CZĘŚĆ 3 - Prolog

63 7 0
                                    

Christopher

Obudziłem się z dziwnym, przytłaczającym uczuciem straty. Naprawdę wydawało mi się, że coś utraciłem. Coś ważnego. Coś, czego nigdy nie miałem, a jednak czułem to tak wyraźnie, że łzy niemal cisnęły mi się do oczu.

– Co do... – warknąłem i zacisnąłem powieki.

Wstałem natychmiast i ruszyłem do łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą. Czy coś mi się śniło? Być może, ale zupełnie nic nie pamiętałem. Nie miałem pojęcia, czym mogłoby to być, skoro wywołało u mnie tak ogromne uczucie bezbrzeżnej pustki.

Bez zjedzenia śniadania wyszedłem z domu, odpaliłem swój motocykl i wyjechałem na pogrążone we wczesnowiosennym słońcu zatłoczone ulice Bostonu. Szybka jazda zazwyczaj działała na mnie kojąco, lecz tym razem nie pomagała. Coś było stanowczo nie tak i wyprowadzało mnie to z równowagi.

Zjechałem na przedmieścia, aby nieco bardziej skupić się na swoich myślach i nie zwracać uwagi na samochody, które musiałem omijać. Tutaj było pusto i cicho, a chociaż nigdy nie czułem się naturalnie w takiej ciszy, miałem wrażenie, że tym razem pomogła mi ona w odzyskaniu wewnętrznego spokoju.

Był dopiero marzec, przyroda budziła się do życia i choć w powietrzu wciąż unosiło się wyraźne wspomnienie zimy, to niebo tego dnia było niebieskie, a słońce wiszące wysoko na niebie omiatało pobliskie lasy i pola. Nie byłem człowiekiem przesadnie zwracającym uwagę na rzeczy tego typu, ale tego dnia dziękowałem, że chociaż pogoda jest w stanie podtrzymać mnie na duchu.

Pomimo tego jednak poczułem, że zaczyna brakować mi oddechu. Kurwa... Czym było to uczucie? Tłamsiłem pod skórą całe morze skrywanych obaw i nerwów, ale to było coś zupełnie nowego. Zjechałem na pobocze, gdzie naprzeciwko ogrodzeń i starannie zadbanych żywopłotów znajdował się rząd niewielkich sklepów, średnio zachęcających swoim wyglądem.

Ściągnąłem kask i łapczywie zaczerpnąłem powietrza. Moje płuca rozszerzyły się rozpaczliwie, jakby tylko czekały na ten jeden życiodajny oddech. Rozejrzałem się wokół siebie i z początku nie dostrzegłem nic, co zwróciłoby moją uwagę, lecz po chwili moje oczy same zatrzymały się na niewielkiej kwiaciarni na samym końcu chodnika. Nie miałem pojęcia, co tak właściwie przykuło moją uwagę, ale podszedłem nieco bliżej.

Wokół witryny rozpościerały się przykurzone łańcuchy sztucznych kwiatów, a pod nimi stały wyeksponowane wazony, bukiety, latarenki i inne ozdoby. Ja jednak zwróciłem wzrok w prawą stronę, gdzie w ogromnym koszu znajdował się potężny bukiet czerwonych róż. Zapatrzyłem się w niego niczym zahipnotyzowany, a smutek w moim ciele eksplodował lawiną bolesnych ukłuć.

W moich oczach pojawiły się łzy, a ja, klnąc pod nosem, otarłem twarz pospiesznym ruchem. Nie obejrzałem się wokół siebie, bo nawet nie zastanawiałem się nad tym, czy ktoś mnie obserwował. Myślałem tylko o tych czerwonych różach. Dlaczego nie miałem okazji kupić ich nigdy nikomu? I dlaczego wywoływały one u mnie to dziwne uczucie przybijającej nostalgii?

Potrząsnąłem głową. Przecież od zawsze byłem sam, dlaczego więc miałbym komuś dawać kwiaty? To było śmieszne. Żadna z tych żałosnych dziwek oddających mi się po kilku minutach rozmowy nie oczekiwała ode mnie żadnych prezentów. Chciały jedynie pieniędzy.

Gdy w mojej kieszeni rozbrzmiał dźwięk telefonu, potrzebowałem kilku długich sekund na to, aby po niego sięgnąć. Na ekranie zobaczyłem imię mojego najlepszego przyjaciela.

– Jay? – zapytałem, siląc się na to, aby ton mojego głosu nie odzwierciedlał tego, jak właśnie się czułem.

Nie miałem pojęcia, jak bardzo już niebawem zmieni się moja rzeczywistość. Mój świat miał wywrócić się do góry nogami i choć to podświadome uczucie chciało mnie przed tym ostrzec, ja zupełnie nie wziąłem sobie tego do serca.

– Chris, mamy mały problem – powiedział Jason z powagą, a ja wciążwpatrywałem się w witrynę. – Będę potrzebować twojej pomocy.

QUICKSANDWhere stories live. Discover now