Rozdział 6

245 15 4
                                    

Ellen

Siedziałam jak na szpilkach obok leżącego Christophera. Jego oddech wciąż był szybki i nierówny, a ja wpatrywałam się w niego z niepokojem. W takim momencie nie myślałam nawet o jego reakcji, gdy obudzi się i zastanie w domu jeszcze jedną osobę. Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami, stan Christophera nie pozwalał mi na myślenie o czymkolwiek innym. Uważałam, że to było najlepsze i najrozsądniejsze, co mogłam zrobić w tej sytuacji, bardziej nawet niż telefon do Jasona lub Lauren.

Salon pogrążony był w półmroku. Świeciła się jedynie lampka przy drzwiach wejściowych i to ona rzucała bladą poświatę na resztę pomieszczenia. Wciąż dociskałam do rany Christophera ręcznik, już niemal całkowicie przesiąknięty krwią. Mężczyzna wciąż był nieprzytomny, wiedziałam to z całą pewnością. Jego twarzy nie wykrzywiał już grymas cierpienia, a powieki nie zaciskały się z bólu.

Świadomość, że już za chwilę przyjedzie tu osoba, w której z całą pewnością mogłam pokładać nadzieję na wyleczenie Christophera, koiła moje nerwy. Jeszcze przed chwilą były one napięte do granic możliwości, lecz powoli odzyskiwałam spokój.

Widok Christophera nieprzytomnego i bezradnego wywoływał u mnie niezwykle abstrakcyjne uczucie. Do tej pory wydawał mi się niemal niezniszczalny, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Z bliska wszystko wyglądało zupełnie inaczej, a ja wcześniej nie miałam tej świadomości. Jego ramiona i klatka piersiowa, pomimo tego, że umięśnione i wyrzeźbione niemal idealnie, pokrywały stare blizny różnej wielkości i koloru. Musiałam się dobrze przyjrzeć, aby je dostrzec, lecz z tej odległości widziałam dokładnie każdą z nich.

Christopher może i był nieczuły i arogancki, lecz życie również nie było dla niego łaskawe. Bałam się myśleć o tym, co mogło być przyczyną każdej z tych blizn. Niektóre z nich były długie, wyglądające jak pozostałości po cięciach ostrymi przedmiotami. Lekko wypukłe aż raziły swoim autentyzmem i powodowały u mnie wizje, jakich nie chciałam wpuszczać do swojej głowy. Pomiędzy nimi dostrzegłam kilka mniejszych, okrągłych. Przypuszczenia o tym, jak je zadano, spowodowały u mnie niemal fizyczny ból. Skrzywiłam się i odwróciłam wzrok. Nie chciałam wyobrażać sobie jak wciąż tlący się papieros dotyka jego skóry, zostawiając na niej ślad, który miał pozostać tam już na zawsze, albo jak usiłując uchylić się od ciosu, ostry nóż rani jego klatkę piersiową, pozostawiając na niej krwawą szramę.

Szybko zdałam sobie sprawę, że dzisiejsza sytuacja nie była dla Christophera nowością. Z pewnością nie raz wychodził z cięższych opresji, lecz nie mogłabym spojrzeć sobie w oczy, nie starając się mu pomóc.

Czekałam z niecierpliwością, aż usłyszę kroki na podjeździe lub pukanie do drzwi. Christopher miał wysoką gorączkę. Słyszałam jego oddech, czułam bijący od niego żar i unoszącą się gwałtownie klatkę piersiową. Ukryłam twarz w dłoniach, które wciąż drżały. Moje serce natomiast ciągle nie rozumiało, że powinno się uspokoić. Gdy Phil tutaj przybędzie, Christopher będzie w najlepszych rękach.

Minął ponad kwadrans od mojego telefonu, zanim usłyszałam pukanie do drzwi. Przez telefon podałam Philowi czterocyfrowy numer, pozwalający pokonać mu furtkę bez zbędnego uruchamiania domofonu. Poprawiłam ostrożnie mokry ręcznik i na palcach pobiegłam otworzyć drzwi.

– Phil! – szepnęłam, ujrzawszy naprzeciwko siebie mężczyznę o ciemnych włosach.

Światło padające na niego z salonu sprawiało, że jego twarz wydawała się niewiarygodnie blada. Uwydatniało ono wąski nos, dosyć duże oczy przesłonięte przez okulary bez oprawek i gęste brwi pod krótkimi, zaczesanymi na bok włosami.

– Ellie? To ty? – zapytał zaskoczony, gdy ujrzał mnie przed sobą. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, a ja jedynie uśmiechnęłam się niepewnie w odpowiedzi. Zupełnie zapomniałam o tym, że wyglądam inaczej, niż mnie zapamiętał. Szybko jednak odwrócił ode mnie wzrok, jakby wiedział, że nie to było najważniejsze. – Gdzie on jest? – zapytał, wchodząc do salonu.

QUICKSANDWhere stories live. Discover now