Rozdział 44

5K 272 40
                                    


- Niespodziankę? - sapnęłam, prostując plecy na skutek kontaktu jego ręki z moją rozgrzaną skórą - przecież tyle już zrobiłeś - zmarszczyłam czoło.

- Chodź - kiwnął głową podnosząc się z łóżka. Narzucił koszulę z powrotem na swoje ramiona, nie zapinając jej. Brak paska w spodniach spowodował, że opadły mu nisko na biodrach, pokazując linie bokserek.

Podniosłam się niepewnie z łóżka, patrząc na niego podejrzanie.

- Masz wzrok jakbym miał cię prowadzić na śmierć - pokręcił rozbawiony głową, łapiąc mnie za rękę.

Przekręciłam twarz w inną stronę, uśmiechając się delikatnie. Ruszyłam za chłopakiem, który kierował się do wyjścia z pokoju.

- Gdzie idziemy? - spytałam w momencie, kiedy znaleźliśmy się na nadal oświetlonym przez świeczki korytarzu.

- Na cmentarz - powiedział zupełnie poważnie, nie zwalniając kroku.

Zatrzymałam się, zmuszając go do tego samego. Odwrócił się w moją stronę z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.

- Nie zadawaj ciągle pytań - mruknął, przybliżając się do mnie, by złożyć pocałunek na moich wargach. Oderwał się ode mnie szybko, wywołując cichy jęk niezadowolenia z moich ust. Pociągnął mnie za rękę, sprowadzając powoli ze schodów.

Zmarszczyłam brwi, kiedy domyśliłam się, że idzie w stronę drzwi, prowadzących do piwnicy. Szatyn odsunął się ode mnie, kiedy znaleźliśmy się obok komody, stojącej obok. Otworzył szufladę wyjmując z niej białą chustkę. Uniosłam pytająco jedną brew, krzyżując ręce na piersi.

- Co masz zamiar z tym zrobić? - spytałam, widząc że kieruję się w moją stronę.

Wywrócił oczami, patrząc na mnie głupio.

- Zaraz mnie zdenerwujesz, kochanie - mruknął, odgarniając moje włosy na plecy, następnie przykładając chustkę do moich oczu, obwiązując nią głowę.

Na mojej twarzy pojawił się grymas, kiedy przed oczami miałam zupełną ciemność.

- Jak ja mam zejść po schodach? - skrzywiłam się.

Z ust chłopaka wydostało się ciche warknięcie, kiedy zadałam kolejne pytanie.

- Przepraszam? - mruknęłam, wysuwając ręce do przodu, by znaleźć nimi szatyna.

- Jesteś cholerną marudą - pokręcił głową, jednym szybkim ruchem, biorąc mnie na ręce w stylu panny młodej.

Zwinęłam usta w jedną linię, nic już nie mówiąc. Słyszałam jak otwierane drzwi lekko zaskrzypiały, a chłopak zaczyna stąpać po schodach. Westchnęłam cicho, uśmiechając się sama do siebie, mając w głowie całą sytuację z dzisiejszego wieczoru. Janek postawił mnie na nogi, przytrzymując rękami w pasie.

- Poczekaj jeszcze chwilę, ale pod żadnym pozorem nie zdejmuj chustki z oczu - mruknął srogim głosem, jakby to naprawdę było teraz najważniejsze.

Pokiwałam twierdząco głową, dając mu do zrozumienia, że jej nie zdejmę. Splotłam swoje palce, kiedy poczułam, że się ode mnie odsunął. Obróciłam się wokół własnej osi, nie mając pojęcia dlaczego to właściwie zrobiłam. Usłyszałam odchrząknięcie Janka, następnie jego ręce wylądowały na chustce z tyłu głowy.

- Zamknij oczy, dobrze? - powiedział, rozwiązując kokardkę, którą chwile wcześniej zawiązał. Kiwnęłam delikatnie głową, robiąc to o co prosił. Czułam jak ściągał materiał z moich oczu, układając ręce na moich biodrach - Możesz je otworzyć - szepnął, przerażająco blisko mojego ucha, powodując, że po moich plecach przebiegł dreszcz.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz