Rozdział 43

4.9K 295 29
                                    


Perspektywa Janka:

Nasunąłem na swoje nogi czarne dresy, pozwalając im pozostać nisko na biodrach. Narzuciłem na siebie biały podkoszulek, przeczesując ręką włosy. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę czternastą. Zmarszczyłem czoło, bo dawno nie wstawałem o tak późnej godzinie. Wyszedłem z pokoju, wzdychając przy tym ciężko. Stanąłem nieruchomo, kiedy do moich uszu dobiegło ciche łkanie, dochodzące z pokoju, w którym prawdopodobnie znajdowała się Ania.

Muszę coś zrobić. Coś co sprawi, że odetniemy się od tego gówna, w którym ciągle tkwimy. Nie możemy ciągle sobie pozwalać, na użeranie się ze sobą, bo to do niczego nie prowadzi. Już nie raz przekonałem się, że bez tej dziewczyny, nie dam rady normalnie funkcjonować, więc muszę zrobić wszystko, by naprawić nasze relacje. Jej stan w ciągu kilu ostatnich dni, naprawdę mnie martwi, bo nigdy wcześniej nie widziałem człowieka w tak dużej rozsypce. Wczoraj po przyjeździe ze szpitala, zamknęła się w łazience. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, przeszła do jednego z pokoi, w nim także zamykając się na klucz. Nie mam pojęcia co to miało oznaczać, ale pozwoliłem jej na to. Sam jestem zmęczony tym wszystkim, i mam już dość tej złej atmosfery panującej wokół nas.

Wsunąłem ręce w kieszenie swoich dresów, przechodząc cicho w stronę drzwi, w które delikatnie zapukałem. Płacz dziewczyny natychmiastowo ustał, a ja mogłem się jedynie domyśleć, że jej ciało całkowicie się spięło. Nacisnąłem na klamkę, która ustąpiła, co oznaczało, że widocznie wcześniej opuszczała pokój. Moje oczy weszły do pomieszczenia szybciej niż moje ciało, przenosząc wzrok na parapet, na którym znajdowała się skulona dziewczyna. Ściągnąłem brwi w jedną linię, widząc że nie reaguje na moją obecność. Wsunąłem się w głąb pokoju, przenosząc wzrok na łóżko. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy dostrzegłem na nim, rozsypane białe tabletki, obok szklanej buteleczki.

Perspektywa Ani:

W moim wnętrzu wzrósł strach, kiedy zauważyłam, że Janek podchodzi do łóżka, biorąc do ręki opakowanie, po tabletkach nasennych. Jego szczęka zacisnęła się mocno, mam wrażenie że nawet mocniej niż zawsze, kiedy obracał ją w palcach, czytając etykietkę przyklejoną na jej tyle. Pochylił się, przejeżdżając palcami po pozostałych tabletkach, rozsypanych na łóżku. Jego wzrok podniósł się do góry, przecinając mnie nim na wylot, niczym sztylet. Zacisnęłam mocniej ręce w pięści, przełykając nerwowo ślinę.

- Ile tego wzięłaś? - wziął do ręki pozostałe tabletki, przyglądając im się uważnie.

Nic nie odpowiedziałam, zsuwając się powoli z parapetu. Mój wzrok wylądował na moich stopach, a wolna ręka otarła łzy, które pozostały na moich policzkach.

- Pytam się, ile tego wzięłaś? - jego głos stał się już mocniejszy i o wiele bardziej głośniejszy. Wstydziłam się. Wstydziłam się tego co chciałam chwile temu zrobić.

- Odpowiedz! - jego krzyk rozszedł się po pomieszczeniu, wprawiając moje ciało w drżenie. Rzucił tabletkami o podłogę, warcząc głośno. Podszedł do biurka, jednym ruchem ręki zrzucając na podłogę całą jego zawartość. Ogromna biała lampa, rozbiła się o ziemie, wydając przeraźliwy dźwięk. Zrobiłam dwa kroki do przodu, chcąc go powstrzymać przed kolejnymi gwałtownymi ruchami, jednak on wydawał się wpaść w furię. Jego ręce wywalały wszystko, co napotkał na swojej drodze, rujnując wystrój całego pokoju. Głos zatrzymał się w moim gardle, nie pozwalając wypowiedzieć mi ani jednego słowa.

- Kurwa - warknął mocnym głosem, ciągnąć dłonią za końcówki swoich włosów. Odwrócił się w moją stronę, podchodząc do mnie szybko, popychając do tyłu. Zacisnęłam oczy, bojąc się bólu, który miał zaraz przeszyć moje plecy, podczas spotkania z zimnym parapetem. Kiedy miałam się zetknąć z jego strukturą, ciepłe dłonie chłopaka wylądowały na moich biodrach powodując, że poleciałam do przodu, odbijając się od jego klatki piersiowej. Nie otwierałam oczu, bojąc się wyrazu jego twarzy, który doprowadziłby mnie do końca całej sytuacji.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz