Nie wyprę się jej

1K 51 10
                                    

Siedziałam na krzesełku, w korytarzu na komendzie. Nie chcieli mi nic powiedzieć ani się z nim zobaczyć. Kiedy wyjechałam policjantowi, z którym rozmawiałam z jakimiś paragrafami o zatrzymaniu, prokuraturze i innych pierdołach, powiedział tylko, że czeka na wizytę prokuratora, ten ma przedstawić mu zarzuty. To znaczy, że jest bardzo źle. Nie wiedziałam dalej, co napisać przyjaciołom. "Jest bardzo źle", "Zaraz przedstawią mu zarzuty". Równie dobrze mogłam bym napisać, że zaraz wyląduje w pierdlu. Przecież nie zostawię tego tak. Jednak nie mogę zapominać, że jestem w tej kwestii bezsilna. Wyjęłam telefon z kieszeni. Byłam zmuszona zrobić coś, czego nie chciałam zrobić już nigdy w życiu. Jednak bez jej pomocy nie wyciągnę kolegi z tarapatów. On tu trafił przecież przeze mnie. Jestem mu to winna.

"Potrzebuję Twojej pomocy. Nigdy Cię o nic nie prosiłam i nigdy nie chciałam prosić, lecz w tej sytuacji nie mam wyjścia."

Opisałam jej po sytuację, gdzie, co i jak i wysłałam SMS-a z nadzieją, że moja własna matka chociaż raz mi pomoże.

Jest ona prawniczką, znaną, popularną bogatą. Od zawsze liczyła się tylko kasa. Chciała mnie kontrolować. Moja życie miało wyglądać tak, jak ona sobie to zaplanowała. Chłopak - bogaty biznesmen, praca - prawniczka, w ślady mamy. Miałam być jej marionetką. Dlatego od niej się odcięłam. Jednak w tej sytuacji nie miałam wyboru. Chodzi o mojego przyjaciela, właśnie z mojej winy tu jest. Ona z kolei zawsze osiągała swój cel. Od dawna podejrzewałam, że tutaj większą rolę gra jej wizerunek, pieniądze i wpływość na arenie polskiej i europejskiej niż talent, wiedzą czy doświadczenie prawnicze. Oczywiście, nie popieram takiego czegoś. Natomiast w tej sytuacji nie interesowało mnie, jak to zrobi, chciałam, żeby po prostu pierwszy raz w moim całym życiu spełniła moją prośbę. Nigdy jej nie było. Zawsze była praca, obowiązki, imprezy służbowe, wykwintne kolacje że znajomymi z branży. Nigdy nie miała czasu dla córki czy dla męża. Zatem czy proszę o tak wiele?

***

Mijały godziny siedzenia w policyjnej poczekalni. Liczyłam, że za chwilę coś się zmieni, że Nowy wyjdzie, wszystko się jakoś ułoży, wrócimy do domów i ten koszmar się wreszcie skończy. Jednak z minuty na minutę ten promyk nadziei, schowany gdzieś głęboko w mojej duszy, zaczął wygasać. Właściwie, skąd ta nadzieja się we mnie pojawiła? Skąd wziął się pomysł, że moja matka chociaż raz zrobi dla mnie... cokolwiek? Bez sensu tu siedzę... czy ja do końca zgłupiałam, że liczę na swoją matkę. Moje myśli prowadziły nieustanną bitwę w mojej głowie. Przecież nie siedzę tu dla niej, tylko dla Gabriela. Ale czy nie za bardzo mi na nim zależy? Przecież dla niego jestem tylko koleżanką... A miałabym być kimś innym? Co ja teraz właściwie bredzę? W sumie ostatnio był dla mnie bardzo troskliwy... Dobra, skończ Britney. Siedzisz tu cały dzień, nie spałaś już drugą dobę. Wszystko Ci się chrzani w głowie.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk połączenia. Dzwoniła Baśka.
- Tak? - mruknęłam do telefonu, lekko zaspanym głosem.
- No i co, wiesz już coś? - spytała, znużona czekaniem. Siedziała w bazie, z resztą się zmieniali, oczekując, że usłyszą ode mnie: "Wyciągnęłam Nowego" albo "Wypuścili go" lub coś w stylu "Uratowałam tyłek Gabrysiowi, mimo, że z mojej winy się tu znalazł". Nie miałam siły tu dłużej siedzieć, wszystko zaczyna mi się już mieszać.
- Nie, nie wiem, Baśka, myślę, co jeszcze mogę zrobić - westchnęłam, przecierając oczy.
- To, może powiedz, co ja mam im powiedzieć? Że co, że Britney dalej nic nie wie? - wzburzyła się - Dobra, kończyć, ktoś idzie. No cześć, hej.
Nie zdążyłam się pożegnać, a dziewczyna rozłączyła się. Zdjęłam z siebie kurtkę, złożyłam w kwadracik, położyłam na jednym krzesełku i rozłożyłam się na twardych, plastikowych krzesełkach. Nie miałam już siły. Ułożyłam głowę na poduszce ze złożonej kurtki i zamknęłam oczy.

*Nowy*
Nie wiem, co myśleć o tym wszystkim. Nie żałowałem, ale nie wiedziałem, co dalej ze mną będzie. No, w zasadzie wiedziałem - pewnie pójdę siedzieć. W mojej głowie panowała zupełna pustka.
Nagle do pomieszczenia, w którym siedziałem wszedł policjant, z którym już rozmawiałem wcześniej.
- Sytuacja się trochę zmieniła... - mówił lekko zdezorientowany - Jest Pan zwolniony, może pan iść.
- Słucham? Jak to "sytuacja się zmieniła"? Co to ma znaczyć? - spytałem z niedowierzaniem.
- Niech pan już idzie - powiedział groźnie policjant, nachylając się nad stolikiem, przy którym siedziałem. Z niedowierzaniem patrzyłem na funkcjonariusza, patrzącego na mnie ciężkim wzrokiem. Wzbudziło to moje podejrzenia. Jak to wogóle możliwe?Facet, którego uderzyłem z gołej pięści w twarz miał wstrząśnienie mózgu. . Najprawdopodobniej wyliże się, ale jednak. Jego ojciec jest adwokatem. Nie ma szans, że wycofał oskarżenia. Nie dyskutowałem - wiedziałem, że niczego się nie dowiem. Ktoś na pewno musiał w tym maczać palce. To musiało być coś grubszego.
Wstałem u udałem się w stronę drzwi. Wyszedłem na korytarz, trąc dłońmi twarz. Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem Britney, leżącą na krzesłach. Czy ta wariatka przez cały czas siedziała tutaj i na mnie czekała? Uśmiech sam namalował się na mojej twarzy. Ruszyłem w jej stronę i przykucnąłem przy krzesełkach, na których drzemała.
Bardzo poruszył mnie fakt, że dziewczyna siedziała tu tyle czasu. Dlaczego to robiła? Martwiła się o mnie?
Przesunęłam kosmyk włosów z jej policzka, gładząc brzegiem dłoni jej chłodny policzek. Musiała zmarznąć, leżąc tutaj tyle czasu. Zobaczyłem, jak powoli otwiera oczy, uśmiechając się nieświadomie. Po chwili jednak jej oczy zabłyszczały jak pięciozłotówki. Od razu rzuciła mi się na szyję.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię wypuścili - powiedziała, ściskając moją szyję.
- Dobra, bo mnie jeszcze z tej radości udusisz - odpowiedziałem, widząc jej szczęście - Ale ta sprawa wydaje się być dziwna...

*Britney*
- Ale ta sprawa wydaje się być dziwna...
Na te słowa zakłopotałam się. Wiedziałam, że słabo mi wychodzi ukrywanie czegoś, jednak w tej sytuacji byłam do tego zmuszona. Nie mogłam mu powiedzieć o mojej matce. Z resztą nikomu nie mogłam. Jestem wdzięczna, że mi pomogła, ale nie chcę, by wiedzieli, że to jej sprawka. Nawet nie wiem, czy zrobiła to... legalnie. Ona idzie po trupach do celu. Zawsze mi powtarzała, że mam to po niej, że nie wyprę się jej. Ja jednak ta myśl od siebie zawsze odrzucałam.
- To co, idziemy? - spytałam, na co chłopak rozłożył moją kurtkę i narzucił ją na moje ramiona. Wstałam i udaliśmy się w stronę wyjścia z budynku. Gdy wsiadaliśmy to samochodu, wzięłam telefon i wysłałam do matki wiadomość:

"Dziękuję"

___________________________________________przepraszam za opóźnienie, ale miałam coś ultrawaznego do załatwienia, mam nadzieję, że ten rozdział wam się podoba, uznałam, że zrobię w nim więcej opisów niż wydarzeń, żebyście lepiej mogli poznać główną bohaterkę 💖 widzimy się za dwa dni, gdzie czeka nas kolejna dawka kłopotów 😘 DZIĘKUJĘ ZA 2K, KOOOCHAM WAS 🥰 piszcie jeśli chcecie jakiś special

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleWhere stories live. Discover now