Bezsilność

721 31 40
                                    

- Je suis une enfant du monde... - nuciłam pod nosem tekst lecącej w słuchawkach piosenki, jadąc do roboty. Przez ostatnie sytuacje postanowiłam sobie, że za każdym razem, gdy się wkurzę zacznę mówić po francusku. Nie wiem, czy ktoś z bazy zna ten język, ale napewno jest mniejsza szansa, że palnę coś głupiego, czego później będę żałować. Choć mówię w tym języku bardzo dobrze, muszę sobie przypomnieć co nieco. Ostatni raz go używałam gdy matka zmuszała mnie, by chodzić na lekcje. Właściwie to coś długo się nie odzywa. Wolałabym nie krakać, ale to nie wróży nic dobrego...
W tym przekonaniu utwierdziły mnie słowa matki doktora Góry, która gdy tylko ujrzała mnie i Nowaka dwa dni temu, wchodzących to bazy, chciała nam wróżyć. Bardziej niż żebym wierzyła w te pierdoły mialam z tego ubaw. Jednak w tym przypadku nie było mi do śmiechu. Ani trochę.

Na podstawie pierwszej karty powiedziała nam, że "jesteśmy przeznaczeni sobie". Druga zaś dotyczyła bezpośrednio Nowego, że jest "w czepku urodzony". Właściwie to żadna nowość. Trzecia wróżba była kierowana do mnie... ale mówiła również o nim. "Nadchodzi straszne niebezpieczeństwo, ale póki trzymasz się blisko jego, możesz czuć się bezpiecznie" - słowa kobiety krążyły po mojej głowie. Też mi głupoty. Matka doktora Góry zawsze, gdy się nudziła przychodziła tu i wpadała na jakieś głupie pomysły. Nie spodziewałam bym się, że teraz będzie nas swatać. Też mi coś. Chociaż mimo to na myśl tych niebezpieczeństw przeszedł mnie zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa.

Z tyłu głowy miałam jeszcze jedno wspomnienie z tego dnia.
Gdy jedliśmy śniadanie, kubek Nowaka zmienił barwę na wściekłą czerwień. Ten sam kubek emocji, który podarował mi Gabriel orzekł, że jest on zakochany. W głowie miałam straszny mętlik. Słyszałam od Baśki o tej całej dziewczynie, jednak z drugiej strony... wtedy Nowy mówił o mnie. Przypomniałam sobie również, że co raz trudniej jest ukrywać objawy choroby, chociaż jak do tej pory idzie mi wybitnie dobrze. Wiem, że powinnam coś wymyślić, ale nie wiedziałam jak rozwiązać ten problem.

- Cześć wszystkim! - przywitałam się entuzjastycznie. Chciałam chociaż trochę cieszyć się dniem w pracy, co i tak było trudne, iż wiedziałam, że spędzę cały dzień w jednej karetce z nim. Nie rozumiałam jego zachowania ani trochę. Niby wybrał swoją żonę, ona o dziwo mu wybaczyła, i mimo to on... jakby... przystawiał się do mnie?
Ostatnio, gdy byliśmy na wezwaniu, odepchnął mnie od pacjenta w taki sposób, że niemalże obrócił mnie wokół siebie i jeszcze przytulił. Poza tym, za każdym razem, gdy tylko zakręciło mi się w głowie pytał ciągle, czy nic mi nie jest, czy wszystko w porządku. Chociaż za każdy razem starał się coraz bardziej podejrzliwy. A od tego podlizywania to robiło mi się już niedobrze.
- Cześć! - przywitały się Martyna i Basia, jednak gdy spojrzały na mnie, miny im nieco zrzedły.
- Co jest? Mam coś na twarzy? - zaczęłam dotykać się palcami po policzkach.
Dziewczyny patrzyły na siebie zmieszane.
- O co chodzi? - dopytywałam zdezorientowana - Co to?
Zabrałam im gazetę, którą czytały. Czytając stronę, nad którą zatrzymały się dziewczyny poczułam, że zaraz coś mnie trafi.
- Co to jest? - spytałam je śmiertelnie poważnie, mrużąc oczy.
- Alek udzielił wywiadu dla jakiejś gazety... - skrzywiła się Martyna.
Poczułam, jak się we mnie wszystko gotuje. Sam artykuł nie był powodem mojej złości, a bardziej fakt, że zobaczyłam tam swoje imię. Ruszyłam szybko w stronę szafki, zabrałam swój strój i trzasnęłam jej drzwiami z całej siły, że z pewnością huk był słyszalny na zewnątrz.
- l' idiot! - rzuciłam pod nosem, wybiegając z socjalnego.

***

Wiedziałam, że to będzie bardzo dziwne wezwanie. Głos dyspozytora nie wróżył nic dobrego. Tak jak przepowiednie Wiesławy. I tak się właśnie stało.
Gdy miałam już pójść za kolegami do karetki, nasz pacjent szybkim, silnym szarpnięciem za mój nadgarstek posadził mnie sobie na kolanach, przyciskając do siebie. Próbowałam się wyrywać, krzyczałam, lecz bez skutku. Gdy Alek zobaczył mnie, szybko rzucił torby i ruszył w moją stronę. Gdy mój oprawca do zauważył, popchnął mnie na ławkę i zaatakował interweniującego ratownika. Próbowałam pobiec w jego stronę, lecz dwójka pijanych mężczyzn zaczęła szarpać mnie za ręce tak, że mogli mnie praktycznie unieść. Banda pijaków dawała łomot Alkowi i Zdzisiowy, a sytuacja dramatycznie zmieniła się, gdy Ksawery zaczął mnie obściskiwał, wskutek czego wylądowaliśmy na ziemi. Słyszałam, jak tamci biją Zdzsia i Alka. Mężczyzna przyparł moje nadgarstki do ziemi, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Usiadł na moich biodrach, nachylając się na tyle blisko, że czułam jego alkoholowy oddech. Bałam się cholernie, co mu przyjdzie do głowy. Kiedyś byłam w podobnej sytuacji i ledwo udało mi się wyjść bez szwanku.
- Krótkofalówki im zabierzcie! - krzyknął do swoich - I ci teraz niunia?
- Pójść mnie bo nie ręczę za siebie! - warknęłam prosto w jego zęby.
- Robercik... Chodź, przytrzymasz mi tutaj sikoreczkę, żeby nie odleciała - powiedział, po czym jeden z pijaków podszedł i pomógł mu mnie przytrzymać.
Słysząc jego słowa, zamarłam. Bałam się najgorszego. Miałam w głowie najgorsze scenariusze, lecz mimo to usilnie próbowałam sobie przypomnieć, skąd kojarzę Seweryna. Dałabym sobie nawet rękę uciąć, że skądś go znam.
- Zostaw ją! - usłyszałam stłumiony krzyk Zdzisia.
Odrobinę ulżyło mi, gdy ich "dowódca" wstał i odszedł ode mnie.
Rozkazał kolejnym dwóm mężczyznom postawić poturbowanego Alka na nogi. Bałam się ich konfrontacji.
- Zostaw go! - krzyknęłam, kiedy Seweryn znów spojrzał na mnie.
- Mmmm, widzę, że sikoreczka ma chyba za dużo energii... - podszedł w moją stronę, znów siadając na moich udach. Jego ręce spoczęły na moim brzuchu, po czym zaczęły się przemieszczać co raz wyżej. Czułam się bezsilna.
Kątem oka widziałam minę Alka. W jego oczach płonęły żywe płomienie. Mężczyzna ewidentnie dostał kopa energii, zaczął się wyrywać, szarpać, by jak najszybciej wydostać się z uścisku pijanych mężczyzn, jednak nie słyszał wzroku ze mnie. Stęknąłam, wiedząc, że to ostatnia chwila, by się jakoś uratować. I wtedy mnie olśniło.
- Pamiętam Cię! - wydyszałam, na co Alek zmarszył brwi z niedowierzaniem - Mieszaliśmy w jednym bloku. Jak miałam dwanaście lat to rodzice kazali mi nosić zakupy do Twojej mamy, jak byłeś na odwyku.
- Widzisz... Ja wiedziałem, że skądś Cię pamiętam... - jego demoniczny uśmiech przerażał mnie.
- Mówiła, że jesteś na imigracji... - coraz ciężej przychodziło mi oddychać, jak i mówić.
- Serio? - jego mina zrzedła momentalnie.
Błagam, nie wpadnij w furię. Kurna, Britney, gadaj dalej.
- Była z Ciebie dumna... Mówiła, że grasz w klubie... Że będziesz świetnym piłkarzem...
- Tak... Przychodziła do mnie na mecze... Byłem najlepszy w gałe... - jego zachowanie uległo zmianie. Obserwowałam z bliska całą paletę emocji malującą się na jego twarzy, jednak nie umiałam nic z tego zrozumieć, gdyż mężczyzna był ostro nawalony.
- Twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi - powiedział, bo czym zaczął schodzić ze mnie - Puść go! Oddajcie im fanty. Mężczyzna stanął na nogi kilka kroków ode mnie i złapał się za głowę. Dopiero teraz zauważyłam, że leciała mi krew z nosa. Czułam jak świat wokół mnie zaczyna wirować, nie było mowy, żeby wstać. Instynkt przetrwania nie dał mi zemdleć - niby Seweryn był nastawiony do mnie przyjaźnie, jednak mimo to nie ufałam mu, ani nikomu w tym gronie, tym bardziej zważywszy na fakt, w jakim stanie byli. Zaczęłam desperacko czołgać się w stronę karetki, jednak pulsujący ból co chwilę uderzał w tył głowy. Odwróciłam się na placy, aby zebrać trochę energii.
- Britney, co jest? - podszedł do mnie Alek, gdy zebrali rzeczy, po chwili jednak dostrzegł krew na mojej twarzy - Uderzył Cię?
Widziałam, że sam w to nie wierzył. Doskonale wiedziałam, że nawet na chwilę nie spościł mnie z oka. Wyciągną rękę w moją stronę, aby pomóc mi wstać, on też chciał jak najszybciej ewakuować się z tąd.
I akurat wtedy znowu mroczki zaczęły zakrywać mi widok, a wszystkie dźwięki dochodzące z otoczenia stały się niewyraźne. Było mi tak źle, że miałam ochotę zwymiotować.

Następnym momentem, w którym odzyskałam większą świadomość było kilka sekund, kiedy znajdowałam się w ramionach Alka. Podniosłam lekko głowę z jego ramienia i złapaliśmy kontakt wzrokowy. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana. Widziałam na jego twarzy złość.

Później ocknęłam się w karetce, na fotelu obok noszy. Ku mojemu zdziwieniu byłam tam sama, a karetka jak stała na tym zadupiu, tak dalej stała. Chciałam wstać, i wyjrzeć zza okna pojazdu co się dzieje na zewnątrz, jednak nie miałam siły kiwnąć palcem. W ustach poczułam okropny, jednak znajomy mi smak, wydobywający się spod języka.

Gdy znowu odzyskałam przytomność, zobaczyłam Ksawerego na noszach oraz Alka podającego mu coś przez wkłucie. Jechaliśmy na bombach do szpitala. Widziałam jak Alek mierzy mnie surowym wzrokiem. Wierzchem dłoni starałam krew zasychającą na moich ustach, po czym odezwałam się.
- Co z nim?
Chciałam wstać, ale silna ręka ratownika przytrzymała mnie na fotelu.
- Siedź. - wycedził przez zęby.
Nie co się rozbudziłam, gdy zrozumiałam jego zachowanie.
On wie.
Posłusznie wykonałam polecenie, by zyskać trochę czasu na wymyślenie jakiejś wymówki.
- Przenoszony krwiak mózgu - zmierzył mnie wzrokiem, po czym nachylił się nademną - A ty doskonale wiesz co Ci jest, i teraz mi wszystko wyśpiewasz.

___________________________________________
Hej! Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodobał. Użyłam tutaj sceny z serialu bo uznałam, że gdy ją nieco przerobię na potrzeby fabuły tego ff może być bardzo ważna później. Poza tym, mogliście wyczytać między wierszami kolejne mroczne wydarzenie z przeszłości Britney. Mam, dla Was zapewne dobrą, wiadomości: z racji, iż ze względu na stan zdrowia zmieniam tryb nauki na ed, istnieje spora szansa, że będę miała więcej czasu na pisanie, więc jeśli będę miała motywację i pomysły to nowe rozdziały będą pojawiały się częściej! Chwilowa cisza na moim koncie jest spowodowana tym, że szykuje dla Was niespodziankę na 1 urodziny tego ff. Dziękuję, że jesteście! lovciam, spess 💕

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleOnde as histórias ganham vida. Descobre agora