Rozdział 4

48 7 0
                                    

Christopher

Minęło kilkanaście dni, a w tym czasie wszystko wydawało się wrócić do normy. Rzeczy toczyły się swoim codziennym rytmem i nieprzyjemne wydarzenia zaczęły wydawać się jedynie zatartym wspomnieniem. Dni spędzaliśmy spokojnie. Nieraz oglądałem telewizję podczas gdy Ellen czytała książkę, a nieraz to ja czytałem, kiedy ona starała się skupić na programie telewizyjnym. Nie dostrzegała moich zatroskanych spojrzeń rzucanych mimowolnie w jej kierunku, ani ust, których kąciki unosiły się w nieśmiałym uśmiechu na myśl o tym, ze mieliśmy możliwość siedzieć tu i niczym się nie przejmować.

Ale... przejmowaliśmy się. Pomimo panującej beztroski moje myśli w najmniej odpowiednich momentach przenosiły się do mieszkania na dziesiątym piętrze, do opuszczonej fabryki, na dach budynku przy Pearl Street... Pomimo pozornego spokoju nasze serca pozostawały niespokojne, bo wiedziałem, że Ellen również o tym rozmyślała. Ale docenialiśmy to, gdzie jesteśmy. O tak, docenialiśmy to z całych sił i choć nic nie zapowiadało, aby coś miało przerwać tę panującą beztroskę, oboje pozostawaliśmy w nieustannej gotowości.

Starałem się nie zostawiać Ellen samej, a mieszkanie opuszczałem tylko dla niedługich spacerów z Muffinem i szybkich zakupów. Odkąd tu ze mną zamieszkała, nie zostawiłem jej samej z żadnego innego powodu i widziałem, że była mi za to niezmiernie wdzięczna. Ja również czułem się nad wyraz dobrze, mając ją przy sobie. Żadne z nas nie wydawało się być przytłoczone tym, że od kilku dni oboje pozostawaliśmy zamknięci w czterech ścianach tego obskurnego mieszkania.

Pomimo tego wszystkiego nie mogłem jednak pozbyć się tego nieodpartego wrażenia, że oczy Ellen są inne, niż zapamiętałem. Ilekroć na nią spoglądałem, jej twarz pogrążona była w dziwnej nostalgii. Gdzieś głęboko w niej wciąż była ta sama Ellen, jaką zapamiętałem z tego poprzedniego, wspaniałego życia, lecz zakrywała ją maska zmartwień i troski. Uśmiech na jej twarzy widniał niczym za mgłą. Jej dziewczęca uroda pozostała, lecz sam wzrok należał do kobiety dojrzałej, dotkniętej przez los, a także skrzywdzonej i sponiewieranej.

Lekko podkrążone oczy wpatrywały się we mnie i przenikały mnie na wylot, tak jak dawniej. Było to spojrzenie, które dobrze znałem i uzmysławiało mi ono, że to wciąż jest ta sama Ellen. Moja Ellen.

Wiedziałem, że na wszystko przyjdzie czas i powoli dojdziemy do punktu, w którym przerwaliśmy. Kochałem ją tak bardzo... Miałem nadzieję, że to wystarczy, aby jej pomóc.

Nie miałem pojęcia, jak powinienem się zachowywać i na co mogłem sobie pozwalać, a od czego się powstrzymywać. Chciałem ją zapytać o to, jak czuje się po tym, co wydarzyło się w mieszkaniu, a później w piwnicy opuszczonego budynku, do której nas ściągnęli. A jeszcze bardziej chciałem wiedzieć, czy wszystko było w porządku po tym, co zrobił jej Kane. Za każdym razem, gdy o tym myślałem, ogarniała mnie paląca fala wściekłości i bezradności. Co miałem zrobić, aby poczuła się lepiej? Przeżyła wtedy prawdopodobnie najgorsze chwile w swoim życiu. Nie potrafiłem sobie tego nawet wyobrazić.

Bardzo chciałem z nią o tym porozmawiać, ale nie byłem pewien, czy to dobry pomysł. A jeśli rozmowa wszystko pogorszy? Z całych sił pragnąłem jej pomóc, ale jeśli przywoływanie tych okropnych wspomnień miałoby sprawić, że poczuje się jeszcze gorzej, wolałem nie ryzykować.

Wciąż doceniałem jej obecność i wiedziałem, że ona również rozpaczliwie próbowała uwierzyć w to, że znów mogliśmy być razem. To było jak to nieznośne uczucie, gdy po przebudzeniu z bardzo przyjemnego snu, wciąż nie jest się do końca świadomym tego, że po otwarciu oczu, zostanie się zalanym przez gwałtowną falę rozczarowania. Właśnie to czułem: nieustanne unoszenie się w tej gryzącej niepewności. Bywały chwile, gdy ogarniało mnie bezgraniczne przekonanie, że Ellen była jedynie wytworem mojej wyobraźni, więc za każdym razem, tuż przed uniesieniem powiek, musiałem poczuć pod swoimi palcami jej ciepłą skórę.

QUICKSANDजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें