Rozdział 2

10.4K 723 131
                                    

Uniosłam brwi ku górze. Pokręciłam przecząco głową, jednocześnie poprawiając torbę na ramieniu.

- Nie to nie, suko - usłyszałam ponownie jego głos, po czym do moich uszu dobiegł dźwięk piszczących opon.

- Och, doprawdy? Suko? Na tyle cie stać? - powiedziałam sama do siebie, śmiejąc się sarkastycznie. Do szkoły dotarłam mocno spóźniona, ale nie zamierzałam odpuszczać sobie lekcji matematyki. Niepewnie zapukałam do drzwi klasy, uchylając je delikatnie.

- Witamy panią spóźnialska. Ciesze się, że postanowiłaś do nas dołączyć - powiedział z sarkazmem profesor.

Dobrze wiedziałam, że nie toleruje spóźnień, ale co miałam zrobić? Bez słowa stałam w miejscu dążąc wzrokiem po klasie na swoje miejsce, które o dziwo było zajęte. Wstrzymałam wzrok przyglądając się osobie, która postanowiła je zająć i miałam ochotę zaśmiać się na głos. Zamrugałam kilka razy, bo przez chwile zdawało mi się, że chłopak którego spotkałam dzisiejszego dnia już dwa razy, jest wytworem mojej wyobraźni.

- Mogłabyś zająć swoje miejsce? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos nauczyciela

- Hm? - spytałam zdezorientowana, zwracając głowę ku profesorowi. - A, tak - mruknęłam, zdając sobie sprawę z tego, że nadal stoję na środku klasy jak idiotka. Ruszyłam do swojej ławki, która znajdowała się na samym końcu sali. Szłam szybkim tempem, kiedy ktoś podłożył mi nogę, na co się potknęłam i prawie wylądowałam na ziemi. Usłyszałam kilka śmiechów dochodzących z początku klasy.

- No serio śmieszne - pomyślałam przymykając oczy z zażenowania.

Szybko usiadłam na swoim miejscu koło znajomego, nieznajomego. Przerażająca sytuacja. Oblizałam nerwowo usta, czując się zestresowana jego obecnością. Do końca lekcji siedziałam w jednej pozycji, łącząc wszystkie fakty. Wywnioskowałam, że jest nowy, skoro pierwszy raz widziałam go w lasku, a także w połowie semestru dołączył do mojej klasy. Ale ze mnie Sherlock, szkoda, że jeszcze nie zagrałam w serialu CSI kryminalne zagadki Miami. Nadawałabym się.

Lekcje w szkole minęły mi dość szybko i wyjątkowo bez zbędnych potyczek. Starałam się nie wchodzić nikomu w drogę, żeby nie rozpoczynać kolejnego zamieszania. Wkładając na siebie kurtkę skierowałam się w stronę domu.

Wchodząc przez próg poczułam zapach alkoholu. Westchnęłam zirytowana i nie zdejmując butów zaczęłam wchodzić po schodach, zerkając przelotnie na salon, w którym walało się kilkanaście pustych puszek po piwie. Wchodząc do pokoju rzuciłam torbę na łóżko i nie tracąc czasu wzięłam się za odrabianie prac domowych. Byłam skupiona na opisywaniu chorób genetycznych, kiedy drzwi od mojego pokoju zostały gwałtownie otworzone.

- No córeczko, skoczysz do sklepu po piwko - spojrzałam na mężczyznę spod książek.

- Nie teraz, uczę się, nie widzisz? - odpowiedziałam zaczesując kosmyk włosów za ucho.

Oczy ojca pociemniały. Było widać, że jest nieźle wstawiony, a to co do niego powiedziałam, nie było odpowiedzą, którą chciał usłyszeć. Poczułam na swoim policzku ostre pieczenie, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam uderzona z pięści w twarz w miejsce, na którym był siniak sprzed dwóch dni. Złapałam się za bolący policzek, automatycznie się kuląc.

- Nie rozumiesz co do ciebie mówię? Masz iść po to piwo, teraz! - wrzasnął, na co podskoczyłam. Zsunęłam się z łóżka zabierając ze sobą torbę i szybko wybiegłam z pokoju. Nie patrząc na nic wyszłam z domu zalewając się łzami. Zacisnęłam usta nadal czując ból na lewym policzku. Zaszlochałam cicho, ocierając łzy rękawem. Otworzyłam torbę w poszukiwaniu chusteczek higienicznych, ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Jęknęłam w rozpaczy, ciągnąc za końce swoich włosów. Nie miałam najmniejszego zamiaru iść spełnić zachcianki mojego ojca, tym bardziej, że muszę być w pracy za czterdzieści minut. Pociągnęłam nosem, kierując się w stronę centrum.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz