Normalność

461 29 27
                                    

- Cześć... - odezwał się Benio rozpoczynając poranny obchód - Jak się czujesz?
Niewygodne pytanie. Od tego wypadku nie wiedziałem co ze sobą zrobić. A raczej z informacjami, które posiadałem. Ten dupek ma żonę. Okłamuje wciąż wszystkich wokół, przede wszystkim Britney, która za każdym razem gdy go widzi rzuca mu się w ramiona. Kozaczy i zgrywa bohatera, przez co wszyscy omal otarliśmy się o śmierć. A zwłaszcza jego "ukochana". Targały mną różne emocje, których nie umiałem zindentyfikować. Do tego matka Britney, ta książka i ten incydent przed wypadkiem... to na stówę nie była utrata przytomności że zmęczenia. Ja to wiem, ona to wie, ale i tak nic nie powie. Ciężko mi było, wiedząc tyle i nie mogąc z nikim o tym pogadać. Miałem zupełny mętlik w głowie i czułem w sobie taką... pustkę.
- Nowy! - z zamyślenia wyrwał mnie lekarz - Przecież widzę, że dolina...
Westchnąłem głośno, po czym się odezwałem.
- Benio... Ty na przykład chciałbyś wiedzieć gdyby Twoja dziewczyna miała męża?
Chociaż odpowiedź na to pytanie wydawała się oczywista, ja naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić.
- Bo...? Aż się ucieszyłem, że nie mam dziewczyny - parsknął w odpowiedzi.
- Ale Alek ma żonę... - powiedziałem, bawiąc się pulsoksymetrem na palcu.
- Chłopak Britney? - zdziwił się Vick.
- Mhm... - westchnąłem - Cały czas ją okłamuje, obiecuje jej nie wiadomo co... powinienem jej powiedzieć.
- Teraz to wykluczone - odpowiedział stanowczo, lecz spokojnie.
- Myślisz, że to... złamie jej serce? - brawo Nowak, kolejne głupie pytanie.
- Każdemu by to złamało serce, a co dopiero komuś, kto leży w szpitalu po ciężkim wypadku... i na skraju depresji - wyjaśnił.
Na to ostatnie otworzyłem szerzej oczy, ale widząc, że lekarz wciąż mnie obserwuje, z powrotem spuściłem wzrok.
- Naprawdę jest aż tak źle? - spytałem z odrobiną nadziei.
- Dalej przyjmuje leki przeciwbólowe i uspokajające. I ożywia się tylko na widok tego... pajaca - lekarz pokręcił oczami.

Cholera jasna. Okropna matka, utrata ojca w tragicznych okolicznościach, porwanie w karetce, zatrucie czadem, a teraz ten wypadek. I do tego swoje cegiełki usilnie próbuje dołożyć ten debil, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Ja jestem tak bardzo zagubiony, a co dopiero ona.
Zaczynam rozumieć słowa, że Ci, co najwięcej się śmieją, najwięcej przeszli.

-On wie że ty wiesz? - odezwał się Benjamin.
- Nie... - odpowiedziałem, analizując poszczególne sytuacje z poprzedniego dnia.
- No i bardzo dobrze. - odpowiedział - Lepiej żeby nie przyszło mu teraz do głowy żeby zbierać się na szczerość. Na razie, lecę!
Znowu zostałem sam z moimi myślami. I wyżalenie się koledze wcale nie pomogło. Założyłem ręce na głowę, przeczesując nimi swoje niesforne loczki.
Przypomniałem sobie o wczorajszym nocnym wyjściu szpitala. Teraz mogłem mieć pewność, że nikt mnie nie wiedział, bo Benjamin od razu by wiedział. Aparaturę też udało mi się podłączyć tak, jak była, bo pielęgniarki też nie nabrały podejrzeń. Westchnąłem ciężko, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

***


*Britney*
Otworzyłam oczy, leniwie mrugając powiekami jak małe dziecko. Spojrzałam przed siebie nie unosząc nawet głowy z poduszki, gdyż mimo, że znowu przespałam dobrych kilka godzin nie miałam po prostu na to siły. Kiedy wyostrzyłam wzrok na tyle, żeby dostrzec kto właściwie siedzi przed moim łóżkiem, ujrzałam go. Ślicznego bruneta o ciemnokasztanowych włosach i błyszczących niczym dopiero co wyszlifowany diament oczkach.
- Dzień dobry, kochanie... - mruknął czule, gładząc moje czoło wierzchem swojej dłoni.
- Hej... - odpowiedziałam jeszcze ciszej.
- Zaraz mnie stąd wygonią, ale chciałem do Ciebie zajrzeć na moment... - uśmiechną się.
- Jak się czujesz? - odezwałam się lekko zachrypniętym głosem.
- To raczej ja o to powinienem zapytać... - spojrzał mi głęboko w oczy, na co zareagowałam uśmiechem.
- Lepiej już... - mruknęłam, chociaż wiedziałam, że nie jestem zbyt przekonująca, jednak zanim chłopak się znowu odezwał, do sali wszedł Benio.
- Gołąbeczki, koniec na razie odwiedzin. Alek, zaraz do Ciebie przyjdę... - odezwał się lekarz, na co Alek ruszył do swojej sali, przesyłając mi buziaka z daleka.

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleWhere stories live. Discover now