Rozdział 17

152 7 1
                                    

Christopher

Początek mojej parszywej historii miał miejsce o wiele dawniej, lecz gdy miałem siedemnaście lat, jedno wydarzenie skutecznie przypieczętowało to, kim jestem teraz. Żałuję tego z wielu powodów, bo wiele złego mogłoby mnie ominąć, gdyby moje decyzje były nieco bardziej rozsądne, jednak jest jeden powód, dla którego mógłbym to wszystko przeboleć.

Dzięki temu, co się stało, poznałem Jasona.

Nigdy nie byłem przesadnie lubiany, a zważywszy na fakt, że pochodziłem z rodziny dość mało zamożnej, do tego zmagającej się z problemami natury alkoholowej, raczej odpowiadało mi to, że trzymałem się na uboczu. Wchodzenie w interakcje z kolegami z klasy nie było mi potrzebne nawet w liceum, gdy to właśnie na tych interakcjach opierało się życie większości uczniów. Miałem zupełnie inne problemy, niż oni i podczas, gdy każdy inny przejmował się ocenami oraz egzaminami końcowymi, ja toczyłem moją osobistą walkę o przetrwanie we własnym domu.

Nie o moim domu chciałem jednak mówić, a o tym jak jeden człowiek wyciągnął do mnie pomocną dłoń, gdy tego najbardziej potrzebowałem. Nie wiedziałem tego wtedy, ale teraz wiem to na pewno. Gdyby nie Jason, stoczyłbym się w odmęty szaleństwa, a dzieliło mnie od tego naprawdę niewiele.

Od zawsze byłem dość zwinny i silny. Nie był to mój naturalny dar, dużo ćwiczyłem, aby móc obronić się przed ojcem, który podnosił rękę na mnie oraz mojego młodszego brata. Gdy o tym teraz pomyślę, człowiek ten był dość śmieszny w obliczu problemów, które mnie przygwoździły w późniejszym czasie.

Śmieszni byli również uczniowie, którzy nie mieli świadomości, na ile mnie stać. Pamiętam to bardzo dobrze, zupełnie jakby miało to miejsce wczoraj. Pamiętam końcówkę zajęć wychowania fizycznego, gdy po ćwiczeniach na świeżym powietrzu udaliśmy się z powrotem do szatni. Wokół mnie roiło się od śmierdzących młodych facetów, którzy śmiali się do siebie lub wymieniali między sobą szydercze uwagi o dziewczynach z klasy lub na inny, równie małoważny temat.

Ja oczywiście milczałem, ale tylko do czasu, gdy otworzyłem swoją szafkę, w której powinny znajdować się boje buty, spodnie i sfatygowana koszulka. Wpatrywałem się w puste wnętrze szafki, przez długą chwilę zastanawiając się, o co chodzi. Nie byłem wtedy jeszcze aż tak wyczulony na spojrzenia, które zewsząd wydawały się mnie pożerać. Wszystkich, którzy maczali w tym palce, wydała cisza, która zapadła tuż po tym jak przekręciłem kluczyk w zamku szafki.

Odwróciłem się w ich kierunku bez słowa, a cała banda tego sukinsyna ryknęła śmiechem jak jeden mąż. Nie pamiętam nawet jego imienia, ale to nie on jest ważny w tej historii. W tej historii ważne jest to, że widząc twarze ich wszystkich pogrążone w grymasach karykaturalnego śmiechu, pierwszy raz poczułem, że tracę kontrolę.

Utrata kontroli wyzwalała we mnie wszystkie ukryte pokłady adrenaliny, a to z kolei powodowało ból głowy. Jego zaś chciałem jak najprędzej się pozbyć.

– Co jest, kurwa? – zapytałem głucho bez cienia strachu na twarzy.

Co złego mogło się stać? Były to nasze ostatnie zajęcia i powrót do domu w szortach do ćwiczeń, białym podkoszulku i przepoconych trampkach nie był dla mnie szczególnie kłopotliwy. Kłopotliwe było natomiast to, że będąc znacznie silniejszym od nich, w ich oczach byłem słaby i zupełnie bezwartościowy. Gdyby te bogate gnojki wiedziały to wszystko, co wiedziałem ja, nigdy w życiu nie odważyliby się schować moich cholernych ubrań.

– Patrzcie. Niemowa przemówił! – ryknął na całą szatnię chłopak dwukrotnie szerszy ode mnie i wyższy o co najmniej dwadzieścia centymetrów.

Cała jego żałosna banda ryknęła na te słowa gromkim śmiechem. Ja westchnąłem jedynie i podszedłem do osiłka, który ani trochę nie spodziewał się tego, na co było mnie stać. Czy chciałem ujawniać się przed wszystkimi? Nie dbałem o to. Czy chciałem wylecieć ze szkoły? To również mnie nie obchodziło. Czy chciałem, aby ta żałosna morda spotkała się z podłogą? O tak, tego właśnie wtedy chciałem.

QUICKSANDWhere stories live. Discover now