Część 2: Walka

768 26 84
                                    

tw; przemoc
___________________________________________

Poczułam świeże, czyste północne powietrze przedostające się do mojego samochodu. Uchyliłam szyby, pozwalając mu wedrzeć się do mojego pojazdu. Byłam na kompletnym pustkowiu - oprócz asfaltowej, wąskiej drogi i wściekłożółtych pól kwitnącego rzepaku po obu stronach jezdni nie było tu nic.

Na cały samochód rozbrzmiewało Everything I wanted od Billie Elish. O, ironio. Jak ja się mogłam utożsamić z tekstem tej piosenki. Może gdybym rozegrała to inaczej, nie doszło by do tego wszystkiego?
- Przestań, Britney... - skarciłam sama siebie, zmieniając utwór. Nie po to wyjeżdżałam ponad 500 kilometrów od domu, aby teraz wszystko po raz setny analizować. Wręcz przeciwnie. Musiałam się odciąć od tego wszystkiego, odpocząć i przetrawić sobie wszystkie wydarzenia ostatniego czasu.

Nawigacja pokazywała jakieś 20 kilometrów do celu. Zmęczona kilkugodzinną podrożą, przecierałam leniwie oczy, nie spuszczając wzroku z opustoszałej drogi.

Już po kilku minutach dostrzegłam ślady jakiejkolwiek cywilizacji. "Karczma u Janka" i mały zakład krawiecki na tyłach małego domku witały przyjezdnych na wjeździe do wsi. Sam zapach tego miejsca przypominał mi dzieciństwo, choć byłam tu zaledwie kilka razy.

Gdy podjechałam pod odpowiednią działkę, mogłam wjechać na podwórko, gdyż brama była już otwarta. Wyłączyłam silnik auta, zabierając z siedzenia obok swoją torebkę. Pokonując kilka drewnianych schodków, weszłam na ganek skromnego drewnianego domku. Zapukałam do drzwi i długo nie musiałam czekać, aż u ich progu pojawiła się starsza kobieta.

- Julka, dziecko! Jak ty wyrosłaś! - objęłam zdecydowanie niższą ode mnie starszą kobietę.
- Weź walizkę i wchodź - zaprosiła mnie do środka, a ja nie zwlekając, wróciłam się bo bagaż.

Pierwsze, co ujrzałam po wejściu do domku do stary piec, który znajdował się na środku wąskiej sieni. Po jego obu stronach widziałam jasne drzwi, które o ile pamiętam, prowadziły do łazienek.

Skręciłam w lewo, podążając za staruszką, która zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju.
- To tu wychowywał się Twój ojciec... - powiedziała, trzymając dłoń na rozgrzanym policzku.
- Dziękuję, babciu... - podeszłam do kobiety i ją mocno przytuliłam.

Babcia Fela była jedyną bliską mi osobą z rodziny. Jedyna, która nie obwiniała mnie za śmierć ojca. Tak bardzo żałuję, że nie mogę widywać się z nią częściej, niż w wakacje.

- Pewnie głodna jesteś? Usmażyłam kotlety, ziemniaki zaraz będę odlewać - powiedziała zatroskana staruszka.
- Oo, to super, bo umieram z głodu... - powiedziałam entuzjastycznie. Wiedziałam, jak wielką przyjemność sprawia jej karmienie innych i nie chciałam tego zepsuć.
- Przygotować mizerię? - spytałam, chcąc jej odrobinę pomóc.
- Właściwie to możesz, weź te wiadro i idź zerwij ze dwa ogórki, widziałam, że pierwsze już dojrzały w miarę - poinstruowała mnie, na co odwróciłam się i skierowałam w stronę ogródka.

***


- No, ale co, zawsze będziesz siedziała u tego lekarza na garnuszku? - spytała kobieta, upijając łyka herbaty.
- No nie, babciu, ale wiesz jak jest. W ratownictwie nie zarabia się kokosów, a w moim stanie najważniejsze są leki. Po za tym, ostatnio napisała do mnie koleżanka ze studiów, czy nie narysuje jej czegoś na zamówienie. Muszę tylko wykopać stare szkicowniki i przypomnieć sobie co nie co, no i jakoś to będzie. - powiedziałam ze stoickim spokojem, nie chcąc martwić babki.

- Dużo ostatnio przeszłaś. Zostań tu tyle, ile potrzebujesz i odpoczywaj, słońce - na twarzy kobiety zagościł promienny uśmiech.
- A co jeśli oni przyjdą? Ja nie mam zamiaru się kłócić... - zaczęłam, ale babcia od razu mi przerwała.
- Przestań, niech nie przesadzają, na prawdę.
- No dobra. To ty babciu odpoczywaj, a ja pójdę przejść się nad morze. I nie sprzątaj tych garów tylko odpocznij, ja później pozmywam - powiedziałam, zbierając talerze ze stołu.

Przeznaczeni sobie | Na sygnaleWhere stories live. Discover now