Rozdział 42

5K 304 118
                                    


Perspektywa Ani:

Przebudziłam się cała zalana potem. Mój oddech był ciężki, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie. Podniosłam się do pozycji siedzącej, rozglądając na boki. Dobrze wiedziałam gdzie się znajduje. Ciemne ściany, ciemne meble i kontrastująca z tym wszystkim biała pościel, znajdowały się wyłącznie w pokoju należącym do Janka. Przekręciłam głowę w bok, napotykając chłopaka wzrokiem. Jego twarz była zwrócona w moją stronę, a usta lekko rozchylone.

Przetarłam ręką twarz, zdecydowanym, lecz delikatnym ruchem, schodząc z łóżka. Zimne powietrze podrażniło moją nagą skórę na nogach, przez co przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Spojrzałam w dół, na bluzkę, która jedynie okrywała moje ciało. Nie przypominam sobie momentu, kiedy ją zakładałam, ale za to pamiętam wszystko co działo się przed tym. Dom, płomienie, krzyki, płacz. Nadal słyszę w swojej głowie dźwięk skwierczącego ognia. Rozejrzałam się szybko po pokoju, w poszukiwaniu swoich ciuchów, znajdując je wzrokiem na podłodze, po drugiej stronie łózka. Szybkim krokiem skierowałam się w ich stronę, jednocześnie ściągając bluzkę przez głowę, rzucając ją na krzesełko obok. Wsunęłam na nogi spodnie, ciągnąc za nogawki z frustracją. Moja głowa pulsowała niemiłosiernie, sprawiając, że momentami kręciło mi się w głowie. Pociągnęłam nosem, mając przed oczami obraz palącego się domu. Swojego domu, który był jedyną pamiątką po mojej mamie i całym dzieciństwie. Mimo że nadal to do mnie nie dochodzi sprawia, że czuje ogromną stratę i pustkę.

Naciągnęłam rękawy bluzy na ręce, tyłem cofając się w stronę drzwi. Nie mogę tu zostać i spokojnie spać. Przecież do cholery mój dom się spalił, a ojciec prawdopodobnie wylądował w szpitalu. Nienawidzę go, ale jest moim ojcem i muszę przy nim być.

Syknęłam głośno, kiedy moja ręka zderzyła się z grubą książką stojącą na rogu szafki, o której kompletnie zapomniałam. Próbowałam uratować sytuacje, wykonując rękoma gwałtowne ruchy w powietrzu, by ją złapać, lecz na marne. Twarda okładka książki w mgnieniu oka, uderzyła z impetem w panele, wydając przy tym ostry dźwięk. Zacisnęłam usta, automatycznie przenosząc wzrok w stronę szatyna, który podniósł się do pozycji siedzącej. Jego oczy były zmrużone i zupełnie nie obecne, ale jego wzrok wciąż był przenikliwy.

- Co się stało? - ziewnął, spoglądając na mnie mętnym wzrokiem.

Pokręciłam głową, szybko podnosząc książkę, by ułożyć ją w jej prawowitym miejscu. Chłopak odgarnął kołdrę ze swojego ciała, przenosząc wzrok na elektroniczny zegarek, który wskazywał godzinę szóstą rano.

- Gdzie Ty się wybierasz? - zmarszczył brwi, przenosząc wzrok ze swojej białej koszulki, którą ułożyłam na krześle, na moje ubrania.

- Jadę do szpitala - powiedziałam pustym głosem. Czuję tyle emocji na raz, że nie potrafię ich opisać odpowiednim słowem.

- Wracaj do łóżka. Wszystko jest w normie - głos chłopaka był nadzwyczajnie spokojny.

Pokręciłam przecząco głowa, robiąc kolejny krok w tył. Złapałam za klamkę, naciskając na nią delikatnie. Nie czekając dłużej, skierowałam się w stronę schodów, łapiąc się poręczy.

- Ania, proszę Cie, posłuchaj mnie - głos chłopaka rozniósł się po korytarzu, a chwilę potem mogłam poczuć jego ciepłe dłonie na swoich biodrach.

Nie zatrzymałam się, powodując że ręce chłopaka zsunęły się z mojego ciała, które znajdowało się coraz niżej.

- Daj mi spokój - powiedziałam cichym głosem, idąc wzdłuż korytarza na pierwszym piętrze.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz