Rozdział 19

2.3K 100 0
                                    

Od tamtej pory byłem samotny, zdany na siebie i niemogący na nikim polegać, ponieważ wszyscy omijali mnie. Tak było, dopóki nie spotkałem Leo i potem jego siostry bliźniaczki, ale nawet oni nie zawsze wiedzieli, co myślę lub czuję. Nikomu nie pozwalałem poznać mnie w pełni i choć moi przyjaciele wiedzą o mnie wiele, w końcu przyjaźnimy już się latami, to nie mają pojęcia, jak się zachowuję w zaciszu swoich czterech ścian. 

Jednak jakoś Kate przebiła się przez mury, które tak długo budowałem dookoła siebie. Nie mogłem się uspokoić ani nie wiedziałem co mam robić i nie miałem kogokolwiek do spytania o radę, a mój wilk raczej mi nie pomoże. Musiałem wyjść z domu, nie mogłem oddychać, więc pobiegłem do lasu, aby móc zmienić się i biec, aż będę zbyt zmęczony, żeby dalej myśleć. W głowie cały czas myślałem o mojej rodzinie, którą straciłem. Wciąż w mojej głowie brzmiały słowa moje i moich bliskich.

"- Długo jeszcze? Chcę się pobawić na podwórku.

- Spokojnie już niedługo wrócimy, tylko jedziemy po zakupy do domu. - powiedziała mama.

- A kupimy lody? - spytałem się jej, gdy już wychodziliśmy z domu.

- Oczywiście. - uśmiechnęła się do mnie.

- Kupimy ci twoje ulubione czekoladowe. - powiedział Tyler.

- Okej. To nie mogę się doczekać."

Mieliśmy wrócić, ale nigdy nie wróciliśmy. Zamiast tego obudziłem się w szpitalu, nie mając pojęcia, jak się tam znalazłem, a funkcjonariusze powiedzieli mi, że moi rodzice nie żyją, a ciała brata nigdy nie znaleziono, co może znaczyć, że spłonął z resztą samochodu. Myślałem, że to pomyłka, najpierw mnie to zdziwiło i nie wierzyłem im, przecież oni nie mogli umrzeć, jesteśmy wilkołakami, a nas nie łatwo zabić. Ale kiedy spojrzałem na ich twarze, ujrzałem, że mówili na poważnie, opadłem na łóżko i zacząłem krzyczeć i płakać nie wiedząc, co ze mną będzie. 

Z myśli wyrwał mnie wiatr powiewający moją sierścią i słyszałem odgłosy ptaków chowających się gdzieś w drzewach. Powietrze pachniało tak naturalnie, czyste, niezanieczyszczone spalinami i nawet wystawiłem jęzor, by go zasmakować. Nie myliłem się, było wprost cudowne, czułem się jak mały szczeniak biegający radośnie po podwórku. Wszystko zaczynało nabierać sensu, w końcu już przestawałem odczuwać tę pustkę w sercu.

~ Ej Zayn, gdzie jesteś? - powiedział nagle Leo.

~ Poszedłem pobiegać, a co?

~ Nic, po prostu nie było cię w domu, jak wróciłem i...

Nie podoba mi się ta pauza.

~ Przysięgam, że nie zrobiłem tego specjalnie, ale... tak jakby wszedłem do twojej pracowni, żeby sprawdzić, czy tam jesteś i zobaczyłem twój obraz.

Zapomniałem go schować. O nie.

~ Chcesz o tym pogadać, jak wrócisz?

W myślach przeklinałem siebie za takie niedopatrzenie. Westchnąłem i zgodziłem się na rozmowę z nim, pomimo że już wiem, co powie.

~ No dobra, już wracam.

Zacząłem biec w stronę domu, wybierając drogę na skróty.

~ Nie śpiesz się.

~ Czy ty robisz zdjęcia mojemu obrazowi?

~ Nieee...

~ LEO! Zaraz będę w domu!

~ Nigdy mnie nie złapiesz!

Zobaczymy.

Odmiana ✔️Where stories live. Discover now