Diagnoza

490 21 12
                                    

- Cukrzyca? - niemal wykrzyczałam, gdy usłyszałam diagnozę od lekarki.
- Tak, ma ona związek z nadciśnieniem, ale nie wydaje mi się, aby była bezpośrednią przyczyną - wyjaśniła Górska - Musisz być pod opieką kardiologa oraz diabetologa. I zacząć przyjmować insulinę.
Nosz cholera jasna. Jeszcze mi tego brakowało.
- Nie zauważyłaś wcześniej objawów? - dopytywała.
- Zawsze dużo jadłam i piłam, ostatnio też trochę schudłam, ale po wypadku mniej jadłam... nie pomyślałam o tym... - wyjaśniłam spokojnie. W głębi byłam jednak załamana.
- Dobrze, zatem wypiszę Ci skierowanie do specjalistów i na resztę badań... oraz receptę na insulinę... myślę, że nie muszę Ci za wiele tłumaczyć, prawda? Wiesz, z czym to się wiąże? - spojrzała na mnie.
- Mhmm... - mruknęłam zamyślona.
- Chcesz udostępnić komuś wgląd do karty? - dopytała.
- Nie... Wolę, żeby na razie nikt nie wiedział - spojrzałam w oczy lekarce, dając jej do zrozumienia, że nie chcę, aby nikt z bazy wiedział.

Wyszłam z gabinetu, kupą kwitów w lewej ręce. Prawą dalej wycierałam krew z twarzy, kiedy zobaczyłam Alka.
Wcześniej wykręciłam się od odpowiedzi na jego pytania, mówiąc, że źle się czuje, i że powinni mnie zbadać na SOR-ze.
Jak się okazało, przeszłam z deszczu pod rynnę.

- No. Czekam. - założył rękę na rękę.
- Na co? - parsknęłam - To ja czekam na jakieś "dziękuję Britney, uratowałaś mnie".
- Nie zmieniaj tematu, dobrze wiesz o czym mówię - ciągnął.
- Nie, nie wiem - zgrywałam się - Ostatnio mi się zdarzają krwotoki z nosa, to przez słabe naczynko. Mam skierowanie do laryngologa na przypalenie go. - pomachałam mu przed twarzą papierami od lekarza, ale zrobiłam to tak, by nie miał szansy odczytać, co jest na nich napisane.
- Skąd ten skok ciśnienia? - spytał, mierząc mnie wzrokiem.
Faktycznie czułam, że podał mi captopril pod język, ale skąd wiedział, że to skok ciśnienia, skoro mi go nie zmierzył? Albo coś wie, albo był skrajnie nieprofesjonalny i nieodpowiedzialny. A to raczej nie w jego stylu.
- A Tobie by nie skoczyło? - wzburzyłam się - Ty mnie pytasz skąd wysokie ciśnienie, jak ja myślałam, że on mnie... - nie chciało mi to przejść przez gardło - A z resztą nie ważne.
Kiedy miałam już odejść, przypałętał się kolejny problem. Kurna.
- Ewa? Co ty tu robisz?

***


Po tym jak żona Alka zrobiła wstyd i mi, i jemu na oczach wszystkich z bazy wściekła, a za razem przytłoczona tym wszystkim wparowałam do bazy i wzięłam kolejny dyżur. Wiedziałam, że po tak ciężkim wezwaniu to nie był najlepszy pomysł, ale bardzo nie chciałam być sama. Jak się okazało, będę teraz jeździć w 18P z Nowym.
Sytuacja z dzisiaj przypomniała mi kolejne negatywne wspomnienie z przeszłości.
Moja matka nigdy nie interesowała się za bardzo moim dobrem. Przez "dobre dla mnie" uważała zaspokojenie swoich ambicji i dążenie do swoich chorych celów.
Nie zajmowała się sprawami byle kogo. Zazwyczaj broniła w sądzie wpływowych biznesmenów lub polityków, lecz zdażały się również sprawy mafii i gangów. Matka była umoczona w ich mroczne interesy. Zawsze najważniejszy był jej tyłek. Doskonale wiedziała, kiedy trzeba było zniknąć i się gdzieś zaszyć. Jest bardzo inteligentna, tego nie mogę jej ująć. Mimo tego jej sprytu jej interesy bardzo obijały się na mnie. I kiedyś to wszystko zaszło za daleko. Matka nie mogła się dogadać z gangiem, z którym współpracowała i aby się zemścić, a raczej ją "ostrzec" postanowili wykorzystać mnie. Doskonale znałam tych ludzi, moja matka mnie wmieszała w swoje sprawy na długo przed tym. I wtedy znalazłam się w podobnej sytuacji jak dziś. Tyle że było o wiele gorzej.
Jednak tacie udało się mnie uratować. Ile bym dała, żeby jeszcze tu był.

Jeździliśmy po mieście z Nowakiem w oczekiwaniu, a raczej gotowości, na wezwania.
- Co z tą... dziewczyną? - spytałam, choć ciężko mi było nie zdradzić żadnych emocji. Nie wiem do końca dlaczego, ale strasznie mnie irytowała ta dziewucha. Wydawało mi się, że pogrywa z nimi oboma, chociaż nie miałam pewności. I już teraz wiedziałam, że nie byłabym sobą, gdybym tak poprostu to zostawiła, nie wtrącając się.
- To trochę skomplikowane... - głośno westchnął, chcąc szybko wyminąć niewygodny temat - A co u Ciebie?
- Nic nie mów - odpowiedziałam westchnięciem - Ciężki dyżur...
- Chodzi o tą sytuacją z żoną tamtego... idioty? Jak to się stało, że ona mu wybaczyła...? - dziwił się Nowak.
- Nie tylko... Mieliśmy ciężkie wezwanie... Napadła na nas grupa pijanych karków, na totalnym pustkowiu. Pobili Alka i Zdzisia, a mnie jeden z nich sprowadził do parteru i.. - znowu nie wiedziałam, jak to powiedzieć, jednak wiedziałam, że jak to komuś powiem, będzie mi lżej - On zaczął mnie dotykać...
Kiedy w końcu to z siebie wyrzuciłam, spojrzałam na kolegę prowadzącego pojazd. Widziałam, że się zdenerwował. Ścisnął kierownicę i zacisnął zęby. Nie wiedział, co powiedzieć, o czym świadczyła panującą tutaj cisza.
- Jak to się skończyło? Nie boli Cię nic? Nic Ci nie dolega? - zmartwił się.
- Nie, jest okej... Dziękuję. - odpowiedziałam. Dawno nikt się o mnie nie martwił.
- Nie wiem, czy powinnaś dzisiaj jeździć... Może jesteś głodna? Możemy podjechać do maka czy gdzieś, kupię Ci coś... - powiedział.
Naprawdę poruszyła mnie jego troska. Nie pamiętam kiedy ostatni raz kogoś tak interesowałam. Chyba jak jeszcze mój ojciec żył.
Jednak słowa Nowego przypomniały mi o najnowszej diagnozie. Przed drugim dyżurem skoczyłam po potrzebne rzeczy do apteki. Kupiłam dawki insuliny na jakieś dwa dni. Powinnam coś teraz zjeść.
- Podjedźmy do jakiegoś sklepu, kupię sobie ciastko - poprosiłam.
Nowak zaparkował karetkę pod najbliższym sklepem.
- Siedź, ja pójdę - powiedział, gdy zobaczył, że powoli wstaję z miejsca.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy widziałam, że on się naprawdę o mnie martwi. Długo nie musiałam czekać, a ratownik wrócił.
- Wziąłem też gorącą czekoladę, wiedziałem, że lubisz... - uśmiechnął się.
- Ile Ci wiszę? - zaczęłam grzebać po kieszeniach.
- Daj spokój! Nie wygłupiaj się! - podał mi posiłek.
- Dziękuję Ci bardzo, Gabryś, naprawdę - powiedziałam ciepło, zabierając się do pałaszowania.

***

Siedziałam przy stole w socjalnym, wertując stertę recept od doktor Górskiej. Przeglądałam swoje konto bankowe na telefonie, analizując moje wydatki na jedzenie i inne rzeczy. Próbowałam spiąć te wydatki w całość, podliczając je na kalkulatorze z uwzględnieniem moich zarobków. Cholera jasna!
Ze złości przywaliłam pięścią w stół, nim zorientowałam się, że nie jestem sama.
- Britney...? - mruknął mój towarzysz dyżuru, wchodząc do pokoju i zajadając coś.
- Co? - burknęłam wkurzona.
- Co się dzieje? - usiadł tuż przede mną.
- Nie ważne... - mruknęłam, zabierając papiery. Nie chciałam dzielić się z nim swoimi problemami. Zresztą z nikim.
- Julia. - jego zimny, stanowczy ton zwrócił moją uwagę. Spojrzałam na mężczyznę. Jego przenikliwe, szarawe, ale ciemne, głębokie oczy lustrowały właśnie moją duszę. A niech mnie! Ten człowiek wszystko ze mnie wyciągnie...
- Mam... Mały problem... - zaczęłam głośnym westchnieniem.
- Jaki? Może mogę pomóc? - powiedział, nieco zmieniając ton, jednak dalej patrząc mi w oczy.
- Z kasą - skrzywiłam się - Teraz doszły mi dość pilne wydatki... i niedługo nie będzie mi starczać na jedzenie.
- U mnie też nie najlepiej... - przeczesał dłonią swoje niesforne loczki. Z początku wstydziłam się przyznać, jednak widzę, że chłopak wcale nie kłamie i problem z finansami nie tyczy się tylko mnie. Ratownicy zarabiają bardzo mało, zważając na to, jak trudna fizycznie i psychicznie jest to praca. Do tej pory jakoś wyrabiałam, ale przy tej ilości leków jaką teraz muszę kupować...
Mężczyzna zaczął grzebać w telefonie, po czym odezwał się.
- Z moich obliczeń wynika, że za jakieś... dwa tygodnie będę musiał żywić się samymi konserwami - powiedział.
- Noo, to witam w klubie - próbowałam wykrzesać resztki entuzjazmu - Mój ojciec nie żyje, do matki się nie odezwę. Nikogo oprócz nich nie mam. A ty?
- Ojciec nas zostawił jak byłem w liceum, a matka... matce wolałabym nie zawracać głowy. Ona jest bardzo... "niestabilna". A zwłaszcza w sprawach sercowych - zwierzył się.
Parsknęłam śmiechem niekontrolowanie. Wiedziałam, że nie powinnam, lecz Nowak również się rozchmurzył.
- Zdaje się, że mam pewnien pomysł. Masz kupione mieszkanie czy wynajmujesz? - spytał.
- Wynajmuję, a co? - zainteresowało mnie jego zaangażowanie.
- Jeśli sytuacja u Ciebie i u mnie jest aż taka... trudna... w ostateczności... możemy razem zamieszkać.
Wytrzeszczyłam oczy. Nie wyobrażałam sobie mieszkać z kimkolwiek z kolegów z pracy pod jednym dachem. Mimo, że jego propozycja mnie starsznie zaskoczyła, wcale nie była taka głupia. Jakby nie patrzeć, wtedy wszystkie prawie wydatki poszły by na pół.
- Chyba trzeba to rozważyć...
___________________________________________
hej misie! nie wiem, czy pamiętacie, ale oprócz tego, że dzisiaj są 9 urodziny na sygnale, to równo rok temu opublikowałam pierwszy rozdział przeznaczonych sobie! z tej okazji bardzo bym chciała podziękować wam za wsparcie, jakie od was dostaję i za to, że poprostu tu jesteście <3 z tej okazji przygotowałam dla was taki mini maraton, ostatnio mam wrażenie, że piszę strasznie mdłe te rozdziały, więc mam nadzieję, że da się czytać te gnioty XDD
i dobrze wam radzę przygotujecie sobie tabletkę od serca bo mocno mnie tu odkleiło

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleWhere stories live. Discover now