Zastępstwo

640 27 24
                                    

Wchodziłam do mojego nowego pokoju z rzeczami przeniesionymi z drugiego pomieszczenia. Gdy próbowałam otworzyć drzwi, zorientowałam się, że coś je blokuje.
A raczej ktoś.
Odwróciłam się, a mój nos niemal zetknął się jego nosem. Czułam dokładnie jego ciepły oddech na mojej twarzy i mogłam zajrzeć w te głębokie, szarozielone oczy.
- Nie myśl, że wygrałaś... - wyszeptał, kiedy delikatny uśmieszek wkradł się na jego twarz. Czułam, jak mój żołądek robi niekontrolowane fikołki w moim brzuchu. Wiedziałam, że moje policzki zalewają się wściekłoczerwonym rumieńcem, co napewno dostrzegł rozmówca.
- Dobranoc... - odsunął się i wrócił do siebie. Poczułam, jak nieprzyjemny chłód wkrada się po obu stronach mojego ciała.
Co to do cholery było?

***

- Znowu razem jeździmy? - odezwał się Vick, odczytując grafik.
Gdy tylko poprawiłam włosy, podeszłam do niego.
- Kim jest Liwia? - spytałam zdezorientowana, wczytując się w treść harmonogramu.
- W samą porę! - usłyszałam za sobą donośny głos pułkownika - Liw jest tutaj w zastępstwie za Szczęsnego. Poznajcie się. A, właśnie! Zapraszam panią do siebie w wolnej chwili!
No tak. Wczoraj nie zdążył ze mną pomówić. O co może mu chodzić? Może o to, że tak brutalnie potraktowałam kolegę? Przecież przemoc rodzi przemoc. Ale z drugiej strony... ja go tylko obezwładniłam i unieszkodliwiłam.

Zawiesiłam swój wzrok na dziewczynie, która weszła za szefem. Szczupła, dość niska, młoda, rudowłosa kobieta patrzyła na nas z pogodnym uśmiechem, po czym ruszyła w naszą stronę.
- Liwka - wystawiła dłoń, którą najpierw podała lekarzowi, a następnie mi. Dziewczyna miała cerę niemal porcelanową. Jej rudawa grzywka, ułożona na boki twarzy niesfornie wpadała jej do oczu, kiedy ta przedstawiała się nam.
Po chwili do pomieszczenia weszli również Sonia, Alek i Anka, do których od razu wystrzeliła nowa koleżanka.

Jeździliśmy między wezwaniami po mieście, rozmawiając z nową ratowniczką.
- Skoro jesteś w zastępstwie za Szczęsnego... nie zostajesz tu na dłużej? - zagadał lekarz, siedzący obok mnie.
- Nie wiem, aż tak to nie planuje przyszłości... - westchnęła - Zostanę tyle, ile będzie trzeba. Później poszukam czegoś gdzieś indziej.
- Właściwie to skąd jesteś? - spytałam.
- Z Warszawy. Do bazy mam jakąś godzinę drogi samochodem - odpowiedziała.
- O kurcze... - mruknął Vick - To sporo...
- Nie jest tak źle - uśmiechnęła się - Dobra, lepiej powiedzcie na kogo mam tu uważać. Ten wasz szef jest strasznym gburem.
Słysząc to, oboje z Beniem parskneliśmy śmiechem, jednak fakt, że oczekiwała od nas obgadywania kolegów z bazy był trochę dziwny.
W pewnym momencie poczułam silny ból, rozchodzący się z tyłu mojej głowy. Przetarłam oczy, upewniając się, że jestem w stanie prowadzić świadomie karetkę. Dokładnie widziałam, co się dzieje, więc bez zastanowienia podniosłam jedną rękę z kierownicy, nurkując do kieszeni w bluzie. Starałam się jak najmniej szeleścić, jednak było to skrajnie trudne. Kiedy udało mi się wydostać malutką tabletkę z listka, najsubtelniej jak się da wsunęłam ją między usta, nie odrywając przy tym wzroku od drogi. Gdy tabletka znalazła się pod moim językiem, poczułam ten gorzko-kwaśny smak, rozchodzący się na całą moją jamę ustną.

- Wszystko w porządku, Britney? - usłyszałam głos dziewczyny siedzącej za mną. Wcześniej nie zauważyłam, że ciągle obserwuje mnie przez lusterko. Gdy lekarz usłyszał jej pytanie, zwrócił się w moją stronę, nie do końca wiedząc, o co chodzi. Uznałam, że zrobię tak samo.
- Tak, a czemu pytasz? - udałam zdziwioną.
- Nie, no bo przed chwilą brałaś jakieś leki... Jak chcesz, możemy się wymienić, ja poprowadzę - słysząc te słowa, zagotowałam się wewnętrznie. A wszyscy wokół mówią, że to ja paplam.
- Nie wiedziałam, że ciągle się na mnie gapisz - odchrząknęłam, podnosząc odrobinę ton głosu - Dzięki za troskę, ale to tylko tabletka na gardło. Chyba mnie wczoraj trochę przewiało.
- Oho, wezwanie... - westchnął lekarz, zmieniając niewygodny dla mnie temat - Nastolatka, utrata przytomności, dziwne zachowanie. Krótka 15/8.
- Co znaczy "dziwne zachowanie"? - zmarszczyłam brwi. Co jak co, ale zgłoszenie było co najmniej mało konkretne.
- 23S, co znaczy "dziwne zachowanie"? Nie macie więcej informacji? - powiedział mężczyzna do radia.
- Tylko tyle wiem. Zgłaszała to druga nastolatka, gdy spytałem, czy jej koleżanka coś brała to się rozłączyła. - odpowiedział dyspozytor.
- Przyjąłem - mruknął lekarz, odkładając urządzenie.
- Czyli znowu jakieś narkotyki lub dopalacze - mruknęła ratowniczka, kręcąc oczami.
- Niekoniecznie - odpowiedziałam, gdyż zirytowała mnie jej mimika twarzy. Jak jej coś nie pasuje, przecież nie musi pracować w ratownictwie. Pacjent to pacjent. Pijany, połamany, chory, nawalony. To zawsze pacjent. Nie mamy prawa nikogo oceniać. Dla człowieka pracującego w służbie zdrowia to powinno być oczywiste.

***

Jak się później okazało, nasza pacjentka najprawdopodobniej nie brała żadnych prochów, a halucynacje były objawem hipoglikemii. Jej koleżanka nie wiedziała o chorobie przyjaciółki, a gdy usłyszała w słuchawce hasło "narkotyki" się poprostu przestraszyła.

Mi jednak spokoju nie dawała nowa koleżanka. Była dość tajemnicza, nie wiele mówiła o sobie. Mnie jednak irytowało to, że się ciągle na mnie gapi. Zdążyliśmy zdać pacjenta na SOR-ze, kiedy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Hej, może pokażesz mi tą kawiarnię przy szpitalu? Jak ona się nazywa... Kroplówka? - uśmiechnęła się do mnie.
- W sumie... czemu nie - odparłam, czując, jak burczy mi w brzuchu. Powinnam coś przegryźć.

Udałyśmy się Kroplówki, zajmując wolny stolik.
- Masz na coś ochotę? - zagadała - Ja stawiam!
- Jakieś ciasto. Wybierz coś dla mnie - uznałam, korzystając z okazji.
- A polecasz coś z tąd? - wstała, by udać się do lady.
- Sernik z truskawkami mają pyszny! - przypomniałam sobie ich specjalność z wszystkich deserów.
- O Boże, uwielbiam sernik! - zawołała, dreptając w stronę mężczyzny przyjmującego zamówienia.

Nie wiem co w niej było, ale trochę działała mi na nerwy.

- Pani Kowalczyk! Widzę, że nie macie żadnego wezwania. Zapraszam do mnie! - zawołał przez radio szef.
No on se chyba jaja teraz robi.
- Nie mogę teraz. Mam przerwę na drugie śniadanie - odpowiedziałam.
- To byl rozkaz - dodał.
- Którego nie muszę w tej chwili wykonać, bo mam prawo do przerwy na lunch, i właśnie z niego korzystam - dyskutowałam, nie mając nawet zamiaru podnieść się z krzesła. Widziałam, jak Liwia spojrzała na mnie oczami jak pięciozłotówki, słysząc moją wymianę zdań z szefem.

- Britney! - warknął pułkownik, na co tylko wywróciłam oczami.
-

Smacznego szefie, pan też chyba jakiś głodny - odezwałam się ponownie, po czym zakończyłam rozmowę - Bez odbioru.
Po chwili zjawiła się tuż przede mną nowa ratowniczka z dwoma talerzami ciasta.
- Dziękuję - oblizałam usta, przejmując od niej jeden talerzyk.
- Odważnie - spojrzała na mnie z podziwem - Co on Cię tak męczy?

- Sama nie wiem, to trochę długa historia... - westchnęłam, przypominając sobie całą tą sytuację - Z tego co mówił pułkownik, jesteś tu w zastępstwie za Kubę... prawda?
- No... chyba tak, mi żadnych szczegółów nie mówił. - odpowiedziała.
- Czyli Ci nie mówił, dlaczego Szczęsny jest zawieszony? - dopytałam, aby się upewnić.
- Nie. - odparła, biorąc do ust kęs ciasta.
- Kuba pobił się z takim drugim ratownikiem, Gabrielem. Widziałam tylko, jak go okłada. I wtedy podbiegłam i powaliłam go na ziemię. Na chwilę stracił przytomność, ale nie na długo. Okazało się, że tą całą sytuację Bieliński obserwował przez okno swojego gabinetu. Wezwał nas do siebie, ale ze mną nie zdążył pomówić, bo miałam wezwanie. Później jakoś nie miałam okazji. - streściłam całą historię, w międzyczasie zajadając mój truskawkowy sernik.

- Czekaj, po prostu podeszłaś do nich jak się bili i jednego powaliłaś? - wyglądała na zdziwioną.
- No tak, a coś w tym dziwnego? Nowy się chyba za bardzo nie bronił, a tamten okładał go jak najęty! - westchnęłam, przypominając sobie szczegóły z tamtego dnia.
- Dlaczego się nie bronił? - wykrzywiła twarz rudowłosa dziewczyna.
- Właściwie to... nie wiem. Kiedyś ktoś mi mówił, że Gabryś jest pacyfistą. Słyszałam tylko raz, że się z kimś bił - odpowiedziałam, drapiąc się po głowie.
- Gabryś? - uniosła brew, lekko się uśmiechając.
- No co? Każdy tak na niego mówi - parsknęłam, jakby to było oczywiste.
- Kto mu aż tak znalazł za skórę, że się bił? - zainteresowała się.

Poczułam odruch wymiotny na samą myśl o tym człowieku.
- Alek. Ten co wygląda jakby ktoś mu pod nos nasrał. Widziałaś go rano - powiedziałam, kręcąc oczami. Dziewczyna niemal dławiła się ciastem, jednocześnie walcząc z atakiem śmiechu.
- No co, a nie jest tak? Sama go widziałaś. - przekonywałam.
- Racja - zgodziła się.

Właściwie to była jeszcze jedna sytuacja, w której Nowak podniósł na kogoś rękę, ale tego dziewczyna akurat nie musiała wiedzieć.

- Dziewczyny, wezwanie! - usłyszałyśmy głos Benia w radiu.
- Już idziemy - odpowiedziałam, widząc, jak koleżanka się mi przygląda.
- A co z tym zrobimy? - zapytała mnie, wskazując na resztkę ciasta na talerzyku.
- Co ty, nigdy na karetce nie pracowałaś? - spytałam ją, chomikując ostatnie pół porcji mojego ciasta w policzkach.

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleWhere stories live. Discover now