Chapter 1

6K 386 126
                                    

[Karman's p.o.v]

Siedziałam po turecku na łóżku mojej mamy, wkładając do walizki ubrania, którymi we mnie rzuciła. Pakowała się na wakacje, na które ona, mój brat i ojczym zamierzali jechać.

- Nie rozumiem dlaczego nie chcesz jechać z nami - moja mama westchnęła i odwróciła się, rzucając mi ostatnie ubranie. - Wiesz, że bez ciebie to nie będzie to samo?

- Mamo, jedziecie do lasu deszczowego, według mnie to nie są fajne wakacje. W moich oczach fajne wakacje to takie, kiedy będziemy chodzić na plażę czy coś. Wtedy pojadę z wami.

- W zeszłym roku byliśmy na plaży - westchnęła podchodząc do łóżka i siadając obok mnie.

- Wiem, ale nie lubię wychodzić z domu, a tak poza tym jedziecie do lasu deszczowego. Tam pada i prawdopodobnie zostaniecie zjedzeni przez jakiegoś ogromnego węża, albo coś.

Mama się zaśmiała.

- Nie mamy zamiaru być zjedzeni. Będzie z nami profesjonalny przewodnik, który zna ten las, jak własną kieszeń.

- Więc nie powinno być żadnych problemów - odpowiedziałam sarkastycznie.

Spakowałam walizkę, zanim spojrzałam na mamę. Bawiła się nerwowo obrączką patrząc na mnie z niepokojem. Zmarszczyłam na nią brwi, wyciągnęłam ręce i wzięłam jej w swoje.

- Co jest nie tak? - zapytałam. - Wydajesz się być zdenerwowana?

- Nie jestem zdenerwowana, po prostu się martwię.

- Dlaczego?

- Ponieważ co będzie, jeśli coś ci się stanie, kiedy wyjedziemy? Będziemy tam prawie miesiąc.

- Mam dwadzieścia jeden lat, myślę, że potrafię o siebie zadbać przez miesiąc - powiedziałam jej. - Poza tym, co złego może mi się stać? To nie tak, że zaraz będzie apokalipsa zombie czy coś. Ale jeśli to się stanie, obiecuję, nie zjem was, jeśli stanę się zombie.

- Jesteś głupia - uśmiechnęła się lekko. - Wiem, że potrafisz o siebie zadbać, ale moja matczyna strona jest po prostu przejęta. Mam na myśli, że jeśli coś się stanie nie możesz zadwonić do mnie, ani ojczyma, bo tam nie ma zasięgu.

- Ciotka Laurie mieszka tylko kilka przecznic dalej, więc mogę do niej iść, jeśli coś się stanie.

- Można chyba...

- W czym problem? - spytałam się jej.

Podeszłam bliżej niej.

- Wiesz, jakie mam dziwne drgania, kiedy czuję, że coś złego sę stanie? - zapytała. - Więc, czuję, jakby miało się stać coś strasznego. Zastanawiam się nad tym, czy to nie będzie teraz, ponieważ nie chcę, żeby coś ci się stało.

- Nie, nie nie. Musisz jechać - pokręciłam głową. - Ty i ojczym oszczędzlaiście na to od ostatniego lata i byłoby to marnowanie czasu i pieniędzy, jeślibyście nie pojechali. Nic mi się nie stanie, przecież wiesz.

- Wiesz... W porządku.

Pochyliłam się z niecierpliwością i zamknąłem ją w uścisku. Usłyszałam kroki na korytarzu, zanim drzwi się otworzyły i do pokoju wbiegł mój sześcioletni brat. Rzucił się w stronę łóżka, wspiął się na nie i przytulił się do mnie.

- Siora, zaraz jedziemy! - oznajmil dając mi złożony papier. - Zrobiłem to dla ciebie. Otwórz!

Posłałam mu uśmiech i otworzyłam papier. To był rysunek naszej rodziny, nawet był na nim mój tata, który zmarł.

- Aww, Gabe - szepnęłam, odłożyłam obrazek i przytuliłam go. - To jest piękne. Położę go w swoim pokoju, kiedy pojedziecie.

Skinął głową zanim wstał i wybiegł z pokoju. Uśmiechnęłam się smutno do mamy, kiedy widziałam ją nerwowo obgryzającą paznokcie, jak na mnie spojrzała. Wstałam z łóżka, chwyciłam jej bagaż i opuściłam po niej pokój.

Spotkaliśmy mojego ojczyma i brata w salonie, którzy uśmiechali się do nas. Mark, który był moim ojczymem, przytulił mnie i pocałował w czoło, zanim chwycił wszystki bagaże i wziął je na zewnątrz do samochodu.

- Więc, ja chyba wyjdę z wami tylko do samochodu - powiedziałam im.

Wyszliśmy na zewnątrz, doszliśmy do połowy pojazdu, gdzie był samochód. Mark właśnie kończył wkładanie wszystkiego do bagażnika i pomachał mi, zanim zajął miejsce kierowcy w samochodzie. Mój brat ponownie mnie przytulił obejmując w talii i podekscytowany pobiegł do auta.

- Wiesz co robić, jeśli się coś stanie, prawda?

- Tak, mamo - jęknęłam, przesuwając ją w kierunku samochodu. - Już to przerabiałyśmy. A teraz idź, zanim spóźnicie się na samolot.

Uśmiechnęła się do mnie, poszła w stronę samochodu i zajęła miejsce pasażera. Po tym, jak zamknęła drzwi opuściła na dół okno.

- Kocham cię, ale nie ma żadnych imprez, podczas naszej nieobecności. Pa, będziemy z powrotem, zanim się zorientujesz.

Machałam i uśmiechałam się, zanim samochód zniknął w dole drogi. Westchnęłam i zaczęłam wracać do domu, ale coś zwróciło moją uwagę. Mino, że na dworze było jeszcze ciemno, wielu ludzi robiło na dworze to, co zwykle robią, ale coś było nie tak.

Rodzice brali dzieci i szybko prowadzili je do domów. Zatrzaskiwali drzwi, okna były zamknięte i zaryglowane. Zasłony i rolety były zasunięte, a wszystkie światła w każdym domu zgaszone. W sąsiedztwie zrobiło się ciemno z wyjątkiem lamp ulicznych. Błyszczący jęczmień dawał wystarczająco dużo światła, aby widzieć.  Zawróciłam do domu i podeszłam do drzwi. Poczułam zimne dreszcze. Zamknęłam drzwi i zablokowałam oba zamki, zanim zaczęłam iść do swojego pokoju, ale coś mnie zatrzymało. Zawróciłam i napotkałam okno. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego.

Moja ręka niepewnie podniosła rolety wystarczająco, bym spojrzała na zewnątrz. Włosy stanęły mi na karku, kiedy moje oczy wylądowały na wysokiej, ciemnej postaci, która stała pośrodku drogi wpatrując się w mój dom.

Światło z jęczmienia latarni pozwoliło mi zobaczyć cechy figury. Mogłabym powiedzieć, że to był mężczyzna przez sposób, w jaki jego ciało zostało ukształtowane. Ciemna sylwetka pomachała mi, zanim lampa uliczna zamigotała i odszedł. Wszystko, co mogłam zobaczyć, to ciemność.

Maniac (Tłumaczenie PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz