Chapter 4

4.3K 293 41
                                    

[Harry's p.o.v]

Najpierw poczułem, jak jej ciało się relaksuje i robi się wiotkie. Szybko ją złapałem, żeby nie spadła na ziemię. Podniosłem ją i położyłem na kanapie, nie myśląc, żeby być wobec niej delikatny. Była nieprzytomna, nie mogłaby nic poczuć. Mogłaby poczuć to, kiedy się obudzi, ale to jej problem.

Obróciłem się na pięcie i podszedłem do okna. Spojrzałem przez żaluzje i odetchnąłem, kiedy nikogo nie zauważyłem. Jeśli ktokolwiek usłyszałby jej wcześniejsze krzyki o pomoc, prawdopodobnie policjanci rozglądaliby się po okolicy i zadawali pytania sąsiadom. Ma szczęście, że nikt jej nie usłyszał albo mogą jej przyjść inne rzeczy.

Odszedłem od okna i spojrzałem na nią jeszcze raz, zanim zacząłem chodzić po jej domu. Mimo, że wcześniej byłem tu wiele razy, byłem tylko w jej pokoju i nie byłem w stanie zobaczyć jej całego domu.

Wszedłem schodami na górę i zatrzymałem się w połowie korytarza. Kilka zdjęć na ścianie przykuło moją uwagę. Jedno było z Karman. Nie mogłem nic na to poradzić, że uśmiechnąłem się na nie. Było zdjęcie jej małego brata i jedno z jej rodzicami. Obraz, który wywołał u mnie uśmiech spadł. Było to rodzinne zdjęcie.

Chwyciłem ramkę ze ściany i trzymałem obraz w rękach. Wszyscy wyglądali tak szczęśliwie, że zrobiło mi się niedobrze. Ścisnąłem obraz, aż ramka się złamała, a szkło rozbiło. Niektóre kawałki spadły na podłogę, a niektóre zostały w moich rękach, sprawiając, że krwawiły, ale nie obchodziło mnie to.

Zerwałem obraz i rzuciłem nim o ziemię, zanim stanąłem na malutkich kawałeczkach obrazu i rozbiłem je na drewnianej podłodze. Zaśmiałem się i wyszedłem z bałaganu. Na tym zdjęciu oni wszyscy są zbyt szczęśliwi. Jeśli ja nie mogę być szczęśliwi, to nikt nie powinien być.

Szedłem znajomym korytarzem i zatrzymałem się przy drzwiach Karman. Przejechałem ręką w dół po drewnie i uśmiechnąłem się, zanim przekręciłem gałkę i otworzyłem drzwi. Wszedłem do znajomego pokoju i wciągnąłem powietrze, brzęcząc na zapach, który wypełnił moje nozdrza.

Z tego co pamiętam, jej pokój nie zmienił się za bardzo. Nie byłem tutaj jakiś czas, ale jeszcze wygląda tak samo, z wyjątkiem tego, że trochę przestawiła meble. Mimo, że to mi mówiło, że zmieniła wiele rzeczy, starałem się zachować swój gniew. Nie potrzebny mi jest wybuch właśnie teraz. Nie miałem ani jednego w ostatnim czasie, ze względu na leki, które dano mi w azylu, ale teraz go nie mam. Piekło będzie wzywać, jeśli teraz wybuchnę.

Pokręciłem głową, kiedy mój wzrok powędrował na jej łóżko. Podszedłem do niego i usiadłem, chichocząc, jak materac zaskrzypiał pode mną. Wyciągnąłem rękę w kierunku jej nocnego stolika obok łóżka i otworzyłem go. Moje oczy skanowały różne przedmioty, aż wybrałem z nich parę bielizny.

Podziwiałem jasnoczerwone ubranie. Moje palce biegły wzdłuż koronki, aż zauważyłem, że były miejsca na niej, które były ciemniejsze, niż oryginalny kolor. Moja ręka nie przestawała krwawić i krew była na nich, ale nie były chociaż zniszczone. Były dalekie od zniszczenia.

Złożyłem je i wsunąłem do tylnej kieszeni moich spodni, zanim wstałem z łóżka i wyszedłem z jej pokoju. Zamknąłem drzwi i poszedłem do łazienki. Zapaliłem światło i podszedłem do zlewu, gdzie włączyłem wodę.

Wsadziłem rękę pod zimną wodę i postanowiłem, że kiedy będę mył ręce umyję też nóż. To nie było nic wielkiego, to tylko mały scyzoryk. To jest to, czego użyłem do zabicia strażnika w szpitalu.

Wsadziłem ostry metal pod wodę i zachichotałem, kiedy krew mieszała się z wodą. Wyłączyłem wodę, gdy usłyszałem głośne uderzenie pochodzące z dołu. Złożyłem nóż z powrotem i wsadziłem go do kieszeni, zanim opuściłem łazienkę i poszedłem po cichu na schody.

- Czy ktoś jest na dole? - krzyknąłem.

Nie otrzymałem z powrotem odpowiedzi, tylko miękkie krzyki, które mogą należeć do mojej Karman. Moja Karman płakała. Pobiegłem po schodach do salonu, gdzie zobaczyłem ją leżącą na podlodze, trzymającą się za głowę.

- Co się stało? - zapytałem, klękając obok niej.

- Dlaczego cię to obchodzi? - podciągnęła nosem.

- Cholera, Karman, zapytałem co się stało!

- Nie wiem - płakała. - Głowa mnie boli. Próbowałam wstać, ale mam zawroty głowy i nie czuję mojego wskazującego i środkowego palca przy mojej... mojej prawej ręce.

Podniosłem jej rękę, nawet jeśli się wzdrygnęła i spojrzałem na nią. Wiedziałem, że miała rozwalone palce przez kolor, który miały. Musiała uderzyć głową, kiedy spadała, stąd był węzeł na czole.

- Czy... Czy ty mnie naćpałeś? - zapytała, opierając się o mnie, kiedy miała ponowne zawroty głowy.

- Niezupełnie - wzruszyłem ramionami.

- Czy mogę zdjąć już tę opaskę?

- Nie - potrząsnąłem głową, nawet jeśli nie mogła mnie zobaczyć. - Przynajmniej jeszcze nie teraz.

- Dlaczego nie?

- Powiem ci później, ale tylko proszę, zostaw ją, aż ci powiem, że możesz ją zdjąć - powiedziałem jej, kiedy podniosłem ją z podłogi i zaniosłem do najbliższej łazienki.

- Co ty robisz? - zapytała, próbując wydostać się z moich ramion, ale po minucie się poddała. - Gdzie mnie zabierasz?

- Do łazienki, zamierzam ci pomóc.

- Dlaczego?

- Zadajesz za dużo pytań - wywróciłem oczami. - Ale ponieważ nie lubię patrzeć jak cierpisz, maleńka.

Maniac (Tłumaczenie PL)Where stories live. Discover now