Rozdział 5

75 8 2
                                    

Ellen

Byłam już zupełnie pewna, że Christopher wie o dzisiejszym dniu, lecz nie byłam na tyle śmiała, aby o tym wspomnieć. Widziałam jego podekscytowanie i pozwoliłam mu na przewagę.

Nie mając zbyt dużego wyboru, założyłam trampki, lecz ku mojemu zaskoczeniu zadziwiająco dobrze pasowały do zwiewnej sukienki. Kiedy wyszliśmy z mieszkania, Christopher chwycił mnie za rękę, splatając swoje palce z moimi. Bez pytania pozwoliłam poprowadzić się wzdłuż korytarza. Gdy stanęliśmy w windzie, nie puścił mnie, a zamiast tego pochylił się i pocałował mnie w policzek.

– Powiesz mi, gdzie idziemy? – zapytałam.

Christopher jedynie pokręcił głową i mrugnął do mnie. Wydęłam usta, ale nie nalegałam. Przeszliśmy na parking i przez kolejne dwadzieścia minut oglądałam mijane przez nas wysokie budynki, zatłoczone ulice oraz świecące wystawy sklepowe, a wszystko to na tle powoli szarzejącego nieba.

Zmierzaliśmy w stronę centrum, lecz gdy Christopher zatrzymał samochód na Pearl Street, nie miałam pojęcia, dlaczego przyjechaliśmy w to miejsce. Było tu ciemniej i ciszej, niż zanim skręciliśmy w tę niewielką ulicę. Zniknął tłum ludzi spacerujących po chodnikach i ucichł szum samochodów. Tuż przed nami znajdował się budynek wysoki na kilkanaście pięter, lecz wyglądający na zwyczajny blok mieszkalny. W kilku oknach paliło się już światło.

Ruszyliśmy w kierunku drzwi i znów wsiedliśmy do windy. Zauważyłam, że mężczyzna ma zamiar zabrać mnie na samą górę. Nie odezwałam się. Już za parę chwil i tak miałam przekonać się, o co w tym wszystkim chodzi.

Czułam, że Christopher się denerwuje, choć starał się to przede mną ukryć. Niestety nic więcej nie byłam w stanie odczytać z jego twarzy, a gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, poczułam jak uścisk jego dłoni wzmacnia się.

Winda zatrzymała się. Wysiedliśmy i Christopher zaprowadził mnie po niewielkich schodkach jeszcze wyżej. Poczułam ciepły powiew wieczornego wiatru, gdy przekroczyłam próg metalowych drzwi.

Znaleźliśmy się na samym środku dachu wysokiego wieżowca. Nie widziałam z tej perspektywy żadnych innych budynków wokół, więc domyśliłam się, że ten górował nad resztą. Nadal nie wiedziałam, dlaczego przyszliśmy akurat w to miejsce i wtedy mężczyzna pociągnął mnie za sobą. Zauważyłam delikatny uśmiech na jego twarzy.

Przeszliśmy wzdłuż metalowej barierki i ujrzałam całe miasto na tle ciemniejącego nieba. Przystanęłam w miejscu i Christopher zrobił to samo. Zobaczyłam stąd dziesiątki budynków i wielokolorowych neonów, morze świateł, otaczające mnie ze wszystkich stron. Na ulicach w dole światła samochodów przesuwały się z dużą prędkością. W oddali dostrzegłam ciemnoczerwoną łunę słońca, które zdążyło zniknąć już za horyzontem. Widok ten zaparł mi dech w piersi. Christopher objął mnie od tyłu, wsparł brodę na moim ramieniu i oboje przez długą chwilę wpatrywaliśmy się w widok przed sobą.

Niepewnym ruchem znów chwycił mnie za rękę i zaprowadził trochę dalej. Drzwi, przez które przeszliśmy, wyrastały ponad powierzchnię dachu wraz z niewielkim zabudowaniem, skutecznie zasłaniającym to, co mężczyzna chciał mi pokazać. Zawieszone na ścianie dwie żarówki rzucały słabe światło na betonową nawierzchnię wokół nas.

Przeszliśmy wzdłuż ściany i moim oczom ukazał się obraz o wiele bardziej urzekający, niż widok z wieżowca. Nieopodal barierki, pod niewysokim murkiem ogradzającym dach, leżał rozłożony gruby koc, na nim dwie poduszki i niewielkie kartonowe pudełko, a tuż obok stał kubełek z szampanem i dwa kieliszki.

Rozchyliłam usta ze zdziwienia. Moje oczy zabłyszczały, gdy spojrzałam w górę na Christophera, który wydawał się wyraźnie zadowolony z siebie.

QUICKSANDWhere stories live. Discover now