Chapter 8

3.3K 222 18
                                    

[Karman's p.o.v]

Byłam cicho, kiedy nadal siedziałam w fotelu. Obróciłam głowę w lewo i spojrzałam na Harry'ego, który stał obok samochodu z rękami założonymi na biodrach, kiedy wpatrywał się w azyl. Patrzył na niego przez chwilę, zanim potrząsnął głową. Obrócił się w stronę samochodu i pochylił patrząc na mnie przez opuszczone okno.

- Wynoś się.

- Nie mogę - powiedziałam do niego. - Drzwi zostały wcześniej zablokowane.

Sięgnął w dół i nacisnął guzik na drzwiach. Odwróciłam się w stronę drzwi i otwarłam je, podmuch chłodnego wiatru uderzył we mnie sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. Potarłam ramiona zanim wstałam, wysiadłam z samochodu i zamknęłam drzwi, echo rozniosło się w całym lesie za mną.

Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam Harry'ego siadającego na trawie. Odwrócił się i uniósł brwi, zanim poklepał miejsce na ziemi obok niego. Niepewnie podeszłam do niego i stanęłam obok.

- Usiądź.

Stałam tam i patrzyłam na dół na niego, kiedy on przyglądał mi się do góry. Usiadłam, kiedy posłał mi surowe spojrzenie, ale przesunęłam się kawałek dalej od niego, więc nie będę w pobliżu na wypadek, gdyby zdecydował się czegoś spróbować. On tylko wywrócił oczami i odwrócił się w stronę szpitala z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Wiesz, tak naprawdę tęsknię za tym miejscem - powiedział. - Jednakże tylko trochę.

- Naprawdę?

Wzruszył ramionami.

- Tak, tak myślę. To miejsce było piekielną dziurą, ale z jakiegoś powodu chcę wrócić.

- Czy... Czy zamierzasz wrócić?

- Ostatecznie. Wiesz, że oni mnie znowu znajdą, a potem zamkną mnie tam z powrotem, prawda?

- Kto cię znajdzie?

- Ludzie, którzy tu pracują.

- Jak zamierzają cię znaleźć? - zapytałam odwracając się by spojrzeć na niego. - Wiem, że oni wiedzą, że ci tego brakuje, ale...

- To jest to, jak działa ta gra.

- Gra? - zapytałam.

- Tak, myślę o tym jak o grze - mówił powoli. - Ja uciekłem, oni mnie znajdą. To idzie w ten sposób, ale im to zajmuje dłużej, żeby mnie znaleźć za każdym razem. To jest to, co sprawia, że to jest ekscytujące, Nie wiem kiedy ani gdzie mnie znajdą.

- Czy oni myślą o tym jak o grze?

Potrząsnął głową, zanim się odezwał.

- Nie. Oni nie uważają, że to jest tak zabawne, jak dla mnie. Oni nie mają poczucia humoru, które jest wstydliwe, ponieważ oni są dość nudni, jeśli o to mnie pytasz. Za każdym razem, kiedy mnie znajdywali, zawsze mnie karali. To staje się gorsze za każdym razem. To jest jedyna zła rzecz o uciekaniu, za każdym razem znajdą sposób, aby cię zranić psychicznie lub fizycznie.

- Ty... ty byłeś karany? - zapytałam go. - Czy oni robią to na głos?

Skinął głową nie odwracając wzroku od azylu.

- Tak, ale to naprawdę nie jest kara. Nigdy nie słyszałaś o elektrycznej terapii szokowej?

- Taa, ale to rzekomo nie ma pomagać ludziom?

- Technicznie, tak - mówił. - Ale niektórzy z... pozwalając nazywać ich doktorami, mają nikczemne i paskudne umysły, ale myślę, że nie są gorsze od mojego. Wykorzystują terapię jako karę, aby spróbować naprawić niektórych pacjentów, ale to nie zawsze działa.

- Czy oni kiedykolwiek stosowali to na tobie?

Skinął głową.

- Cały czas, ale ta rozmowa kończy się właśnie teraz. Nie chcę więcej o tym rozmawiać.

- Czy to bolało? - zapytałam go, kompletnie ignorując to, co właśnie powiedział.

- Tak, to boli. Myślisz, że to mogłoby sprawiać przyjemność? Więc, nie. Boli jak cholera, taka jest prawda. Powiedziałem ci, że nie chcę więcej o tym rozmawiać, więc się zamknij.

- Przepraszam.

Spojrzałam na nocne niebo, podziwiając gwiazdy i księżyc. Było późno i chciałam iść do domu, ale nie mogłam. Nie chciałam wściec Harry'ego, bo nigdy nie wiadomo, co mógłby mi zrobić. Kontynuowałam patrzenie, moje ciało przechodziły dreszcze i drżałam, kiedy wiatr się wzmógł, liście na drzewach zaczęły szeleścić.

Zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić nerwy, ale podskoczyłam, kiedy krzyk wypełnił powietrze, roznosząc się echem w całym lesie. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy próbowałam wstać i wrócić do samochodu, ale poczułam rękę Harry'ego, która spoczęła na moim kolanie.

- Uspokój się - wymamrotał. - To się dzieje cały czas, można się do tego przyzwyczaić po jakimś czasie.

- Chcę wracać - powiedziałam do niego. - Nie podoba mi się tutaj.

- Nie chcę jeszcze wracać, poczekaj jeszcze kilka minut, wtedy możemy wracać.

Westchnęłam i przysunęłam się do niego bliżej, ale nie za blisko.

- Mogę zadać ci pytanie?

- Tak przypuszczam - wzruszył ramionami. - Pytasz mnie i tak, bez względu na to, co mówię, więc śmiało.

- Dlaczego byłeś w szpitalu psychiatrycznym?

- Zabiłem kilka osób - ponownie wzruszył ramionami. - Nic wielkiego.

- Nic wielkiego? Harry, czy ci ludzie zrobili ci coś co sprawiło, że chciałeś ich zabić?

Potrząsnął głową.

- Nie, to było tylko kilka przypadkowych, niewinnych osób.

- Zatem dlaczego ich zabiłeś?

- Bo chciałem.

- To nie jest powód...

- Nie potrzebuję powodu, Karman - wywrócił oczami. Mogłam powiedzieć, że zaczynał się denerwować. - Jeśli chcę kogoś zabić, zrobię to i mogę. To nie jest wielka sprawa, więc rzucam to.

- W porządku, ale mogę zadać ci inne pytanie?

- Zadajesz za dożo pytać, ale tak. Tylko jedno, to jest to.

- Kto cię tu wysłał? - zapytałam. - Do azylu.

- Moja rodzina.

- Gdzie oni teraz są?

- Nie żyją - odpowiedział wolno. - Nie żyją. Wszyscy nie żyją.

- Dlaczego nie żyją, Harry?

- Zabiłem ich - zachichotał, kiedy uśmiechnął się głupawo. - Zabiłem ich wszystkich sam, w moim własnym domu. Zasłużyli na śmierć, tak jak ty. Zamierzam zabić cię w dokładnie taki sam sposób, w jaki zabiłem ich. Teraz, mam zamiar sprawić, że twoja śmierć będzie długa i bolesna.

Zanim mógł dokończyć, szybko wstałam i zaczęłam biec w stronę samochodu. Kiedy prawie byłam obok, poczułam jego ręce na moich biodrach, zanim zostałam rzucona na ziemię. Złapał mnie za włosy i pociągnął do samochodu.

- Nigdy ode mnie nie uciekaj - warknął. - Nie rób tego ponownie.

Starałam się próbować odsunąć go od siebie za pomocą nóg, sprawiając, że jęczał, kiedy otworzył tylne drzwi. Postawił stopę na mojej klatce piersiowej, przytrzymując mnie w miejscu, kiedy dosięgnął do płyty podłogowej i chwycił taśmę.

Skleił razem moje kostki i nadgarstki za plecami, zanim zrzucił ją na ziemię i rzucił mnie na tylne siedzenie. Wylądowałam niewygodnie na fotelu, ale nie było sensu, żeby próbować się ruszyć, ponieważ związana. Patrzyłam na niego, kiedy dostał się na miejsce kierowcy i odpalił samochód. Wycofał się ze żwirowej drogi i wjechał na drogę powrotną, gdzie docisnął pedał gazu i zaczął szybko jechać w dół ulicy.

Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale miałam problem z weryfikacją adresu e-mail :/ Ale wszystko jest już oki i będę normalnie dodawać rozdziały :*

Maniac (Tłumaczenie PL)Where stories live. Discover now