Rozdział 47

4.3K 287 58
                                    


- Ania, zapnij mi ją, bo nie mogę sobie poradzić - do mojego pokoju wparowała Olga, szarpiąc materiał czarnej sukienki.

- Jak się tak będziesz stresować, to nie wyjdzie Ci to najlepiej - pokręciłam głową, zasuwając sukienkę, na plecach dziewczyny.

- To nie jest takie łatwe. Boje się, że mnie nie przyjmie, a mi naprawdę na tym zależy - Podbiegła nerwowo do lustra, poprawiając swoje włosy.

Dla rozjaśnienia - Olga stara się o staż w jednym z wydawnictw i własnie szykuje się na rozmowę kwalifikacyjną.

- Wszystko będzie w porządku. Ten zawód jest stworzony dla ciebie i na pewno ich oczarujesz - uśmiechnęłam się pocieszająco, dążąc za nią wzrokiem.

- Jesteś kochana - cmoknęła mnie w policzek - jak wyglądam? - spytała, okręcając się wokół własnej osi.

- Jak redaktorka najlepszej gazety na rynku - mrugnęłam do niej okiem.

- W takim razie lecę, bo wyczuwam, że w centrum będzie korek - skrzywiła się, szybko wybiegając z mojego pokoju.

- Powodzenia! - krzyknęłam.

- Nie dziękuję! - jej odpowiedź zagłuszył odgłos stukania obcasów.

Westchnęłam głośno podnosząc się z łózka, w momencie gdy usłyszałam dźwięk swojego telefonu, który ostatnimi czasy rozbrzmiewa zdecydowanie zbyt często.

Od kilku dni dostaje anonimowe esemesy, które zaczynają mnie coraz bardziej przerażać. Nie są to zwykłe wiadomości. Może jedna na dziesięć, które dostaje na dzień, jest normalnej treści. Znaczy nienormalnej, ale będącej czytelną i w jakimś stopniu jasną.

Warknęłam rozzłoszczona, zaciskając telefon w ręce, kiedy ponownie przeczytałam ciąg liczb, który nie miał dla mnie najmniejszego sensu, ale sprawiał, że nie czułam się bezpiecznie. Jaki psychopata wysyła komuś groźby, przestrogi, za chwile wysyłając ciąg liczb, przeplatanych z wielkimi literami, które nic mi nie mówiły?

Już miałam cisnąć z frustracją telefonem w łóżko, kiedy kolejny raz zaczął wibrować w moich dłoniach, ponownie wpędzając mnie w złość. Zerknęłam szybko na ekran, wzdychając z ulgą, gdy zobaczyłam na nim zdjęcie Janka z jego numerem.

- Tak? - mój głos zadrżał, na co przymknęłam delikatnie oczy.

- Wszystko w porządku? - spytał, nawet się nie witając.

- Tak, cześć - mruknęłam, mało przekonującym tonem.

Głos w słuchawce przez chwilę ucichł, przez co odsunęłam telefon od ucha, sprawdzając czy się nie rozłączył, ale połączenie nadal trwało.

- Masz ochotę na obiad? - spytał po chwili ciszy.

- Właściwie całkiem niedawno, pomyślałam o tym samym, więc sądzę, że to dobry pomysł, by coś zjeść - odparłam, wypuszczając dyskretne powietrze z ust, by wielki ciężar, który ściskał mój żołądek, chociaż trochę odpuścił.

- Będę za dziesięć minut kochanie - jego głos był ciepły i wyjątkowo spokojny.

Kiwnęłam twierdząco głową, mimo że nie mógł tego zobaczyć, rozłączając się. Rzuciłam niedbale telefon na łóżko, opierając tyłek o biurko. Skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc przed siebie.

Stałam bez ruchu, znowu zastanawiając się nad sensem esemesów, oraz próbując zrozumieć, komu mogłam coś zawinić. Nie chcę o tym mówić Jankowi, bo wiem jak on zaraz zareaguje. Ledwo udało mi się wykręcić z sytuacji sprzed kilku dni, kiedy spytał kto do mnie napisał. Powiedziałam mu wtedy, że to esemes od sklepu z meblami, bo zamówiłam sobie mała szafkę nocną, a oni powiadomili mnie o tym, że została ona wykonana i wysłali ememesa z jej zdjęciem. To była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek mogłam wymyślić, bo jaki normalny sklep wysyła takie esemesy (jeśli w ogóle wysyła), o drugiej w nocy? Janek prawie siłą wyrwał mi telefon z ręki, nie wierząc w tą historię, ale wybłagałam go, żeby odpuścił, mówiąc, że chce aby zobaczył ją dopiero u mnie w pokoju. Nie umiem kłamać i dobrze wiem, że widział, że to robię, bo jego wzrok stał się wtedy tak bardzo badawczy, że miałam wyrzuty sumienia.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz