Rozdział 59

2K 147 67
                                    

— Piłaś całą noc czy zawsze tak ci się trzęsą ręce?

Hermiona zaśmiała się, zerkając na Severusa, który stał po przeciwnej stronie stanowiska i z pogardą przyglądał się, jak odmierzała dwie miarki krwi salamandry.

— Nie przywykłam do pracy w szkodliwych warunkach — mruknęła.

Wiedziała, że jej ręce nie drżały tak mocno, a on jedynie się z nią droczył. Nie umknęło też jej uwadze, że zerkał na nią wtedy kątem oka, czekając na jej reakcję, czego nie omieszkała nie wykorzystać. Śmiała się sama z siebie w duchu, ile razy właśnie z tego powodu wywróciła ostentacyjnie oczami lub prychnęła zdecydowanie za głośno.

— Cóż, skoro chcesz być magomedykiem to lepiej się przyzwyczajaj.

Czyli to troska o moją edukację, tak? Hermiona uśmiechnęła się wymownie.

— W takim razie będziesz musiał przychodzić częściej — stwierdziła, wzruszając ramionami. Sięgnęła po mieszadło, które już czekało na nią w wyciągniętej dłoni Snape'a. — Dostałeś notatkę od Minerwy?

Snape skinął głową, przyglądając się wywarowi, który ostrzegawczo zabulgotał. Sięgnął po fiolkę stabilizatora, trzymając go w pogotowiu i szybkim zaklęciem zmniejszył ogień pod żeliwnym naczyniem, a eliksir uspokoił się na moment.

— Niższa temperatura pozwala na kontrolowany rozpad cząsteczek i przyswajalność składników — powiedział, kiedy dostrzegł pytający wzrok Hermiony. — Nie rozumiem, czemu zwleka z wyjściem aż do lunchu.

— Podejrzewam, że to przez nocne dyżury — wyjaśniła gryfonka. — Wiem, że ominął cię ten zaszczyt, ale duża część z nas cały tydzień spędza noce na patrolowaniu korytarzy. Nic dziwnego, że chce dać im się wyspać.

— Wydaje ci się, że to przywilej? — zakpił Snape, unosząc wysoko brew. — Zakładam, że nie zastanawiałaś się, kto patroluje w tym czasie lochy i dziedzińce.

Kątem oka dostrzegł, że młoda kobieta uchyliła usta.

— Żartujesz.

— Nie śmiejesz się.

Hermiona zagryzła wargi, powstrzymując uśmiech i pokręciła głową.

— Znając twoje upodobanie do układów zakładam, że Minerwa celowo daje ci taki przydział, żebyś mógł wygrać wyścig i chwalić się później, że złapałeś najwięcej uczniów, prawda? — Odpowiedziało jej jedynie wymowne prychnięcie. Zaśmiała się pod nosem, mieszając kolejne trzy razy w kociołku i kontynuowała: — Pomyślałam sobie, że może po śniadaniu wybralibyśmy się na spacer. Skoro i tak dopiero po lunchu czeka nas wyjście, to do tego czasu moglibyśmy się odstresować. Zażyć świeżego powietrza dla zabicia czasu.

Ciemne oczy zlustrowały ją nieco podejrzliwie. Jej wymowna mina musiała Severusa rozbawić, bo wykrzywił usta w grymasie i prychnął bezgłośnie.

— Dla zabicia czasu?

— I resztek zdrowia psychicznego Minerwy.

Podobało mu się, jak swobodnie Hermiona poruszała się po pracowni. Odeszła do składzika i przyniosła duży, kamienny moździerz, stawiając go na stole pomiędzy nimi. Utarła w nim zioła, których intensywny zapach rozniósł się nad stołem, choć Snape wolałby, żeby te same ruchy wykonywała w innych okolicznościach, najlepiej w jego sypialni.

Uznał, że chęć posiadania jej była silniejsza niż obawa przed jej skrzywdzeniem. Nie planował żadnej z tych rzeczy, ale na tą drugą miał chociaż wpływ — dlatego wolał skupić się na tym, aby nie doprowadzić do krzywdy młodej kobiety zamiast strofować się jak idiota za coś, co nie leżało już w jego gestii. A takie niestety było pragnienie wzięcia jej na własność.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now