75. Dorothy i złamane serce

Start from the beginning
                                    

– Byłam w szpitalu psychiatrycznym, na Ziemi – wyjaśniłam niechętnie. – Wszyscy wmawiali mi, że zwariowałam i że Oz nie istnieje.

– Zaklęte skorpiony są bardzo niebezpieczne – przyznała mama podobnie niepewnym tonem. – Tworzą bardzo realną iluzję, korzystając z zasobów twojego umysłu. Łatwo można się w tym zgubić i uwierzyć, że iluzja jest prawdą, a wtedy można już nigdy się nie obudzić. Jad z czasem staje się coraz mocniejszy i zaatakowana osoba zapada coraz głębiej w sen. Aż w końcu całkiem traci siebie.

– Ale jakoś... jakoś się do mnie przebiłaś – przypomniałam sobie. Skinęła głową.

– To nie było łatwe, ale się udało. Wiedziałam, że musiałaś tam gdzieś widzieć skorpiona. Przypuszczałam, że zabicie go powinno załatwić sprawę. Byłam pewna, że sobie poradzisz, jesteś naprawdę silna, Dee, nie dałabyś się jakiemuś pierwszemu lepszemu zaklęciu Clarissy.

– Więc dlaczego to zrobiła? – zapytałam, zaniepokojona lekko faktem, że niewiele brakło, żebym już nigdy się nie obudziła. – Musiała wiedzieć, że dam sobie z tym radę, więc po co w ogóle próbować?

Mama wzruszyła ramionami.

– Clarissa robi wiele rzeczy tylko po to, żeby się zabawić – prychnęła. – Poza tym... Myślę, że mogło jej też chodzić o mnie. Chciała, żebym wyszła z ukrycia, przyszła do ciebie i spróbowała ci pomóc. Wypłoszyła mnie. Ale nie przejmuj się tym – dodała pospiesznie, gdy już otwierałam usta. – To i tak musiało się wkrótce stać. Clarissa tylko sprawiła, że trochę przyspieszyłam swoje plany. Teraz przede wszystkim cieszę się, że jesteś cała i zdrowa.

Zgięłam nogi w kolanach i oparłam na nich łokcie, po czym ukryłam twarz w dłoniach. Potrzebowałam chwili, żeby na spokojnie to przetworzyć. Odetchnęłam z ulgą, gdy uświadomiłam sobie, że szpital psychiatryczny rzeczywiście był tylko iluzją. Wytworem kolejnego zaklęcia Clarissy. Za to Oz było jak najbardziej prawdziwe.

Poczułam ból w sercu na myśl o tym, że znowu musiałam pożegnać się z ciocią. Nawet jeśli nie była prawdziwa... To przecież wyglądała i zachowywała się tak, jakby była. I znowu moją rzeczywistością był świat, w którym wszystko chciało mnie zabić, w którym nie znosiłam samej siebie i w którym raniłam każdego, na kim mi zależało.

Nie, żeby to było gorsze od świata, w którym uważano mnie za wariatkę. Przecież przez cały czas w psychiatryku wiedziałam, że musiałam wrócić do Oz.

Nie przypuszczałam tylko, że to będzie takie bolesne.

– Wszystko w porządku, Dee? – zapytała mama z niepokojem. Z trudem skinęłam głową.

– Tak... jest okej. Muszę zobaczyć się z Jackiem. Gdzie on jest?

Wyjrzałam zza palców dopiero wtedy, gdy odpowiedź mamy nie nadeszła. Niepokój podszedł mi do gardła.

– Mamo?

– Jack mówił, że nie chce z tobą rozmawiać – odparła mama, na co ból w sercu powrócił ze zdwojoną siłą.

Poczułam się nagle tak, jakby całkowicie mnie zmroziło. Przez moment znowu nie mogłam złapać oddechu, zupełnie tak jak wtedy, gdy się dusiłam. A potem postanowiłam w to nie wierzyć, bo gdybym miała się z tym pogodzić, pewnie wpadłabym w histerię.

– Jak to: nie chce ze mną rozmawiać? – powtórzyłam lekko tylko łamiącym się głosem. – Jack się obudził? Kiedy? Nic mu nie jest? Co się z nim w ogóle dzieje? Mówił, dlaczego nie chce ze mną rozmawiać? Wie, co zaproponował mi Ian?

– Spokojnie, Dee, nie wszystko naraz. – Mama nie dała się wyprowadzić z równowagi ani tej sytuacji, ani moim słowom. Odsunęła moje ręce i zajrzała pod koszulę, w miejsce, gdzie skorpion zostawił po sobie spory siniak. – Powinien obejrzeć cię lekarz. Nie jestem pewna, czy na tym działanie skorpiona się skończy...

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now