Tylko jedno słowo

1K 50 22
                                    

Rozpisywałam na kartce co muszę spakować, kiedy telefon leżący obok notatnika zaczął wibrować.
- Nie mogłam wcześniej rozmawiać, musiałam w czymś pomóc Tadzikowi. I jak, spakowana? - spytała przyjaciółka.
- Nie no, co ty... Dopiero piszę listę rzeczy do zabrania... - odpowiedziałam w zadumie - A jak u Ciebie sytuacja?
- Udało mi się załatwić opiekę na ten tydzień dla Tadzia, Adam obiecał, że się nim zajmie... ale nie wiem, czy to dobry pomysł... Może powinnam jednak poprosić moją mamę, by się nim zajęła... - dzieliła się swoim wątpliwościami.
- Wiesz co, Baśka... Jak bym ja miała coś powiedzieć to myślę, że musisz zaufać trochę Adamowi... Skoro pracuje u nas jest czysty, a po za tym to też jego syn - starałam się delikatnie wyrazić swoje zdanie.
- Skoro to też jego syn, to gdzie był, kiedy go nie było? Gdzie był, kiedy go potrzebowałam? - lekko zbulwersowała się.
- Ja nawet go rozumiem... - cicho westchnęłam.
- Jak możesz to rozumieć? - nie rozumiała Basia.
- Nie wiem Baśka, nie wiem... To jest ciężka sprawa i w zależności z jakiego kąta spojrzysz, widzisz tą sprawę w zupełnie innym świetle. Chłop przychodzi do swojej ukochanej pracy, na wezwaniu chce uratować dziecko, które wbiegło to budynku, który po chwili się wali. Myślisz, że jak leżał pod tymi gruzami to nie myślał o Was? Jeszcze tego samego dnia jego przyjaciel musi odciąć mu nogę, co na zawsze przekreśla jego karierę w pogotowiu. Nie może robić tego, co kocha. A nawet więcej. Zostaje mu odebrana cząstka jego. Musi się nauczyć żyć w nowych warunkach, mając z tyłu głowy wątpliwości, czy da radę zająć się rodziną tak, jak robił to do tej pory. Człowieka załamanego można łatwo wkręcić w nałogi... Lub w sekty działające pod przykrywką ośrodka uzależnień. Zrozumiał błędy i próbuje je naprawić. Nie cofnie czasu, ale robi co może. Byłaś z nim i z Tadziem nie raz w kinie czy w innych miejscach. Widziałaś, jak się zachowuje oraz że dziecku nic nie grozi - opowiedziałam zamyślona.
Po chwili ciszy odezwał się zmyślony głos przyjaciółki.
- Czyli co... Myślisz, że powinnam zostawić go pod opieką Adama?
- Nie mogę za Ciebie podjąć decyzji. Jesteś jego matką, wiesz, co jest dla niego dobre. Ja bym dużo dała żeby zobaczyć się z ojcem... - mój głos zaczął drżeć, po czym szybko zmieniłam temat - To jak z tym wyjazdem, co pakujesz?

***

Na dworze zrobiło się już ciemno. Starannie prasowałam wszystkie ubrania, które chciałam zabrać na szkolenie. Składałam je w staranną kostkę i układałam w walizce, jedno po drugim.

- Ciuchy - są, bielizna i skarpetki - są, kosmetyczka makijażowa - jest... - zbierałam myśli, wyliczając na głos.
Poszłam umyć zęby i zmyć makijaż, aby móc dopakować resztę rzeczy. Gdy szczotkowałam zęby z mojego telefonu rozbrzmiały dźwięk powiadomienia.
- Kuba, ty kupujesz wszystkie bilety, prawda? - napisał Gabryś na naszej nowo utworzonej grupie.
- Tak, jutro z dworca Warszawa Centralna mamy pociąg o godzinie 8:12. Kasę przelejcie mi na konto albo jutro oddacie - odpisał Szczęsny.
- Chyba musimy jescze kupić bilety z Leśnej Góry do Warszawy Centralnej... Obawiam się, że nie będziemy mieli gdzie tam zostawić samochodu. - odpisałam lewą ręką, prawą dalej szorując zęby.
- Dobra, ogarnę to - napisała Baśka.
- Do zobaczenia jutro! - pożegnał się Nowy.
- Dobranoc wszystkim - napisałam i zablokowałam ekran telefonu. Wypłukałam buzię, a szczoteczkę schowałam do specjalnego pojemnika. Po ogarnięciu twarzy dopakowywałam całą resztę potrzebnych rzeczy. Z niemałym wysiłkiem podniosłam wielką i ciężką, różową walizę, przetaszczywszy ją do korytarza, westchnęłam ze zmęczenia.
- Nie mogę się doczekać jutra - pomyślałam - to będzie wspaniały tydzień.

***

Obudziły mnie ciepłe promienie wschodzącego słońca, padające na moją zaspaną twarz. Wzięłam szybko telefon do ręki, chcąc sprawdzić, która jest godzina.
- 6.30 - wymamrotałam sama do siebie - No, Britney, masz wyczucie...
Wstałam energicznie z łóżka, poszłam do kuchni, by zrobić sobie płatki kukurydziane na mleku. W pośpiechu zjadłam i przygotowałam się do wyjścia. Zamykając mieszkanie, wybrałam numer Basi.
- Hej Basiu, o której mamy ten pociąg z Leśnej Góry? - spytałam śpiesznie.
- 7:35 wyjeżdża od nas, a o 8:04 przesiadka w Warszawie na pociąg o 8:12 - odpowiedziała.
- Cholera! - westchnęłam zdenerwowana, wiedząc ile czasu mi zostało. Rozłączyłam się. Mieszkałam całkiem blisko tutejszego dworca, jednak wydawało mi się, że zawleczenie tam mojej walizki trochę potrwa. Jak się później okazało, dotarłam tam dość szybko. Jednak te treningi bardzo mi się opłaciły.
Przechadzałam się po peronie 2, rozglądając się za znajomymi. Po chwili ujrzałam dwie znajome sylwetki, kierujące się w moją stronę.
- Hej, jest już Basia? - spytał Kuba.
- Nie, jeszcze jej nie widziałam - odpowiedziałam, kiwając głową przecząco.
- Za trzy minuty mamy pociąg... - westchnął Nowak, rozglądając się dookoła.
- Wiecie co... - zastanowiłam się przez chwilę - Zadzwonię do niej.
Wybrałam w telefonie numer przyjaciółki i rozłożyłam ekran do ucha.
- Basia, gdzie jesteś? Późno już! - powiedziałam
- Właśnie wchodzę na teren dworca... - powiedziała z zadyszką.
- Dobra, to dawaj szybko do nas - odpowiedziałam - No dobra, dobra, cześć.
Po chwili na peron wjechał pociąg, do którego mieliśmy wsiadać. W tym czasie dotarła do na Basia. Wsiedliśmy do pojazdu, przechadzając się po wagonie.
- Ja też chcę przy oknie! - droczyli się chłopaki, biegnąc w stronę miejsca 4-osobowego.
- Jak małe dzieci... - śmiałyśmy się z przyjaciółką, podążając za kolegami.
Zajęłam miejsce obok Nowego, który siedział na przeciwko Kuby - tak jak chcieli, zajęli miejsca przy oknach. Na przeciwko mnie usiadła Basia.

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleWhere stories live. Discover now