— To nie ja potrzebuję eskorty — wytknął jej Snape.

Twarz Granger, która nagle pojawiła się w zasięgu jego wzroku, była zdecydowanie za blisko. Promieniowała zbyt silną energią. I dlaczego widział na niej coraz więcej detali? Detali, które powinien znać, ale które kiedyś zupełnie umknęły jego uwadze — jak chociażby wgłębienia, jakie pojawiały się przy kącikach jej warg, kiedy się uśmiechała.

— Poza tym brzmisz, jakby pokonanie go było jakimś wyzwaniem — rzucił, kiedy kobieta weszła do środka.

Hermiona prychnęła, wywracając oczami i podeszła do stolika kawowego, odwracając się do niego z pobłażliwym uśmiechem na twarzy. Choć Snape dostrzegł, że było w nim coś dziwnego. Innego.

— Mam coś dla ciebie — powiedziała, kiedy Snape zamknął drzwi i podszedł bliżej niej. Sięgnęła do kieszeni szaty i wyciągnęła z niej całkiem sporą, bulwiastą fiolkę pełną purpurowego eliksiru, a mężczyzna przyjrzał się jej uważnie, mrużąc oczy nieco zbyt podejrzliwie. — Whitlock był na tyle dobry, że wysłał go od razu. To na skurcze i drżenie rąk — wyjaśniła łagodnym tonem, podając naczynko Severusowi. — Mieszanka eliksiru rozkurczowego i naparu Wiggenowego.

Nie miała pojęcia, czy powinna spodziewać się nieufności z jego strony. Jej brwi ściągnęły się lekko, kiedy dostrzegła minę mężczyzny, ale ten zdawał się jednak wierzyć temu, że nie była to ani żadna trucizna ani podstęp z jej strony. Okoliczności sprawiały, że coraz ciężej przychodziło mu kwestionować rzeczy dziejące się dookoła niego, choć czuł ogromne pragnienie, żeby dokładnie to robić.

— Kolejny środek tymczasowy? — zapytał, obracając fiolkę w palcach, a Hermiona zerknęła na niego słabo.

— Póki choć trochę działają, lepsze to niż nic — stwierdziła tonem, którego sam Snape użył na niej, kiedy tłumaczył się, dlaczego posiłkuje się eliksirami, zamiast udać do magomedyka. I chcąc nie chcąc, nawet nie znając tych okoliczności, mężczyzna rozpoznał w jej głosie swoją własną kpinę. — Możesz zażyć go od razu — dodała, wskazując głową na szklane naczynie w jego dłoniach. — Pora chyba nie ma znaczenia, przynajmniej... nie wyglądało, jakby miała. Uncja raz dziennie. I nie możesz się wysilać kilka minut po zażyciu go, wtedy z reguły widziałam, że źle się to kończyło.

Nie chciał, naprawdę nie chciał w tej chwili zastanawiać się, jak mocno skupiła się na obserwowaniu i wyłapywaniu jego nawyków. Wystarczająco nieswojo czuł się z tym, że wiedziała, kiedy nie pija kawy czy jak przyrządzoną lubi mieć herbatę. Nie było to coś, czym spodziewał się, że będzie się z kimś kiedyś dzielił — dlatego myśl, że ktoś zna jego przyziemne zwyczaje sprawiała mu wręcz psychiczny dyskomfort.

— Coś jeszcze? — zapytał, unosząc brew i spojrzał na Hermionę z drwiną.

Maskowała ona wszystko, co poczuł w związku z pomocą młodej gryfonki i tym, jak bardzo go to przytłoczyło. Znów, choć nie miał o tym pojęcia. Tak jak zawsze jednak, było to okropnie nieprzyjemne uczucie, drażniące każdy nerw i każdą cząstkę w jego ciele.

— Mówiłeś, że jest dość niesmaczny — dodała gryfonka z przekąsem.

Severus popatrzył na nią pobłażliwie, co automatycznie wywołało pojawienie się szerszego uśmiechu na jej ustach; kolejnego nikłego, osłabionego uśmiechu, który jednak stawał się tym szczerszy, im częściej przychodziło jej to robić. Mężczyzna odkorkował naczynko, wąchając jego zawartość i od razu wyczuł intensywny zapach anyżu. Cudownie, zakpił w myślach. Żadnej taryfy ulgowej.

Przechylił fiolkę, czując ostry posmak na końcu języka, a Hermiona aż zaśmiała się, widząc, jak mocno się skrzywił. Ulżyło jej jednak, że nie musiała martwić się tym, jak przekonać go do zażycia czegokolwiek, co wyszło spod rąk zupełnie obcego mu człowieka.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now