Rozdział 16

2K 172 99
                                    

Na kilka dni Hogwart zamienił się w pole minowe, a Hermiona czuła się jak żołnierz, który musi uważać co robi i gdzie stawia kroki. A przede wszystkim musi pamiętać, kto jest wrogiem. Czuła dziwne skręcanie w żołądku, ilekroć jej myśli wracały do całej sprawy. Owszem, Snape nie był niczemu winien, ale jego obojętna postawa i tak ją denerwowała.

Ku swojemu rozczarowaniu nie udało jej się dojść do tego, co dokładnie dolega Snape'owi. Próbowała poruszyć temat kilkukrotnie, jednak za każdym razem osiągając ten sam efekt — odwrócenie kota ogonem przez profesora, który albo zmieniał temat, albo wypraszał ją, sugerując, że powinna zająć się swoimi obowiązkami. Których na jej szczęście nie brakowało.

Listopad zapowiadał się wietrznie, pogoda zaczynała płatać coraz zmyślniejsze figle, a mecze Quidditcha nie były już przyjemne ani dla oglądających, ani dla graczy. I mimo, że zamek wewnątrz był przyjemnie ciepły i dawał względne poczucie spokoju, Hermiona nie umiała się skupić. Siedziała właśnie w sali, w której odbywały się jej zajęcia i patrzyła za okno, wsłuchując się w dźwięk skrzeczących piór przesuwanych po pergaminie, kiedy usłyszała donośny gong, oznajmiający koniec zajęć. Nie miała pojęcia, że czas upłynie tak szybko.

— Jeśli komuś nie udało się zrobić notatek to niech dokończy je w ramach pracy domowej. Nie będę ich oceniać, ale przejrzę je i omówimy je na następnych zajęciach — powiedziała zamyślonym tonem, kiedy uczniowie zaczęli pakować swoje rzeczy. — Reszta z was ma wolne.

Uczennica siedząca w pierwszej ławce posłała swojej koleżance zdziwione spojrzenie, ale nikt nie skomentował dziwnego zachowania nauczycielki, kiedy pogrążona we własnych myślach spokojnie czekała, aż studenci opuszczą salę. 

W tym samym czasie na trzecim piętrze panowała tak napięta atmosfera, że uczniowie starali się nie wydać najmniejszego dźwięku, pakując swoje książki. Snape stał się jeszcze bardziej złośliwy i nie do wytrzymania, o ile było to w ogóle możliwe. Nie kontrolował już swojego zachowania tak, jak do tej pory i choć nie podnosił głosu, skutecznie potrafił wymusić kompletną ciszę na lekcjach. Uczniowie widząc jego zły humor i krzywe spojrzenie bali się nawet oddychać, a nawet ślizgoni, którzy do tej pory pozwalali sobie na wiele, siedzieli jak myszy pod miotłą.

— No i czego tu jeszcze sterczycie? — warknął na nich, kiedy mozolne ruchy trzecioklasistów zaczęły go wyprowadzać z równowagi. — Wynoście się, ale już.

Niezmąconą do tej pory ciszę zagłuszyły chaotyczne odgłosy odsuwanych krzeseł oraz w pośpiechu zbieranych książek, piór i kałamarzy. Z ulgą wymalowaną na twarzach na korytarz wylała się fala uczniów, napotykając przeszkodę w postaci czekającej na zewnątrz dyrektor McGonagall.

Odczekała, aż Severus zostanie w klasie sam i weszła cicho, zamykając za sobą drzwi.

— Przyszłaś po raz kolejny mi grozić? — prychnął mężczyzna świadom jej obecności, jednak nie zaszczycając ją nawet krótkim spojrzeniem. — Czy chcesz oznajmić mi, żebym spakował manatki?

— Nie ma powodów do uszczypliwości — powiedziała Minerwa, podchodząc bliżej biurka przyjaciela. Jej mina była nieodgadniona, a Snape, który w końcu spojrzał na swoją przełożoną, nie był w stanie nic z niej odczytać. Choć zdawało mu się, że przyszła rozwiązać polubownie sprawę panny Blakers to nie był już tego w stu procentach pewien. — Rada właśnie skończyła obrady.

— Domyśliłem się, że nie przyszłaś pogawędzić — wycedził jadowicie Snape. McGonagall westchnęła, przymykając oczy.

— Chciałabym porozmawiać z dorosłym Severusem, jeśli twoja pięcioletnia wersja ciebie może na to pozwolić — odparła. Snape posłał jej wymowne spojrzenie okraszone uniesiona brwią, ale odłożył na bok pióro i wyprostował się na krześle.

Sojusz, Granger?Where stories live. Discover now