Rozdział 11

8.5K 598 43
                                    

Perspektywa Janka:

- Udowodnić ci, że nie jestem taka niewinna jak myślisz? - jej delikatny głos, dobiegł do moich uszu. Moja szczęka zacisnęła się, kiedy poczułem jak składa na niej pocałunek. To co właśnie zrobiła, było ostatnią rzeczą, której bym się spodziewał. Jej dłonie przesunęły się wzdłuż mojej klatki piersiowej. Obserwowałem każdy jej ruch, nadal siedząc na parapecie. Oblizałem usta, kiedy znów zaczęła przybliżać swoją twarz do mojej. Byłem gotowy na kolejny pocałunek z jej strony. Objęła moje policzki swoimi zimnymi dłońmi, zbliżając się do mnie.

- Chyba powinieneś posprzątać - wyszeptała prosto w moje usta, następnie odsuwając się ode mnie. Patrzyłem na nią zdezorientowany, analizując co własnie zrobiła.

- Podeszłaś mnie? - spojrzałem na nią, zdając sobie sprawę, że robiła to dla żartu.

Na twarzy szatynki, pojawił się uśmiech, który wyrażał dumę. Zmrużyłem oczy, posyłając dziewczynie groźne spojrzenie. Jej usta rozchyliły się, po czym skierowała się biegiem na górę wyczuwając, że jeśli dłużej będzie tak stać, to się na nią rzucę. Zaśmiałem się do siebie, jednocześnie rozglądając po salonie. Westchnąłem widząc, że właściwie zniszczyłem wszystkie ozdoby, które się tu znajdowały. Spojrzałem na swoje dłonie, które w sumie aż tak bardzo nie bolały. Podszedłem do włącznika światła, wciskając go dwoma palcami. Światło pojawiające się w salonie sprawiło, że zmrużyłem oczy. Skierowałem się do kuchni, potykając się po drodze o but, który leżał na środku pomieszczenia. Zmarszczyłem czoło, kopiąc go w kąt pokoju. Podszedłem do jednej z szafek, w której trzymałem miotłę i worek na śmieci i zabierając go ze sobą wróciłem do salonu. Zmiatanie tego wszystkiego zajęło mi dobre dwadzieścia minut. Położyłem pełny worek pod ścianą, gasząc światło. Wsunąłem ręce do kieszeni, wchodząc po schodach na górę. Minąłem swój pokój, podchodząc do drzwi od pokoju Ani, które były uchylone. Stanąłem przy nich, opierając się o ścianę.

Perspektywa Ani:

Stałam przy lustrze, patrząc w swoje odbicie. Zaczesałam włosy ręką do tyłu, by nie opadały na moje oczy. Przejechałam po ustach ochronną pomadką, a następnie je oblizałam, bo smak pomarańczy sprawił, że miałam ochotę ją zjeść. W odbiciu lustra, zauważyłam postać Janka, wchodzącego do mojego pokoju.

- Już ci na dzisiaj wystarczy - mruknęłam rozbawionym głosem.

Jego ręce uniosły się w obronnym geście, wycofując się z mojego pokoju.

- Dobranoc księżniczko! - krzyk chłopaka rozniósł się po całym domu.

Zamrugałam kilka razy do siebie, kierując się do łóżka. Upadłam na nie w taki sposób, jakbym nie widziała go kilka miesięcy. Zanurzyłam głowę w poduszki, wypuszczając z ust głośne westchnięcie.

Kolejny dzień nie zaczął się najlepiej. Kiedy otworzyłam oczy, moją głowę przeszył straszliwy ból, który pojawił się znikąd. Przekręciłam się na drugi bok, wtulając w poduszkę. Patrzyłam w drzewo za oknem, które bujało się od porywistego wiatru. Prawdopodobnie spadek ciśnienia, wywołał u mnie to całe osłabienie. Zaraz minie tydzień, od kiedy nie ma mnie w domu. Ojciec pewnie zdążył się zorientować, że mnie nie ma. Chociaż nie byłoby dla mnie zaskoczeniem, gdyby nic nie zauważył. Mimo to, już dawno powinnam tam iść, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. W końcu to mój dom. Moje powieki znowu stały się ciężkie i ospałe, ale nie pozwoliłam sobie na zmarnowanie całego dnia, leżąc w łóżku. Stanowczym ruchem zsunęłam z siebie kołdrę. Podniosłam się do pozycji siedzącej, zakładając włosy za ucho. Ziewnęłam przeciągle, po czym znów opadłam plecami na poduszki. Ostatnio złapałam dużego lenia i nie powiem, że mi on nie przeszkadza. Kolejny raz zmobilizowałam się by wstać, tym razem przechodząc do kolejnego etapu, jakim było położenie nóg na dywanie. Ale ze mnie wyczynowiec, prawda? Podniosłam się do pozycji stojącej, obciągając bluzkę, by leżała na mnie tak jak powinna. Podeszłam powolnym krokiem do okna. Skrzywiłam się widząc ciemne chmury i deszcz, który sprawiał, że widoczność była ograniczona. Usiadłam na parapecie, opierając głowę o szybę. Cisza w domu sprawiła, że mogłam wsłuchać się w krople deszczu, które obijały się o parapet. Uchyliłam delikatnie okno, by poczuć świeże powietrze. Różnica temperatur sprawiła, że cała szyba zaparowała. Zaczęłam na niej kreślić różne wzorki, robiłam tak całe dzieciństwo. Uniosłam jedną brew, chichocząc ze swojego dzieła. Zeskoczyłam z parapetu kierując się do toalety. Odświeżyłam się i założyłam na siebie czyste ubrania. Oblizując usta skierowałam się do wyjścia. Nie ma najlepszej pogody, ale postanowiłam, że to własnie teraz pójdę zobaczyć co z ojcem. Będąc na dole, włożyłam na nogi trampki i bluzę z kapturem, który nasunęłam na głowę. Kiedy przekroczyłam próg mieszkania, uderzyła we mnie fala letniego powietrza, zmieszanego z zapachem deszczu. Wsuwając ręce do kieszeni bluzy, skierowałam się pieszo do swojego prawdziwego domu. Nie miałam do niego dalej, niż do centrum.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz