Rozdział 48

1.7K 68 1
                                    

Luna Miles


Słuchałam jak ten bezrozumna ameba zarywa do mojego przyjaciela i już czułam jak zamierza to chamsko skomentować, więc go kopnęłam. Nie pozwolę, żeby zniżył się do jej poziomu. Poza tym to jakby nie patrzeć to coś jest nawet ku mojemu zdziwieniu dziewczyną, a Zayn ma być miły dla płci żeńskiej choćby nie wiem co. Nie po to od tylu lat mu wpajałam jak ma traktować dziewczyny i pomimo, że już zdążył powiedzieć co nieco na jej temat, to na pewno nie pozwolę, żeby upadł tak nisko jak to coś przede mną.

Ja to co innego, w końcu sama jestem dziewczyną, więc różnicy to nie robi czy jej powiem coś niemiłego, czy pogruchotam i odbuduję jej całą twarz na nowo. Postanowiłam być tylko lekko chamska i sarkastyczna.

- Sory mówiłaś coś? Bo twoje wielkie ego kompletnie ciebie zagłuszyło.

Od tego się zamknęła i odwróciła w stronę korytarza, ale po chwili szybko wróciła do swojej poprzedniej pozycji. Zdążyłam tylko zobaczyć Kate, następnie jak to wytapetowane coś całuje Zayna wbrew jego woli.

Odepchnął ją od siebie i zaczął się wydzierać, a tak niczego sobie z tego nie robiąc powiedziała mu, że już nie ma dziewczyny i że jej się nie odrzuca. Zayn już zaczął się do niej zbliżać, ale zatrzymałam go.

- Zayn daj spokój, oboje wiemy, że nigdy nie uderzyłbyś dziewczyny. Ja się tym zajmę.

O już ja się odpłacę jej za złamanie serca mojej przyjaciółki. Czułam jak kipię ze złości i miałam gdzieś co jej zrobię i jak na tym wyjdę, ale po prostu nie mogłam puścić tego płazem. Widziałam strach w jej oczach i wzięłam szybki zamach, żeby jej przywalić i nie dać szans na ucieczkę przed tym, co ją czeka, ale poczułam czyjąś dłoń na moim przedramieniu. 

Momentalnie cała moja złość zniknęła jak ręką odjął. Zdziwiona spojrzałam na właściciela owej ręki i okazał się to być mój dawny przyjaciel z dzieciństwa, Solen Tadajewski. Jego nazwisko zawsze było dla mnie zagadką, ponieważ zanim dowiedziałam się, że pochodzi z innego kraju, to jako paroletnia dziewczynka myślałam, że jest aniołem zesłanym z nieba, żeby pilnował mnie i brata i nie pozwolił, żebyśmy znów byli sami.

Od zawsze łączyły nas dziwne relacje, Leo z nim świetnie się dogadywali, żartowali nawet razem. Jednak kiedy ja z nim rozmawiałam, to zawsze kończyło się to sprzeczką. Znaczy zależało mi na nim, bardzo go lubiłam i nawet podziwiałam, ale kłócenie stało się naszym sposobem porozumiewania i pokazywania jak bardzo nam na sobie zależy.

- Solen? Co ty tu robisz?

Spojrzał się znów na mnie po tym jak odbył krótką wymianę spojrzeń z Zaynem, a tamten gdzieś pobiegł.

- Zgaduję, że się tu uczę?

- A nie powinieneś być teraz tak mniej więcej na drugim końcu szkoły?

Widziałam jak jego policzki się delikatnie rumienią i zaczął drapać się w tył głowy. Za każdym razem ja kto robi, to jego bluza idealnie opina się na jego ramieniu i dokładnie widać zarys jego bicepsa. Nie to, żebym zwracała na to za każdym razem uwagę, czy coś...

- Tak właściwie, to chciałem z tobą porozmawiać.

Okej? Robi się ciekawie.

- O czym?

Na chwilę się nie odzywał się zamyślony. Nagle odezwała się moja wilczyca.

~ O nas?

Odmiana ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz