Złe przeczucia

899 35 25
                                    

Z koszmarnego snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Zerwałam się, zdezorientowana, i od razu usiadłam na łóżku. Przetarłam leniwie oczy, gdy dotarło do mnie, że to był tylko sen, odetchnęłam z ulgą.
- Co to właściwie było... - mruknęłam sama do siebie przełykając powoli ślinę.
Ten dzień zaczynał się bardzo dziwnie. Rzadko miewałam koszmary, a już napewno nie tak tragiczne jak ten. Miałam dziwne przeczucia co do dzisiejszego dnia.

Usiadłam na samym brzegu łóżka i wcisnęłam stopy w puchowe bambosze w kolorze pudrowego różu. Zawinęłam się w szlafrok, który wisiał na klamce drzwi od sypialni. Jednak im więcej kroków robiłam, świat się coraz szybciej kręcił. Było mi słabo. Godzina 5 to ciężki czas do wstawania, jednak doskonale wiedziałam, że te objawy, i to w takiej częstotliwości, w jakiej występowały unie nie były normalne. Zmiany, które w prowadzał Bieliński wykańczały bazę. Braki kadrowe, które w ratownictwie są właściwe od zawsze, wyjątkowo się pogłębiły za rządów pułkownika i są szczególnie odczuwalne. Zwłaszcza dla nas. Dzisiaj dyżur zaczynam o godzinie 5:30, a kończę koło 18. Wczoraj po pracy wróciłam do domu o godzinie 17. Nigdy nie byłam dobra z matematyki, ale to oznacza, że 10 godzin dyżuru i co najmniej 8 godzin snu zostawia mi tylko 6 godzin na inne czynności. To zdecydowanie za mało.

Wybiegłam w pośpiechu z domu i udałam się w kierunku samochodu. Było jeszcze ciemno i okropnie zimno. Wrzuciłam swoje rzeczy na siedzenie obok i wyjechałam w kierunku bazy.
Wparowałam do socjalnego jak oparzona i rzuciłam się do szafki. Udałam się do łazienki przebrać i na szybko ogarnąć do dyżuru.

*Nowy*
Wszedłem do bazy i zrzuciłem z siebie bluzę. Była godzina 8. Przebrałem się do dyżuru i udałem się do kroplówki po kawę. Gdy wróciłem, weszłem do karetki sprawdzić, czy aby na pewno wszystko jest gotowe. Dzisiaj jeżdżę z Sonią, ale jeszcze jej nie ma. Usłyszałem rozbawione głosy, więc wyjrzałem przez szybę z boku pojazdu. Odruchowo podkręciłem oczami. Jaki ten Alek jest irytujący! Mam co do niego dziwne przeczucia. Owinął sobie Britney wokół palca w dwa tygodnie! Na pewno coś kombinuje, mogę sobie dać rękę nawet uciąć.
- Przepraszam Cię.. - usłyszałem głos mężczyzny, który następnie lekko się oddalił, aby odebrać telefon. Wróciłem myślami do sprawdzania saszetki z lekami. Nagle przestałem cokolwiek widzieć. Na moich oczach spoczęły zmarznięte, delikatne i miękkie dłonie. Ten zapach poznam wszędzie.
- No co tam, Mściwój? Jak leci? - zagadała, jakby bez życia.
- A co ty taka słaba? Spałaś dzisiaj wogóle? - zmarszczyłem brwii.

Wyszliśmy z karetki i zaczęliśmy rozmowę o jakichś pierodłach. Alka chyba pochłoną telefon, od momentu gdy odszedł od nas, więcej się nie pojawił. Złapaliśmy z Bronką kontakt wzrokowy, jednak spostrzeżegłem, że zauważyła coś za mną. Co więcej, wręcz ją zamurowało.
- Dzień dobry. - usłyszałem stanowczy kobiecy głos za mną. Spojrzałem na Julkę - ewidentnie znała tą kobietę. Na jej twarzy zobaczyłem coś jeszcze. Zaczęła bardzo szybko bladnąć i jakby... znikać.
- Nie przedstawiasz mnie koledze? - zrobiłem krok w stronę Julki, obracając się jednocześnie w stronę kobiety. Rzuciłem okiem na reakcję koleżanka, jednak odniosłem wrażenie, że nagle stała się nieobecna. W tej samej sekundzie dziewczyna osunęła się z nóg. Jednym, zwinnym ruchem znalazłem się obok niej. Swoją prawą rękę oplotłem wokół jej pleców, prawą zaś umieściłem pod jej kolanami, podnosząc ją na ręce. Zrobiłem trzy kroki w kierunku karetki, aby umieścić ją na noszach. Naszą rozmówczyni nie wydawała się bardzo poruszona stanem Julki.
- Julka, Julia... - próbowałem ją obudzić, jednak bez skutku - Bronia!
Zacząłem podpinać na szybko aparaturę.
- Halo, jest tu ktoś? Alek? Sonia? Britney zemdlała przed bazą, odbiór! - krzyczałem do radia, jednak słyszał to tylko dyspozytor - Cholera!
- Co jej jest? - spytała kobieta. W jej głosie nie było słychać za bardzo emocji. Wydawała się być bardzo zimna.
- Nie wiem, proszę się odsunąć! - byłem zdenerwowany. Ta nagła utrata przytomności mnie zmartwiła. A zwłaszcza fakt, że koleżanka nie odzyskiwała przytomności.
- Cholera jasna! Jesteśmy pod szpitalem a nie ma nikogo do pomocy! Niech pani idzie... - odwróciłem się, aby spojrzeć na kobietę, jednak nie było tam nikogo.
- Cholera no! A gdzie jest Sonia?!

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleWhere stories live. Discover now