Rozdział drugi

19.1K 1.2K 234
                                    

Ze snu wyrwał mnie czyjś głos.

- Wstawaj księżniczko, za dwadzieścia minut śniadanie, nikt nie będzie na ciebie czekać!

Była to kobieta, którą szybko olałam i jeszcze na dziesięć minut schowałam się pod kołdrą.

Wstałam i zeszłam za tłumem na ogromną stołówkę. Ona także była w jakichś przytłaczających odcieniach szarości, ale przez wielkie okna (oczywiście szczelnie zakryte kratami) wpadało dużo światła dziennego, dzięki czemu podczas śniadania szło nie ześwirować. Stoły na około dwadzieścia osób poustawiane były tak, żeby do szwedzkiego stołu prowadziła dość obszerna droga. Było ich na oko ze trzydzieści. Pomieszczenie było ogromne. Na ścianie, na której znajdowały się drzwi widniały kolorowe obrazy przedstawiające krajobrazy o różnych porach roku i różnych porach dnia. Zdziwiło mnie to trochę, ponieważ ośrodek zwykle przytłaczał niż rozweselał, a ta stołówka była... po prostu wyjątkowo wesoła. Ludzie, którzy siedzieli już przy stołach, na swoich miejscach, żywo rozmawiali i śmiali się w najlepsze. Uśmiechnęłam się na ten widok, było to dosyć pocieszające.

Kroczyłam dumnie przez stołówkę, mimo tego, że byłam w samej pidżamie w żaby. Nie trudziłam się nawet, żeby uczesać włosy, związałam je w niedbałego koka, żeby nie mieć za wiele do roboty z rana. Wszyscy byli ładnie ubrani w mundurki szkolne, który także został mi dostarczony rano, razem z moją walizką w kwiatki, w której znalazłam praktycznie wszystkie ubrania, które miałam w szafie razem z moimi kosmetykami. Były starannie poskładane, ale nie zdziwiło mnie to za bardzo, bo mama miała hopla na punkcie doskonałości.

Podeszłam do szwedzkiego stołu i chociaż od kilku dni zjadłam może tylko jedną kromkę z masłem, której o dziwo nie zwróciłam, nie byłam szczególnie głodna. Sięgnęłam po masło i połówkę bułki, której wiedziałam, że i tak nie zjem całej, tak jak było to w domu.

Rozejrzałam się po sali, ale nie zobaczyłam wolnego miejsca. Usiadłam więc pod ściana z obrazami i powoli przeżuwałam przygotowaną kanapkę. Jakoś szczególnie mnie to nie ruszało, że co chwilę ktoś odwracał się w moją stronę, obrzucał kpiącym spojrzeniem i pokazywał nowe dziwadło swojej koleżance bądź koledze. Srał na nich pies.

Nie pomyliłam się, po trzech kęsach, byłam już pełna i najchętniej zwróciłabym to wszystko, ale obiecałam Klusce, że stąd kiedyś wyjdę, więc nie mogłam.

Po jakże obfitym śniadaniu, poszłam do siebie po mundurek i skierowałam się do łazienek. Były puste, pewnie te głodomory jeszcze nie zjadły śniadanka, bo śniadanie to najważniejszy posiłek dnia! Gdy słyszałam to stwierdzenie z ust mojego ojca, aż chciałam zwymiotować na stół i powiedzieć, że może zjeść także moje. Nigdy tego jednak nie zrobiłam, bo wylądowałabym w psycholu już dawno temu.

Pierwszą lekcją jaką miałam był angielski w sali sto trzydzieści pięć. Leniwie powlekłam się w stronę klasy. Zgubiłam się oczywiście chyba trzy razy, dlatego ostatecznie weszłam do klasy po piętnastu minutach.

- Jakoś niespecjalnie ci się spieszyło widzę, panno... Jak się nazywasz?

Oburzyłam się. Kobieta wyglądała na co najmniej pięćdziesiątkę. Farbowane na brązowo włosy związała w starannego koka, na twarzy miała tonę tapety zasłaniającej jej zmarszczki, a zimne niebieskie oczy podkreśliła ciemnymi cieniami i tuszem do rzęs. Ubrana była w brązową, babciną spódnice do kostek i zieloną koszulkę z krótkim rękawem. Kolorystycznie już bardziej podobały mi się te szare ściany, którymi został pomalowany budynek od wewnątrz.

- Emilia. Przepraszam, ale nie zostałam obdarowana nadprzyrodzonymi mocami, które pozwolą mi przewidywać dokąd mam iść, a nie ma nikogo tak miłego, kto wskazałby mi drogę, o przewodniku czy mapce szkoły już nie wspomnę. W tym labiryncie przydałoby się coś takiego.

Niedoszły Samobójca ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz