Rozdział 42 [część 1]

2K 194 133
                                    

Nie, to bez sensu.

Hermiona machnęła różdżką odrzucając do tyłu włosy, które za nic nie chciały z nią współpracować. Układały się w dokładnie odwrotne strony, niż kobieta chciała i nie potrafiły poddać się jej zaklęciom w sposób, który by ją satysfakcjonował.

Spojrzała na swoje odbicie błagając, aby tak ładny makijaż nie został zmarnowany brzydką fryzurą. Wyjątkowo udało jej się nie przesadzić z kosmetykami i była dumna z efektu, jaki uzyskała. Podkreślający, ale nie dominujący.

Machnęła ponownie różdżką, podkręcając końcówki włosów spływające po jej nagich plecach. Jak ma zadowolić gust Snape'a, skoro nie potrafi zadowolić własnego? To jest to, pomyślała. Pewność siebie. Nie była głupia, widziała, jak mężczyzna uśmiecha się, kiedy pokazywała swoją władzę nad nim. Czuła napięcie, jakie się między nimi wtedy tworzyło i jeśli cokolwiek miało zadowolić jego gust, to zdecydowanie to.

Postanowiła uczesać się tak, jak podobało się jej najbardziej. Odrzuciła wszystkie włosy na plecy i wyciągnęła dwa kosmyki znad uszu sprawnym zaklęciem ściągając je do tyłu. Zakręciła kosmyki i spięła je spinką, przyglądając się jak krótsze pasemka przy skroniach powoli uwalniają się spod upięcia. Szybkim ruchem różdżki ułożyła je w dwie, delikatne fale i zadowolona uśmiechnęła się do tafli lustra. Posłała spojrzenie sukni, która czekała na nią rozłożona na pościeli i powoli podeszła do łóżka.

Czuła stres. Niemiłosierny, nieznośny, rozdzierający jej wnętrzności odkąd wstała tego poranka. Widziała się z Severusem na śniadaniu, po którym mężczyzna oświadczył jej, że spotka się z nią przed kolacją. Kobieta nie zamierzała protestować. Na samą myśl o tym, co czeka ich wieczorem, skręcało jej organy wewnętrzne, dlatego każda chwilowa separacja od mężczyzny była jak zbawienie. Teraz, stojąc przed lustrem w rajstopach i butach miała wrażenie, że to uczucie rozmyło się, będąc jedynie delikatnym kłuciem w żołądku.

Nie chcesz chyba, żeby Severus był jedynym powodem dla którego uśmiechniesz się w te święta. Słowa Aurory brzęczały w jej głowie, od kiedy wybrały się do Londynu. Mimo iż minęło już kilka dni, w ciągu których Hermiona miała wiele okazji, aby zapomnieć o chwilowym odpoczynku to słowa starszej czarownicy utkwiły z nią jak nieprzyjemny odór. Krzywiła się ilekroć je sobie przypomniała. Nie chcę, powtarzała sobie. Chcę uśmiechnąć się w te święta sama do siebie. Szczerze.

Naprawdę liczyła, że nie będą to kolejne smutne, samotne dni. Liczyła, że plan Snape'a nieco odsunie jej uwagę od rodziców, którzy przeżyli kolejny rok w niewiedzy, że mają córkę. Córkę, która oddałaby wszystko, aby móc w tej chwili przytulić się do nich i powiedzieć im, jak bardzo ich kocha. Dlatego tak cieszyła się, że w rezultacie Severus zgodził się chociaż na wizytę w Norze — rodzina Rona była dla niej substytutem czegoś, czego nie miała. Wypełnili lukę w jej sercu, którą kobieta próbowała bezustannie zasklepić. Pustkę, którą powoli zaczęło obrastać niepokorne uczucie do Severusa Snape'a.

Hermiona usłyszała dźwięk, którego obawiała się cały wieczór — pukanie do drzwi. Spojrzała w panice w kierunku, z którego dobiegał i przestąpiła z nogi na nogę. Doskonale wiedziała, kto czeka po drugiej stronie.

— Wejdź! — krzyknęła, podchodząc bliżej drzwi oddzielających sypialnię od gabinetu. Usłyszała trzask zamka i ciężkie kroki mężczyzny, który przemieścił się po pomieszczeniu bliżej jej sypialni. — Potrzebuję jeszcze chwili.

— Całe szczęście przyszedłem za wcześnie — prychnął Snape. Zerknął na tytułu ksiąg leżących na biurku Granger i uniósł brew, odnajdując tam znajome nazwiska. Podniósł cienki tom i otworzył pierwsze strony, przyglądając się notatkom na luźnych kawałkach pergaminu. Kobieta miała bardzo estetyczne pismo; zaskoczył go też logiczny sposób, w jaki zapisywała swoje spostrzeżenia. Nie ukrywał, było to coś co mógłby zaimplementować u siebie. Usłyszał stukot dochodzący z łazienki i pokręcił głową. — Spokojnie, Granger, nie musisz się starać na siłę.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now