Rozdział 13

74 7 3
                                    

Christopher

Ellen wiedziała, kim byłem. Naprawdę to wiedziała. Kiedy się domyśliła? Jedynym momentem, który wchodził w grę, była sytuacja w magazynie, gdy uciekliśmy przed Jihoonem. Jeśli od tamtego czasu to wiedziała, najbardziej bolała mnie myśl, że nie przyznała mi się do tego i była ze mną przez cały ten czas, nie narzekając na swoje położenie. A to przecież ja byłem przyczyną jej wszystkich problemów.

Nie mógł do mnie dotrzeć fakt, że to przez moje nieodpowiedzialne zachowanie nastąpił ciąg tych wszystkich wydarzeń. Wydarzeń, które sprawiły nam naprawdę wiele bólu, a wszystko to przez nadmiar alkoholu i chęć odreagowania po pocałowaniu Ellen.

Po czternastu latach, gdy myślałem, że wiem, co robię, wywróciłem się na niemal prostej drodze, narażając tym nie tylko siebie.

Nie miałem pojęcia, czego chce ode mnie akurat ten facet. Nie wiedziałem nawet, kim był, pomimo faktu, że znał Jihoona. Czyżby przejął po nim pałeczkę w zemście, z którą uganiali się za mną od tylu lat? Nie sądziłem, abym był dla nich aż tak ważny. Coraz bardziej przypuszczałem, że dużą rolę mogła odgrywać tutaj śmierć Jihoona... o której Ellen wciąż nie miała pojęcia.

Kiedy Kane zaczął mówić powoli i spokojnie, ja z każdą sekundą miałem wrażenie, że krew zamarza mi w żyłach ze strachu. Starałem się nie dać po sobie poznać, jak bardzo się bałem, mimo że z początku nie wiedziałem nawet, o czym mężczyzna do mnie mówi.

– Kilkanaście lat temu zabrałeś od Jihoona coś bardzo ważnego – powiedział Kane. – Wiesz, co mam na myśli?

Odczekałem chwilę i pokręciłem głową.

– Cóż, nie masz innego wyjścia, niż sobie przypomnieć. Jeżeli ja będę zmuszony ci w tym pomóc, będziesz tego żałował.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – powiedziałem zupełnie szczerze.

Kane przysunął się bliżej i ścisnął jedną dłonią z całej siły moją twarz.

– Posłuchaj – powiedział. – Wiem, że masz do wyrównania z nimi jakieś rachunki, ale mam to w dupie. Szukam cię od kilkunastu lat, sukinsynu, bo masz coś mojego. I chcę to odzyskać.

– Kane... tak się nazywasz, prawda? Jeśli naprawdę to mam, oddam ci. Po prostu... powiedz, o co chodzi.

Mężczyzna zaśmiał się, ale teraz nie można było w tym wyczuć nawet ironii. Tracił cierpliwość i wyraźnie widziałem to w jego zachowaniu. Przy kolejnych jego słowach zamarłem. Mógłbym przysiąc, że w tamtej chwili słyszałem krew przepływającą przez moje własne żyły. Moje serce było nabrzmiałe od paniki, a gardło ściśnięte z przerażenia.

– Quicksand. Karta, na której były dane, których do dziś nikt nie odzyskał, bo była to jedyna kopia. Miałeś przekazać ją moim ludziom, a po twoim zniknięciu rozpłynęła się w powietrzu. Mam nadzieję, że oddasz mi ją po dobroci.

Wiedziałem w tym momencie kilka rzeczy.

Wiedziałem, że zrobiłbym wszystko, aby wydostać stąd Ellen i jeśli tylko miałbym tę kartę, bez wahania oddałbym ją. Nawet, gdybym nie miał pewności, że dzięki temu wszystko zakończy się dobrze, miałbym świadomość, że zrobiłem wszystko, co mogłem.

Wiedziałem też, że z całą pewnością nie mam tego, o czym Kane mówił.

A najgorszym był fakt, że doskonale wiedziałem, o jaką kartę chodziło. Nie było jednak sposobu na to, aby ją odzyskać, a tego zdecydowanie nie mogłem powiedzieć.

– Nic takiego nie mam – powiedziałem drżącym głosem, starając się przybrać taki sam ton głosu jak wtedy, gdy naprawdę nie wiedziałem, o czym mężczyzna mówi.

QUICKSANDWhere stories live. Discover now