entuzjastycznie. Wiedziałam, jak wielką przyjemność sprawia jej karmienie innych i nie chciałam tego zepsuć.
- Przygotować mizerię? - spytałam, chcąc jej odrobinę pomóc.
- Właściwie to możesz, weź te wiadro i idź zerwij ze dwa ogórki, widziałam, że pierwsze już dojrzały w miarę - poinstruowała mnie, na co odwróciłam się i skierowałam w stronę ogródka.

***


- No, ale co, zawsze będziesz siedziała u tego lekarza na garnuszku? - spytała kobieta, upijając łyka herbaty.
- No nie, babciu, ale wiesz jak jest. W ratownictwie nie zarabia się kokosów, a w moim stanie najważniejsze są leki. Po za tym, ostatnio napisała do mnie koleżanka ze studiów, czy nie narysuje jej czegoś na zamówienie. Muszę tylko wykopać stare szkicowniki i przypomnieć sobie co nie co, no i jakoś to będzie. - powiedziałam ze stoickim spokojem, nie chcąc martwić babki.

- Dużo ostatnio przeszłaś. Zostań tu tyle, ile potrzebujesz i odpoczywaj, słońce - na twarzy kobiety zagościł promienny uśmiech.
- A co jeśli oni przyjdą? Ja nie mam zamiaru się kłócić... - zaczęłam, ale babcia od razu mi przerwała.
- Przestań, niech nie przesadzają, na prawdę.
- No dobra. To ty babciu odpoczywaj, a ja pójdę przejść się nad morze. I nie sprzątaj tych garów tylko odpocznij, ja później pozmywam - powiedziałam, zbierając talerze ze stołu.

- Tylko weź sobie coś na głowę. Strasznie słońce grzeje o tej porze - zawołała za mną babcie, kiedy ja kierowałam się w stronę sieni.
Z wieszaka stojącego obok drzwi zabrałam białą, trójkątną, cienką lnianą chustkę i związałam sobie na głowie. Nie był to modowy hit, ale do moich białych spodenek i pastelowej blisko komponowała się całkiem nieźle.

Gdy tylko uchyliłam drzwi, chłodne nadmorskie powietrze wdarło się do środka. Zdecydowanym krokiem ruszyłam doskonale znaną mi drogą w kierunku małej plaży, na którą chodziłam z ojcem za dzieciaka. Pod około dwudziestu pięciu minutach byłam już na miejscu.

Podeszłam do brzegu, mocząc opuszki palców w błękitnej wodzie. Podniosłam kilka muszelek, które akurat wyrzucili morze i schowałam je do torebki. Nie chcąc ubrudzić moich białych spodenek, usiadłam na kurtce jeansowej, którą dotychczas miałam przewiązaną w pasie.

O dziwo byłam tu całkowicie sama. Nie słyszałam nic, oprócz szumów fal i szelestów drzew w oddali. Idealne miejsce, aby zamknąć oczy o cieszyć się chwilą. Kochałam może tak bardzo, jak i góry.

Można powiedzieć, że to są właściwe moje strony - moja matka z Tatr, i mój ojciec znad Bałtyku. Kompletne przeciwieństwia, a jednak miały wspólny mianownik. Majestat i potęga gór, oraz siła i wolność bijąca z morza.

Odblokowałam telefon i weszłam w galerię. Zaczęłam przeglądać zdjęcia na urządzeniu i natrafiłam na tą jedną grupową fotkę, niosącą za sobą tyle wspomnień...


Myślami wróciłam do gwarnej bazy w Leśnej Górze.

Zdzisław - traktował mnie niemal jak własną córkę. Pamiętam ten moment, gdy okazało się, będzie dziadkiem. Nie wiem, dla kogo było to większe zaskoczenie - dla niego, czy dla mnie i Benia, bo znaleźliśmy się tam przypadkiem.

Właśnie... Benio. Po naszym pocałunku zrobiło się niezłe bagno. To było do przewidzenia, że Alek nie odpuści.

Miałam coraz większy problem, żeby odczytać jego intencje. Miłość miłością, ale to co on robił podchodziło już pod niezdrową obsesję. Przeprowadził się za mną, ale na szczęście nie wiedział, że ja tam już nie mieszkam. Zrobił jakaś aferę, że niby pułkownik mnie molestuje, przez co na nowego kierownika stacji wybrano Martynę. Robił się coraz bardziej agresywny i zaborczy. Aż do wieczora, kiedy wpadłam w ręce tego weterynarza. To było jedno wielkie nieporozumienie, do którego nie chcę chyba już wracać.

No i Martyna - nasza nowa szefowa. I choć muszę przyznać, że nie wyobrażałam sobie jej na tym stanowisku, to w ostatnim czasie pani Strzelecka jest najlepszym kierownikiem.

No a pan Strzelecki - jak zawsze, pakuje się w różne kłopoty, a później musi tłumaczyć się swojej zazdrosnej żonie.

Natomiast kolejne leśnogórskie małżeństwo adoptowało Czarka. Cieszę się, że chociaż im się układa. No a Wiktor to świeżo upieczony dziadek. Kolejny.

Za to doktorowi Górze szczerze współczułam. Wiedziałam, jak to jest, gdy osoba, którą kochasz Cię zdradza. Ja nie mam szczęścia do miłości i wielbicieli. Może miłość nie jest mi po prostu pisana?

Baśka - moja najlepsza przyjaciółka. Ostatnio mam wrażenie, że z jej relacją z Adamem jest coraz gorzej. O ile można tak to nazwać. Mam nadzieję, że się jednak pogodzą. Ciężko się patrzy na cierpienie bliskich, a wiem, że ją to dużo kosztuje.

U Soni właściwie po staremu. Chociaż mam wrażenie, że ostatnio kręci się za nią jakiś typ. Czyżby kolejna ofiara miłości?


Z natłoku myśli wyrwał mnie dzwonek telefonu.
- Hej Basiu... - przywitałam się z rozmówczynią.
- No cześć, jak tam? Dotarłaś na miejsce? - troszczyła się przyjaciółka.
- Tak, wszystko w porządku. Baśka, nawet nie wiesz jak tu pięknie... - westchnęłam, podziwiając malowniczy krajobraz tuż przede mną.

- A weź, jak ja Ci zazdroszczę... - rozpłynęła się - Tylko wysyłaj fotki.
- Jasne, nawet dam Ci posłuchać morza - zaśmiałam się, wystawiając telefon w kierunku wody.
- Dzięki, wariatko! - ucieszyła się koleżanka.

- A co u... - nie zdążyłam dokończyć, gdyż dziewczyna zrobiła to za mnie.
- Nowego? A no wiesz, lekko nie ma. Ostatnio mam wrażenie, że taki przygaszony jest.
- O co dokładnie chodzi?
- Myślę, że te porwanie na nim też się mocno odbiło. Później zamieszanie z Tobą, i w bazie... Mu też przydałby się wyjazd, zdala od wszystkiego. Właściwie, to czemu do niego nie zadzwonisz?

No właśnie. Z jednej strony, miałam straszną ochotę do niego zadzwonić, usłyszeć jego głos jak za dawnych dobrych czasów. Lecz gdzieś w środku mnie były pewne obawy, że będę mu przypominać wydarzenia tamtego dnia. Na samą myśl o tym aż zabolały mnie zabandażowane nadgarstki.

Przypomniałam sobie ten moment, kiedy bandaże na wewnętrznej stronie moich rąk były przesączone krwią. Te napięcie, gdy musieliśmy operować w takich warunkach, a wszyscy wokół patrzyli nam na ręce. Ten lęk o to, co z nami dalej będzie i ogromne wyrzuty sumienia, że właściwie przeze mnie jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Dalej nie wierzyłam, że to się tak szczęśliwie zakończyło..

Warszawa, kilka tygodni w wcześniej

Podczas operacji, którą przeprowadzaliśmy zemdlałam, bo rozwalone nadgarstki nie przestawały krwawić. Ale przebudziłam się, gdy chłopaki realizowali swój plan.

- Gdzie jesteśmy? - czułam, jak promieniujący ból rozrywa mają czaszkę.
- Cśśśś... - poczułam, jak ktoś zakrywa moje usta dłonią. Nie wiem, gdzie byłam, ale po głosie poznałam Nowego. Było bardzo ciasno, co najmniej, jak byśmy byli w szafie.

- Udało nam się uciec! Musimy się tylko stąd wydostać! - szeptał prosto do mojego ucha. W jego głosie słychać było podekscytowanie, jak i krytyczne zmęczenie.
- Co? Ale... Jak? - mruknęłam wycieńczona - A gdzie Kuba?
- Musieliśmy Ciebie tu wciągnąć, ale nie zmieścilibyśmy się tu we trójkę. Miał się gdzieś schować.
Gdy to usłyszałam, niemal od razu się przebudziłam.

- Czy wyście powariowali? Przecież oni go zabiją! - zdenerwowałam się, jednak co raz ciężej mi było wykrzesać z siebie resztki sił, aby normalnie mówić.
- Ciszej! - skarcił mnie chłopak - A mamy inne wyjście? Chciałem tam pójść, ale oni mi nie dał. A ktoś musiał z Tobą zostać.
- Cśśśs... - tym razem to ja go ucieszyłam, kładąc palec na jego ustach - Słyszysz to?

Spoza tej "szafy" dobiegały jakieś hałasy, które ciężko było mi zidentyfikować. Gdy próbowałam znaleźć i uchylić drzwi tej kryjówki, Nowak załapał mnie za ręce. Odwróciłam głowę w jego stronę. Niemal stykaliśmy się nosami. Byliśmy mimowolnie przytuleni. Nie narzekałam, gdyż w wyniku krwotoku trzęsłam się z zimna, a do dodatkowe ogrzanie.

- Posłuchaj mnie. Kuba zwabi ich, a ty zostaniesz tutaj. - powiedział tak spokojnie, że pomyślałam z początku, że żartuje.
- Nie no, wy na prawdę oszaleliście! - ciężko oddychałam nie tylko z powodu urazu. W tej skrytce robiło się duszno.

- Idą tu... - mruknął Nowy, rozglądając się przez małą szczelinę. Gdy usłyszeliśmy głos porywaczy, wiedzieliśmy, że zaraz rozpocznie się gra o życie i śmierć. W głębi duszy gorąco się modliłam, aby nikt z nas nie zginął. W gruncie rzeczy byłam całkowicie bezradna.

Po chwili usłyszałam głos uderzenia i jęknięcia Kuby. Zaatakowali go.
- Wytrzymaj Kuba, wytrzymaj... - mówił pod nosem Nowy.
- Co zamierzasz zrobić? Na co czekasz? - próbowałam się czegoś dowiedzieć od mojego kolegi.
- Czekam na odpowiedni moment. W kieszeni mam 3 strzykawki, może wystarczy - odpowiedział niemal szeptem Nowak - Teraz.

Nowy wystrzelił z naszej kryjówki w stronę napastników. Czułam rozlewający się w klatce piersiowej ból spowodowany strachem, lecz wiedziałam, że nie mogę tu siedzieć. Muszę im pomóc.
Gdy usłyszałam strzał, wiedziałam, że teraz kolej na mnie. Miałam tylko nadzieję, że żaden z nich nie oberwał.

Wyjrzałam z kryjówki. Wydawało mi się, że nikt z naszych nie dostał. Bardzo szybko policzyłam napastników i ponieważ było bardzo ciemno, miałam nadzieję, że się pomyliłam.
- Cholera jasna... 6 - poczułam, że mam ochotę zwymiotować.
- Debilu, naszego postrzeliłeś! - krzyknął młody Kosa.
To by oznaczało, że zostało ich pięciu.
A Nowy ma 4 strzykawki.

Wygramoliłam się z tej szafki, a której byłam dotąd schowana i pod wpływem adrenaliny poczułam napływ siły. To była idealna okazja. Tuż przede mną był jeden z tych bandytów, akurat był pochylony nad tym poszkodowanym. Chociaż miałam niesprawne ręce, nie mogłam tak po prostu odpuścić. Zamachnęłam się z całej siły i nogą uderzyłam w odpowiednie miejsce na plecach. Mężczyzna padł w bezruchu.

- Miałaś poczekać! - Nowy szarpał się z kolejnym z nich. Wiedziałam, że nie skończy się to dobrze.

Po chwili jednak przypomniałam sobie to, co widziałam będąc jeszcze w ukryciu. Ten tatuaż... to jest mężczyzna, który postrzelił tego drugiego! Tylko on miał pistolet, resztą bejsbole i pałki teleskopowe!

Podniosłam pistolet i stanęłam pewnie przed leżącymi przede mną zbirami.

- Zachciało Wam się tańczyć, to proszę bardzo! - wydarłam się resztkami sił, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych - Co tak stoicie?! Myślicie, że strzelać nie umiem? Ręce do góry i jazda pod ścianę!

- Przecież ty nie strzelisz do nas... Pani ratownik nie zabije człowieka - nerwowy śmiech zdradzał po Mattim, że już wie, że zaczyna tracić kontrolę.

- Tak? To zaraz się przekonamy! A ty będziesz pierwszy! - uśmiechnęłam się złowieszczo, chociaż czułam, jak bardzo moje ręce drżą. Kiedy zobaczyłam, że zaczynają wykonywać moje polecenia, spojrzałam na Nowego. On już widział, co ma robić.

- Ręce na ścianę! Opuścić głowy! - krzyknęłam - I bez żadnych numerów!

Powoli zbliżyłam się do Nowaka, nie spuszczając trójki napastników z wzroku. Wystawiłam powoli dłoń, aby ten dał mi jedną strzykawkę środku uspokajającego. W tym samym czasie podeszliśmy do mężczyzn i podaliśmy im szybko substancję prosto w szyję, aby nie mogli siebie wzajemnie ostrzec. Po kilku sekundach padli na ziemię jak nieżywi.

- Dobra, trzeba się stąd wynosić - wsunęłam ostrożne broń do kieszeni. Nie chciałam jej jeszcze odbezpieczać. Nie wiedziałam, co się może jeszcze stać.

- Kuba...ej, Kuba! - Nowak próbował ocucić kolegę. W czasie kiedy sprawdzał jego oddech i puls, ja postanowiłam sprawdzić tego, którego unieszkodliwiłam siłą.

- Trzeba go stąd wynieść... - mruknął Nowak, unosząc bezwładne ciało ratownika.

- Daj, pomogę Ci... - ruszyłam w stronę Gabriela.
- Ani mi się waż. - zagroził, na co przewróciłam oczami. Wiem, że bagatelizowałam swój stan, a chwilowe polepszenie było wynikiem adrenaliny i instynktu przetrwania.

Nowak przerzucił kolegę na ramię, a ja wyprzedzając go, włączyłam malutką latarkę, która przydała nam się już wcześniej.

- To gdzie teraz? Musimy się pospieszyć, zanim tamten się ocknie i sprowadzić pomoc dla Kuby, Ciebie i tego postrzelonego - powiedział Nowak, nie odstępując mnie na krok.

- Wydaje mi się, że tam - udałam się w lewo od naszej poprzedniej skrytki. Wydawało mi się, że gdy zaświeciłam latarką dostrzegłam metaliczny połysk. Palcami próbowałam wybadać teren.
- Zdaje się, że do są drzwi... Takie jak do garażu. A tu jest kłódka... - mruknęłam - Cholera! Zamknięte.

Czułam przeszywający ból w moich nadgarstkach. Coraz ciężej mi było unosić ręce. Podbiegłam do Kosy i zaczęłam grzebać w jego kieszeniach, aż wydostałam mały, metalowy kluczyk.

- Oby to był ten... - mruknęłam z nadzieją, wracając do metalowych drzwi.
Bingo. Zdjęłam kłódkę i z całej siły pchnęłam "wrota" garażu. Korzystając z naszej jedynej szansy, wybiegliśmy z całych sił na świeże powietrze.

Wioska na Pomorzu, współcześnie

- Halo, Britney? Jesteś tam? - wolała Baśka, wyrywając mnie z moich rozkmin.

- Tak, tak, jestem. Przepraszam Cię, zamyśliłam się. A jak zareagował na wieść o moim wyjeździe?

Ostatnie wydarzenia dały mi trochę do myślenia na temat mnie i Nowego. W mojej głowie nieustanie pojawiały się pytania, na które nie wiedziałam gdzie powinnam szukać odpowiedzi. Kim jesteśmy dla siebie z Nowym? Kim kiedyś byliśmy?

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że się od siebie oddaliliśmy. I to akurat w czasie, kiedy oboje znajdowaliśmy sobie drugie polówki, które okazywały się nie być naszymi połówkami.

Ponownie zaczęłam przeglądać zdjęcia na telefonie, które przypominały mi tylko chwilę spędzone z nim. Bo akurat tego typu zdjęć miałam najwięcej.

Fotografia, którą zrobiłam pewnego razu, gdy usnął u mnie w mieszkaniu. Jeszcze się uśmiechał przez sen. Wyglądał wtedy tak uroczo...

Albo zdjęcie ze szpitala, kiedy zrobili dla mnie tą niespodznkę z tańcem. Jak się później okazało, to on był głównym inicjatorem...

Jeszcze zdjęcie z gazety. Jak się okazało, fotograf postanowił uwiecznić i nas na fotorelacji z turnieju tańca. Co to był za dzień...

I znalazłam nawet różne losowe foty z tego szkolenia, na które wybraliśmy się we czwórkę. To był cudowny wyjazd...

- No nieźle nim trzepnęło. Nie mógł się z tym pogodzić, gdy powiedziałam mu, że nie wiem gdzie jedziesz i kiedy wrócisz. A tak wogóle, jak to zrobiłaś, że gość z którym mieszkasz nie widział, jak się wyprowadzasz? - głos dziewczyny znowu przddarł się przez natłok myśli kotłujących się w mojej głowie.

- Nie wyprowadzam. Tylko przenoszę na chwilę - poprawiłam ją.
- No i co dalej zamierzasz? - dopytuje.
- Wiesz co, nie wiem jeszcze. Muszę to chyba przemyśleć - zastanawiałam się, rzucając kamyki znalezione na piasku do wody - A tak wogóle jak się trzyma Kuba?
- Już dobrze jest. Chociaż lekarze powiedzieli, że niewiele brakowało... - wyczułam lekkie spięcie w głosie Basi, ale nie chciałam w to za bardzo wchodzić.

- A co z ręką? No i wiadomo kiedy go wypuszczają? - dopytywałam. To był pikuś przy innych obrażeniach, które odniósł wtedy mężczyzna, natomiast o reszcie dowiedziałam się jeszcze przed wyjazdem.

- Ręka wróci do pełnej sprawności, ale potrzeba czasu. A z wypisem to zapewne kwestia kilku tygodni. Górska chce mieć pewność z tym obrzękiem mózgu.
- No tak, tak... Dobrze, że chociaż on ma szczęście w miłości i wspierającą dziewczynę - powiedziałam, a dopiero później ogarnęłam, że mogłam chociaż raz ugryźć się w język.

- Narzeczoną - albo mi się wydawało, albo usłyszałam lekką złość w głosie przyjaciółki, gdy mnie poprawiła.
- Dobra... A co u Ciebie? I u małego? - wiedziałam, że jej ostatnio też jest ciężko. Szczerze mówiąc, gdybym mogła to zabrałam bym ją ze sobą. Zasługuje na odpoczynek jak mało kto.

- Lepiej już... Byliśmy na testach alergicznych i wiadomo skąd wysypka. Ostatnio babcia go wzięła na cały dzień, więc poszłam zrobić sobie paznokcie - zwierzała się.
- Uuuu... Musisz koniecznie wysłać zdjęcie. A ogólnie to jak się czujesz?

- Dziękuję, całkiem dobrze dzisiaj. Przepraszam, muszę kończyć, zbieram się na popołudnie do pracy. Odpoczywaj i podziel się ze mną tym morzem - zaśmiała się.
- Jasne. Pa, trzymaj się! - pożegnałam się, odkładając telefon na piasek.

***


Gdy wchodziłam do domu z siatami pełnymi zakupów, poczułam, jak coś ciepłego i włochatego kręci się wokół moich kostek.
- Mala! No cześć, słodziaku... - ucieszyłam się, gdyż poprzednim razem zapomniałam o niesfornym psiaku.
- Noo, był u dzieciaków Ani... - babcia pojawiła się w progu.
- Zrobiłam zakupy... - ruszyłam w stronę kuchni, aby odłożyć torby i pobawić się z Malinką.
- Ajj, Julka, przecież wiesz, że nie musiałaś... - zawołała kobieta. Cała babcia.
- Wiem, babciu, że nie musiałam, ale chciałam.

Choć minęły zaledwie trzy dni, czułam, jakbym spędziła tu co najmniej rok. Czas płyną tu tak powoli, a dni mijały tak spokojnie...

Tak jak obiecałam, po obiedzie udałam się pomóc w ogródku. Moje dżinsowe, krótkie ogrodniczki i luźny top idealnie pasowały do klimatu tej małej, wiejskiej działki. Związałam włosy w lekką kitkę, założyłam słuchawki na uszy, wzięłam z sieni wiaderko i ruszyłam na podwórko.

Czekała mnie teraz długa walka ze swoimi słabościami. Demony przeszłości wdzierały się do mojego życia z dnia na dzień co raz bardziej, aż w końcu musiało się to się skończyć. Ale przecież nie mogę pozwolić, aby przeszłość definiowała moją teraźniejszość, przyszłość, a tym bardziej mnie i to, kim jestem. Czas na zmiany.

Które zaczęłam od dość radykalnego ścięcia włosów w łazience mojej babci. Grzywka delikatnie przysłaniała moje czoło, a krótkie blond kosmyki opadały na moje spalone od pracy w ogródku plecy. Korzystając z masy wolnego czasu, eksperymentowałam również z makijażem. Wiedziałam, że te zmiany wyjdą mi na dobre.

Z zamyślenia wyrwało mnie głośne łomotanie dochodzące z korytarzyka.
- Spodziewasz się gości? - zwróciłam się w stronę babci, na co kobieta przecząco wzruszyła głową - Dobra, idę zobaczyć kto to.
Wytarłam ręce o kuchenną ścierkę i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Bez wahania uchyliłam je, a przede mną ukazały się dwie znajome mi twarze.

- Piotrek? Nowy? Co wy tu robicie i... jak mnie znaleźliście? - tego absolutnie się nie spodziewałam. Gdy otworzyłam drzwi, w ich oczach dostrzegłam jakby cień zaskoczenia, chociaż zaskoczona to chyba powinnam być ja.
- Bronka, posłuchaj, musisz z nami wrócić! - po chwili Nowak się otrząsną i zaczął mnie namawiać.

- Ooo.. gości masz! - ucieszyła się staruszka, pojawiając się za moimi plecami - No ale co, będą tak stać w progu? Zaproś ich!

- No tak... - zmieszałam się przez całą tą sytuację - Babciu, to moi przyjaciele, Piotrek i Gabryś. Chłopaki, poznajcie moją babcię. Wejdźcie.

Uchyliłam szerzej drzwi, zapraszając tym samym gości do środka.
- Ojej, to ja muszę przygotować coś specjalnego na obiad! Wy możecie wstąpić na herbatę albo pójść nad morze i pogadać, a ja w tym czasie się wszystkim zajmę. - zanim zdążyłam się odezwać, babcia zniknęła już w drodze do kuchni.
- Dziękuję Babciu! - krzyknęłam, po czym mój wzrok znów spotkał się z oczami Nowego. Oprócz lekkiego zmęczenia mogłam w nich dostrzec coś nowego, dotąd mi nieznanego. Widziałam, jak mężczyzna analizuje mnie wzrokiem.

- To co, chcecie przejść się nad morze? - zaproponowałam, przerywając niezręczną ciszę panującą w pomieszczeniu. Czułam, że przez przeszywający mnie wzrok Nowaka atmosfera stanowczo się zagęszcza. I Piotrek chyba też to dostrzegł.

- No ja bardzo chętnie, ale muszę zajrzeć pod maskę, bo jak jechaliśmy to coś tam stukać zaczęło. Żona zabije jak auto nie wróci w całości. - wymigał się kolega, spoglądając to na moją twarz, to na Nowego.
- No ja się dziwię, że już cię nie zabiła. - prychnęłam - To może Ci pomogę?
- Nie trzeba, dam radę - odparł.
- Spoko, tu masz moje kluczyki, w bagażniku mam skrzynkę z narzędziami. Może się przyda. - rzuciłam mu klucze do pojazdu - A ty, Nowy? Idziesz?

- Bardzo chętnie... - mruknął, ruszając w stronę drzwi - Panie przodem.
Gdy to usłyszałam, parsknęłam tylko pod nosem, i ukłoniłam się jak księżniczka w długiej sukni.

***


Nie mogłam się doczekać, aż miniemy stary, majestatyczny dąb, pod którym spędzałam każde wakacje, aby móc przerwać tą głuchą ciszę.

- Już prawie jesteśmy... - mruknęłam, a przed nami ukazało się wyjątkowo niebieskie i niespokojne morze. Choć było słonecznie, wiatr już wiał jak przed potężnym sztormem - Jak mnie znaleźliście?

- Baśka nam co nieco powiedziała. I namówiłem ją, żeby wysłała mi zdjęcia, które jej wysyłałaś. I tak cię namierzyłem - wyjaśnił, zatapiając swój wzrok w nadchodzącej w naszym kierunku fali.
- I postanowiliście jechać za mną przez całą Polskę? - upewniałam się, próbując zrozumieć jego tok myślenia.
- Ani przez chwilę się nie zawahałem. - powiedział pewnie, odwracając się w moim kierunku.

- Nowy... - zaczęłam, nie wiedząc, co i jak powinnam teraz powiedzieć - Ja... ja nie wrócę z wami. Tak będzie po prostu łatwiej.
- Łatwiej dla kogo? - jego ton przybierał na mocy. Nim się zorientowałam, dzieliły nas tylko centymetry. Próbowałam zrozumieć to, co dzieje się w jego oczach, w jego myślach i sercu. Co raz silniejszy wiatr zaczął rozwiewać moje włosy, a niebo robiło się co raz ciemniejsze. Zanim zdążyłam wydusić z siebie cokolwiek, Nowak znów się odezwał:
- Łatwiej nie znaczy lepiej.

Czułam, jak mój żołądek zrobił właśnie fikołka, a bicie swojego serca mogłam poczuć w gardle. Nerwowo przełknęłam ślinę, wiedząc, że od swoich popapranych domysłów i niestworzonych teorii zaczynam się rumienić i przybierać odcień zupy pomidorowej mojej babci.

Miałam wrażenie, że dystans między nami się skraca. Poczułam, jak świat zaczyna wirować, a ciemnie ciapki zakrywały mi fragmenty tego, co widzę.

- Podaj mi jeden powód, dla którego mam wrócić. - powiedziałam najbardziej spokojnym głosem, na jaki byłam w stanie się wtedy zdobyć, niemal prosto do jego ust. Byłam ciekawa, co teraz zrobi.

Po chwili zobaczyłam, jak jego świdrujący wzrok powoli przeskakuje to z mojego prawego oka, to na lewe, a później na usta. Bacznie obserwowałam jego każdy ruch, chociaż czułam dziwnie rozchodzący się ból po moim brzuchu.  Nie był to ani głód, ani nudności przy zatruciu pokarmowym. Nie mogłam sobie przypomnieć, aby podobne uczucie dało się opisać medyczne.

Stałam niemal sparaliżowana, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Czy on... czy my...?

W tym momencie rozległ się dzwonek jego telefonu. Widziałam, że on również się zarumienił, ale ja wyglądałam jak dojrzały pomidor. Uciekłam wzrokiem w błękit morza, kiedy on odebrał połączenie od Piotra.

- Co jest?- spytał, odchrząkując lekko chrypę - Ha, ha, ha. No bardzo śmieszne... Nie, właściwie to już wracamy. No cześć.

Kątem oka widziałam, jak Nowak ukradkiem zerka w moją stronę. W odpowiedzi na to co powiedział, zrobiłam pierwszy krok, powoli ruszając w stronę powrotną.

***

Kiedy wróciliśmy do domku mojej babci, obiad był niemal gotowy. Siedzieliśmy z chłopakami przy stole. Widziałam minę Piotrka, gdy dostrzegł, że nieco unikam spojrzenia Nowego, za to ten gapi się na mnie jakbym miała coś na twarzy. W tym momencie myślałam, że strzelę ich obu.

- Julka, dziecko, choć pomóż mi! Zaraz będę nakładać! - babcia zawołała z kuchni.
- Już i... - kiedy zaczęłam odsuwać krzesło, przerwał mi Piotrek:
- Niech Nowy pomoże. Wy już się chyba nagadaliście, ja też bym chciał się dowiedzieć co u Ciebie.

Kiedy miałam już zacząć nalegać, że jednak ja się tym zajmę, gdyż oni są w gościach, poczułam, jak pod stołem Piotrek chwyta mnie za nadgarstek. Złe wspomnienia momentalnie wróciły i poczułam, jak po moich skroniach przechodzi ten sam promieniujący ból co wtedy przez moje ręce.

Sądząc po minie Strzeleckiego, chodziło o coś poważniejszego niż "co u mnie".

- Pani Babciu, Gabryś Pani pomoże - instruował - A ty co, Nowy? Specjalne zaproszenie potrzebne?

Nowak długo nie zwlekał i już po paru sekundach zniknął za progiem drzwi.
- O moim samopoczuciu chyba nie musisz rozmawiać w cztery oczy... - powiedziałam, marszcząc podejrzliwie brwi, na co rozmówca zaczął mnie uciszać.
- Chodzi o Nowego - szepnął - Wydaję mi się, że w coś się wpakował.
- Co masz na myśli? - zdziwiłam się wyznaniem Strzeleckiego.
-

A widzisz jak on wygląda? Przecież to chodzący kłębek nerwów! Nie mogłem mu pozwolić wsiąść za kółko w tym stanie - wyjaśnił.

- To znaczy widziałam, że ma nieco przekrwione oczy, ale myślałam, że to jakaś alergia... - myślami próbowałam wrócić do wydarzeń ostatniej godziny, aby spróbować ułożyć te wszystkie puzzle jak układankę - Wiesz o co może chodzić?
- No właśnie dlatego przyjechałem do Ciebie - odrzekł, co spotkało się z moim nie małym zdziwieniem.
- A co ja mam z tym wspólnego? - dalej usiłowałam rozwikłać tą zagadkę, ale nie zapowiadało się to łatwo.
- A co ja mogę zrobić sam? W pojedynkę? Kuba na razie odpada. Oboje wiemy, że ty go znasz najlepiej.
- Taaa... no ciekawe - parsknęłam nieco sarkastycznie, jednak mężczyzna miał sporo racji.

- Ale myślisz, że z tego powodu tak się upiera żebym wróciła? - próbowałam zrozumieć działanie Gabrysia. Zawsze był bardzo racjonalny i logiczny w swoich działaniach, ale teraz nie miałam zielonego pojęcia co nim kieruje. Zachowywał się co najmniej dziwnie.
- A nie powiedział Ci, dlaczego?
- Kiedy miał powiedzieć to ty zadzwoniłeś i jakoś się nie złożyło... - wyjaśniłam, próbując uciszyć głos w mojej głowie, który miał już swoją teorię na ten temat.

- No ciężko powiedzieć... - westchnął - Nie wygląda jak człowiek myślący racjonalnie. Coś go ewidentnie gryzie. Do tego stres, zmęczenie, nerwy i masz babo placek.
- No ale czy aż tak by mu wtedy zależało? - dziwiłam się.

Zanim Strzelecki zdążył odpowiedzieć, wyprostowałam plecy na widok Nowego niosącego talerze i sztućce, dając do zrozumienia Piotrkowi, że już nie możemy prowadzić tej rozmowy. Po chwili dołączyła do nas babcia, która rzucała jakieś dziwne uśmieszki w moją stronę.

Co ten człowiek jej do cholery nagadał?

Po znakomitej pomidorówce, wszyscy zajadaliśmy się przepysznym schabem faszerowanym pieczarkami. Miód na moje serce. W między czasie babcia wypytywała Piotrka o jego dziecko, żonę, nie ominął nas również temat słabo płatnej pracy i nagłej burzy, która właśnie zabrała nam piękne słońce.

- Długo to planowałaś przede mną ukrywać? - choć pytanie staruszki zabrzmiało poważnie, w jej oczach tańczyły bardziej iskierki ekscytacji, niż jakakolwiek złość. Zamarłam wręcz na moment, jakby ktoś wytrącił mnie z transu delektowania się pysznym posiłkiem. Wszystkie oczy w tym pomieszczeniu skierowały się w moim kierunku.

- Ale co? - spytałam ostrożnie.
- No że masz takiego fajnego chłopaka! - gdy to usłyszałam, zaczęłam krztusić się kęsem mięsa. Gdy chłopacy ogarnęli, że ja się nie śmieje, zaczęli wstawać w moim kierunku, aby mi pomóc. Machnęłam w ich stronę dłonią, dając do zrozumienia, że wszystko okej. Babcia jednak postanowiła kontynuować.

- No co? Przecież to nie ma co się wstydzić! Przystojny, umięśniony, inteligentny, no i jaki zabawny! - cieszyła się staruszka, a Nowak nie umiał opanować śmiechu. Skierowałam wzrok w jego kierunku, mając ochotę wstać i go udusić. Co on nagadał tej kobiecie?

A co ważniejsze: jak ja się z tych jego bajeczek wykręce?

___________________________________________
no to oficjalnie witam was w drugiej części Przeznaczonych sobie! pomysł wziął się stąd, że dotąd rozdziały były króciutkie, a fajnie byłoby uporządkować jakoś najważniejsze wydarzenia<3

dziś było trochę można powiedzieć gorąco, wiele też spraw się wyjaśniło, ale mam do was dwa pytania:
1. jaka piosenka waszym zdaniem idealnie oddaje vibe tej książki?
2. jak wyobrażacie sobie pierwszy pocałunek Notney? (pytanie czysto hipotetyczne ;) )
wasze opinie pozwalają mi udoskonalać tą książkę <3

miałam wielką inspiracje do napisania tego rozdziału, gdyż sama spędziłam tydzień nad morzem, pamiętajcie - to nie jest dzieło wyższych lotów, ale mam nadzieję, że czujecie tą świeżość

i ostatnia sprawa - wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka dla nas wszystkich! pamiętacie - wszyscy jesteście ważni i wyjątkowi<3
dziękuję za rekordowo pozytywny odbiór poprzedniego rozdziału i do następnego! <3

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

22K 1.4K 38
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
92.1K 3.2K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
26.2K 1.3K 46
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
22.2K 1.8K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...