Rozdział 22

1.8K 177 69
                                    

Plan był stosunkowo prosty. Kilka następnych dni Severus i Hermiona spędzili niemal w całości razem, nie przepuszczając żadnej okazji, aby widzieli ich wszyscy w szkole. Mijając się na korytarzach posyłali sobie uśmiechy, choć te w wykonaniu Snape'a wyglądały krzywo i kwaśno. Hermionie coraz łatwiej przychodziło udawanie przed ciekawską Anabellą, a na jej pytania wciąż uparcie odpowiadała wyćwiczonym gestem - firmowym uśmiechem, zdradzającym zdenerwowanie i rumieńcem, który każdego wieczora trenowała przed lustrem. Z początku nie miała pojęcia, jak zmusić ciało do takiej reakcji, gdyż żadne wspomnienia nie wywoływały w niej pożądanej reakcji. Z czasem jednak zrozumiała, że to nie kwestia psychiki. Wystarczył szeroki uśmiech do lustra.

            Ustalili ze Snape'em, że poświęcą tydzień na pokazywanie się po korytarzach. Potem zamierzali wyciągnąć ciężką artylerię i pozwolić, aby Minerwa nakryła ich na czymś jednoznacznym. Dołożyli wszelkich starań, aby reszta nauczycieli, którzy do tej pory jedynie podejrzewali ich romans, utwierdziła się w tym przekonaniu i teraz oczekiwali na wybuch bomby. Zaczęli nawet obstawiać, kiedy rozwścieczona Minerwa wpadnie do jednego z gabinetów, próbując dociec prawdy.

            — Mam zrobić co? — spytała zszokowana Hermiona, kiedy Snape niezapowiedziany wparował do jej gabinetu środowego wieczora, tuż po swoich ostatnich zajęciach. Uniosła brew, kiedy mężczyzna wywrócił oczami w odpowiedzi na jej reakcję, która przynajmniej dla niej, była całkowicie zrozumiała.

            — Nie zgrywaj głuchej, Granger — warknął ostrym tonem. Przyjrzał się dziewczynie, która przysiadła na blacie biurka opierając się o nie dłońmi i wpatrywała się w niego tępym wzrokiem. — To czysto pragmatycznie zagranie. Pamiętasz jezioro?

            Hermiona zmarszczyła brwi, przypominając sobie swoją reakcję na niespodziewany dotyk dłoni Snape'a i zrozumiała o co mężczyźnie chodzi. Nie wyglądał, jakby ta propozycja była dla niego łatwa, co nieco ostudziło jej nerwy.

            — Możemy z tym zaczekać. Minerwa z pewnością będzie szczęśliwsza, jeśli oszczędzimy jej czułości — mruknęła, powoli ważąc słowa.

            — Nie mniej jednak wolałbym nie dostać w twarz, jeśli którego razu zbliżę się za bardzo — prychnął kwaśno Snape. Hermiona jęknęła w duchu, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.

            — Chyba trochę pan koloryzuje.

            — Czyżby?

            — Poza tym niech pan pomyśli o tym racjonalnie — dodała, ignorując jego pytanie. Szukała każdej wymówki, żeby tylko nie zbliżyć się do Snape'a, bo doskonale pamiętała niezręczne emocje, jakie towarzyszyły ich spotkaniu nad jeziorem. — Żadne z nas nie jest typem, które manifestuje publicznie uczucia. Gdybyśmy naprawdę byli razem nie obściskiwalibyśmy się na oczach gapiów, prawda?

            Zadała to pytanie w dobrej wierze, jednak jego mina szybko uświadomiła jej, że po raz kolejny zabrzmiało to lepiej w jej głowie, niz wypowiedziane na głos. Nie zdążyła jednak choćby pomyśleć nad przeprosinami, bo Snape zerknął na nią krzywo.

            — I taki argument zamierzasz sprezentować Minerwie? Tym zamierzasz przekonać ją, że ta cała mistyfikacja jest jednak prawdą? — rzucał pytaniami jak bronią, którą chciał zaatakować obiekcje Hermiony.

            — Myślałam, że cała reszta ma ją odwieść od kwestionowania tego — mruknęła posępnie, a Snape zawiesił na chwilę spojrzenie na jej twarzy. Miała rację, co jednak wcale nie poprawiło mu humoru. Nie przyszedł tu w celach towarzyskich. Naprawdę wolał uniknąć ciężkiej dłoni pozornie drobnej dziewczyny, która niechybnie dosięgnęłaby jego nosa, jeśli odważyłby się objąć ją przy Minerwie. Albo swojej matce. Choć tego tematu wolał nie poruszać, bo nie potrzebował paniki panny Granger.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now