Mój typ

499 23 34
                                    

*Alek*
Korzystając z chwili wolnego, wsiadłem to pustej karetki i wybrałem numer do do Liwii.
- Hej, masz chwilę? Jesteś sama? - upewniłem się.
- No, tylko szybko - mruknęła niemal szeptem.
- I co? Wiesz już coś? - dopytywałem.
- Cierpliwości, człowieku. Jestem tu dopiero sześć godzin - westchnęła, ewidentnie się irytując.
- Lepiej, żebyś wiedziała, co robisz - wycedziłem przez zęby.
- Uspokój się. Doskonale wiem co robię. Mam plan, tylko muszę zdobyć na chwilę jej telefon - wyjaśniła.
Po chwili do pojazdu weszła Anna, przez co musiałem szybko zakończyć rozmowę.

- Co się tak patrzysz, jakbyś zobaczył ducha? Wezwanie mamy! - powiedziała lekarka, na co bez słowa odpaliłem silnik.

***

- Idę się przewietrzyć - przeciągnęłam się, po czym leniwym krokiem opuściłam bazę. Schodząc już ze schodów zorientowałam się, że nie mam przy sobie swojego telefonu.
Cofnęłam się do bazy, w której znajdował się tylko mój zespół. Rzuciłam okiem na blat, jednak tam nie widziałam urządzenia w jasnoróżowym etui. Następnie zeskanowałam oczami powierzchnię stołu, ale tam również pusto. Gdy podeszłam w stronę kanapy, na której siedział lekarz, postanowił się odezwać.
- Czego szukasz? - zagadał, widząc moje zachowanie.
- Telefonu - westchnęłam, sprawdzając jeszcze raz wszystkie kieszenie w spodniach, bluzie i kurtce.
- Może w karetce zostawiłaś? - odezwała się ciemnooka koleżanka.
- Może... - mruknęłam zamyślona, wychodząc z bazy.
Udałam się tak jak poleciła ratownika do karetki. Ku mojemu zaskoczeniu, miała rację. Telefon leżał spokojnie na siedzeniu obok siedzenia kierowcy.
- Dziwne - powiedziałam sama do siebie, biorąc ze sobą moją zgubę.
Nigdzie nie ruszałam się bez telefonu. A w karetce nie rzucałam go gdzie popadnie, zawsze swoje miejsce miał w zapinanej na suwak kieszeni mojej kurtki, od jej wewnętrznej strony.

Chcąc skorzystać z chwili wolnego, udałam się na ławeczkę na placu przed szpitalem, położyłam się, okrywając kurtką i wpatrywałam w niebo. Próbowałam przestać na chwilę myśleć o wszystkich problemach i wydarzeniach ostatnich dni, by po prostu odetchnąć i zresetować umysł. Zdążyłam na chwilę przymknąć oczy, kiedy usłyszałam nad sobą męski głos.

- Można? - spytał Benio, trzymając w ręce kubek gorącej kawy.
- Jasne - podniosłam się powoli do pozycji siedzącej.
- Mogę Cię o coś spytać? - zaczął niepewnie.
- Mhm... - mruknęłam, lepiej okrywając się kurtką.
- Jaki jest Twój typ? - gdy tylko usłyszałam te pytanie, moje oczy momentalnie skierowały się na twarz lekarza.
O co on mnie wogóle pytał? Co go to interesuje? Na samą myśl o tym, do czego nasza relacja dążyła, a bynajmniej z jego strony, przechodził mnie jakiś dreszcz. Pamiętam jeszcze jak mnie przedstawiał doktor Annie i doktorowi Górze w bazie. Góra myślał, że jestem córką jego córką! Niby wiek to tylko liczba, ale... nie chcę psuć tej przyjaźni między nami.

Odnosząc się jednak do jego pytania, najdziwniejsze było to, że mężczyzna, mimo, że nie był w takim "moim typie" był naprawdę przystojny.

W momencie, kiedy musiałam już odpowiedzieć wybawił mnie głos Bielińskiego w radiu. Tym razem nie mogłam się wymigać.

***

Pożegnałam się z Liw, po czym usiadłam na kanapie, scrollując instagrama. Byłam już praktycznie gotowa do wyjścia. Podniosłam na chwilę wzrok z nad ekranu urządzenia. To chyba był błąd.
Moim oczom ukazali się Nowak i Benio, którzy akurat zdejmowali koszulki. Nie wiedzieć czemu, nie mogłam odciągnąć wzroku od nich.

Benio, mniej umięśniony i chudszy od młodszego kolegi. Ale ta jego nieco ciemniejsza karnacja... Do tego był odrobinę wyższy od Nowego.

Nowak, wysportowany, umięśniony. Światło tak padało na jego wyrzeźbione ciało, że idealnie uwydatniało wszystkie jego mięśnie. Jego długawe loczki były potargane przez ubranie, które przed chwilą z siebie zdjął. Dopiero teraz, gdy mogłam się mi przyjrzeć z bliska dotarło do mnie, że to właściwie jest definicja mojego typu.

O czym ty wogóle myślisz, Britney?

Powinnam się spodziewać, że moje wgapianie się w nich tak się skończy.
- A ty co się tak gapisz? - Nowak się głupio uśmiechnął - Mamy coś na plecach?
- ymm... co? nie, nie gapie się - mogę się założyć, że moja twarz już była w kolorze barszczu wigilijnego.
Kiedy znowu wróciłam do grzebania w telefonie, wprost czułam na swojej twarzy wzrok obu mężczyzn i te ich głupie uśmieszki. Po co się wogóle na nich spojrzałam?
Udawałam, że za bardzo ich nie słucham, kiedy rozmawiali o swoich planach. Benio chciał skoczyć do jednej pacjentki do szpitala. Chwilę później odezwał się również Nowak:
- Tak się składa, że ja też mam tam jedną sprawę do załatwienia.

Nawet nie zwróciłam uwagi, jak to wyglądało, gdy moją głowa wykonała gwałtowny ruch w górę, aby się na niego spojrzeć. Poczułam, jakby ukłucie szpilką w brzuchu, gdy tylko pomyślałam, po co do tego szpitala idzie. Wiedziałam, że w moich oczach płonęły żywe ognie i Nowak napewno to dostrzegł.
- Do zobaczenia w domu! - zawołał lekarz, wychodząc.
Wtedy na twarzy kolegi dostrzegłam cień tego jego głupiego uśmieszku.
- A ty? Jakie masz plany? - spytał.
- Ja? Muszę coś na mieście załatwić i jadę do domu. - mruknęłam poważniej niż kiedykolwiek, udając, że szukam czegoś w torebce.
- No to zdaje się, że mamy 1:1... - szczerzył się Nowak, gdy wstałam z kanapy i podeszłam do szafki.
- Co? O co Ci chodzi? - skrzywiłam się.
- Wydaje mi się, że jesteś trochę zazdrosna... - jego cyniczny głosik doprowadzał mnie powoli do szału.
- Mhm. Tak jak powiedziałeś. Wydaje Ci się. - powiedziałam, opuszczając bazę - Pa!

Szłam już w stronę swojego samochodu, gdy poczułam wibrację mojego telefonu w torebce. Zwalniając na moment, wydobyłam urządzenie i odblokowałam je. Niemal nagle się zatrzymałam, gdy zobaczyłam, od kogo to była wiadomość.
Była z numeru matki.

Wszystko dobrze u Ciebie?

Musiałam przeczytać dziesięć razy zarówno treść wiadomości, jak i numer, aby się upewnić, czy to na pewno od mojej matki.
Ślimaczym tempem ruszyłam w stronę samochodu, bo uznałam, że jak tak dalej pójdzie do dostanę zawału na środku ulicy. Nagle poczułam szarpnięcie za rękę, które jeszcze bardziej wybiło mnie z rytmu.

- Długo będziesz udawać, że mnie nie widzisz? - wyskoczył do mnie z pretensjami nie kto inny, jak Alek.

Zanim jednak się odezwałam, patrzyłam po prostu na niego z pustką w oczach.
Widziałam jego zdezorientowanie moim zachowaniem. Jednak gdy zrozumiałam, że mężczyzna ściska moją rękę, wyrwałam się.
-

Puszczaj mnie! - wysyczałam - Czego ty znowu ode mnie chcesz?
Ratownik coś paplał, ale nie mogłam się na tyle skupić, wy zrozumieć chociaż jedno słowo.
- Posłuchaj mnie, nie mam teraz głowy niańczyć Cię i powtarzać Ci tysiąc razy to samo! Jak masz problem z rozumieniem podstawowych komunikatów to wróć do podstawówki, może jeszcze nadrobisz! - po tych słowach miałam już odejść, jednak poczułam mocne szarpniecie, przez które wpadłam na ratownika.
- Zostaw ją!
Oho, tylko go tu brakowało.
Alek, gdy tylko zobaczył Nowego zbliżającego się do nas, niemal natychmiast puścił mnie i zaczął zmierzać w jego stronę.
Tak, niech jeszcze się tu potłuką.
- Gabryś, hej! Przestańcie! - wepchałam się pomiędzy dwójkę mężczyzn, asekurując ich rękami - Koniec spotkania, bardzo niemiło było Cię widzieć, nie nachodź mnie więcej. Nowy, idziemy.
Pociągnęłam go za rękę w stronę samochodu. Kiedy weszliśmy, położyłam głowę na kierownicę, robiąc dwa głębokie oddechy.
- Ty nie byłeś w szpitalu...? - zorientowałam się, że mężczyzna nie przyszedł od strony szpitala, tylko tak, jakby wychodził po prostu z bazy.
- Nie byłem.
___________________________________________
heja, jakby ktoś pytał to żyje, sporo się u mnie pozmieniało, a poza tym ostatnio trochę gorzej się czuję więc dodaję z zapasów - za błędy przepraszam, później zrobię lekką korektę<3 piszcie co tam u Was bo się stęskniłam 
BARDZO WAŻNE PYTANIE:
Który wątek jest najlepszy? Który według Was mógłby się już zakończyć?
Bardzo mi to pomoże ukierunkować dalsze losy tej historii, miłego! ❤️

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz