Rozdział 27

4.8K 336 49
                                    

Kłamstwo ma krótkie nogi. Zdecydowanie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kiedy skłamie się raz, to zaraz ciągnie się za tym cała masa fikcji z której ciężko jest się wyplątać. Z każdą chwilą czuję się coraz gorzej z tym wszystkim co się dzieje, a mimo to brnę w to dalej, pogarszając sprawę.

Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka, patrząc w ekran wyłączonego telewizora. Po wczorajszym spotkaniu z Mattem wróciłam do Janka i spędziłam u niego noc. Możecie wyobrazić sobie, że to nie jest dla mnie łatwe, spiskować za jego plecami, ale co byście zrobili w mojej sytuacji, na tym poziomie gówna w które się wpakowałam? Gdybym teraz powiedziała mu o zdjęciach i malinkach zrobionych przez Matta, raczej nie przyjąłby tego z uśmiechem na twarzy mówiąc:

- Och nic się nie stało, on tylko dotykał twojego ciała.

To nie przejdzie, prawda? Zdaję sobie z tego sprawę, że ja nie jestem bez winy. Gdybym tyle nie wypiła i zachowała chociaż trochę zdrowego rozsądku, pewnie teraz nie siedziałabym w ciągłym strachu, z wielką dziurą we własnym mózgu.

Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny huk drzwi odbijających się od ściany, na co delikatnie podskoczyłam. Automatycznie przekręciłam głowę w prawą stronę, zerkając w stronę korytarza.

- Kurwa, kurwa, kurwa.

Zmarszczyłam brwi, słysząc warczenie chłopaka, który chwile potem zamaszyście rzucił kluczykami od samochodu w półkę, wydając przy tym kolejny nieznośny dla uszu dźwięk. Przełknęłam ślinę, podnosząc się z kanapy i niepewnym krokiem przeszłam do korytarza, w którym zostałam przez niego potrącona. Odskoczyłam do tyłu jak oparzona, odwracając zdezorientowany wzrok za jego posturą.

- Co się stało? - sapnęłam, kierując się zaraz za nim.

Jego ciało było widocznie napięte, a ręce mocno zaciśnięte w pięści. Gdybym spotkała go na ulicy, nie ukrywam, że bym się przestraszyła. Rozszerzyłam oczy, kiedy chłopak zamachnął się w stronę półki, strącając z niej kwiatka, który rozbił się prosto pod moimi nogami.

- Stop! - pisnęłam, łapiąc go za nadgarstek. Pociągnęłam go za rękaw bluzy, dając mu do zrozumienia, żeby się opanował. Mocne szarpnięcie jego ręki spowodowało, że zachwiałam się na schodach, szybko łapiąc wolną ręką poręczy. Zamrugałam kilka razy, szybkim krokiem wchodząc do jego pokoju.

- Co się do cholery dzieje Janek? - podniosłam głos, czując się ignorowana.

Kiedy jego ciało zwróciło się w moją stronę, rozchyliłam usta. Jego kostki na rękach były obdarte, co oznacza że albo komuś przywalił, albo odreagował na ścianie, jak miał to w swoim złym zwyczaju. Jego ciemne oczy skierowały się w moją stronę, posyłając rozwścieczone spojrzenie zmieszane ze zdezorientowaniem.

- Co się dzieje? - prychnął, przechodząc kilka kroków w bok, by zaraz wrócić na to samo miejsce. - Wszystko się zjebało - warknął, wplątując rękę w swoje włosy, ciągnąc za ich końce. Dążyłam wzrokiem po jego twarzy, próbując coś z siebie wydusić. Przeszedł kilka kolejnych kroków do przodu, z zamachem kopiąc w krzesło, które odbijając się od ściany, wylądowało koło łózka. Sapnęłam niezadowolona, widząc w jakim stanie się znajduje. On zdecydowanie ma problemy z panowaniem nad sobą, kiedy stanie się coś złego.

- Powiedz o co chodzi - wykrztusiłam, podchodząc bliżej niego.

- Musisz wyjechać - powiedział poważnym tonem, przekręcając się w moją stronę. Rozszerzyłam oczy, nie mogąc zrozumieć o co chodzi. Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale tego nie zrobiłam.

- Tak, to jest dobry pomysł. Musisz wyjechać - powtórzył, łapiąc mnie za nadgarstek. Zgięłam rękę w łokciu, uwalniając ją z uścisku chłopaka.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz