Rozdział 79

1.1K 92 38
                                    

— Lavender Brown urodziła — oznajmiła Minerwa następnego poranka, zasiadając spóźniona do stołu nauczycielskiego. — Córkę.

Hermiona spojrzała na siwiejącą czarownicę ponad pustym fotelem Aurory i uchyliła usta w zaskoczeniu, uśmiechając się szeroko, kiedy pełen sens słów przełożonej do niej dotarł. Severus Snape natomiast był równie zdegustowany, co zdezorientowany tym, dlaczego ta informacja musiała zostać przekazana w tak obcesowy sposób i to w dodatku w jego obecności.

— To cudowne wieści — powiedziała młoda gryfonka łamiącym się ze wzruszenia głosem. — Jak się czują?

Ciemnowłosy mężczyzna zmrużył oczy, zerkając na nią przelotnie. Martwiła się, ale wyczuł w jej głosie coś jeszcze. Coś obarczonego nieznanym mu ciężarem.

— Molly zapewniała, że panna Brown i mała Cordelia czują się dobrze. — Cordelia. Hermiona aż uśmiechnęła się pod nosem. — Zostaną w Mungo jeszcze przez jakiś czas, a potem wszyscy jesteśmy zaproszeni do Nory.

Sztywne ciało Snape'a wzdrygnęło się i wyprostowało odruchowo, kiedy siedząca obok szatynka odwróciła się i posłała w jego stronę przelotne spojrzenie.

— A co z Ronem? — zapytała, spoglądając na Minerwę pytająco, ale ta od razu zaprzeczyła ruchem głowy.

— Przykro mi, nie wiem — odparła. — Z listu Molly zakładam, że to sam pan Weasley przyniósł wieści do domu, a teraz opiekuje się rodziną.

— Dziękuję, pani dyrektor — mruknęła Hermiona, rzucając kobiecie wdzięczny uśmiech. Nie powiedziała jednak nic więcej do końca śniadania, a siedzący obok Snape nie zamierzał tym razem przychodzić jej z pomocą. Rewelacje, jakich właśnie się dowiedział były osobliwe i pozornie nieistotne — a mimo to fakt, że nie znał historii, która do nich doprowadziła, sprawiał, że jego pierś przeszyła ciekawość.

Granger w dodatku wydawała się nimi przejęta. Ulga odmalowała się w brązowych oczach, ale jej barwy zbrukane były obawą i czymś, co niezamierzenie coraz mocniej zaczęło przypominać zazdrość. Oczywiście — nie zazdrościła im trudności i wertepów na drodze do szczęścia, z którego w dodatku szczerze się cieszyła; w końcu niezmiennie traktowała Ronalda jako przyjaciela, jak rodzinę. Wydawało jej się jednak, że dostali promyk słońca, pozwalający im przysłonić niedogodności, jakie stawały na ich drodze i źle czuła się z tym, że gdzieś pod radością i ulgą, kryło się tak obrzydliwie pospolite, bezduszne uczucie, którego czuć nie powinna, nie chciała.

— Brown i Weasley? — mruknął Snape, kiedy opuścili w końcu Wielką Salę po kolejnym, cichym śniadaniu.

Hermiona zerknęła na niego przez ramię i prychnęła pod nosem.

— Naprawdę to tak długo zaprzątało ci myśli? — zapytała, unosząc brew, a mężczyzna idący obok zmrużył oczy, lustrując ją złowrogo.

— Nie potrafię pojąć, jaki splot wydarzeń doprowadził do takiej tragedii — mruknął, krzywiąc się teatralnie.

Nie jego wina, że żadne z tych nazwisk nie kojarzyło mu się z niczym dobrym — i o ile do dziewczyny miał stosunek czysto ambiwalentny, nie mógł tego samego powiedzieć o żadnym z rudowłosych czarodziejów.

— Cóż, zakochali się w sobie — odparła niewzruszona Hermiona. — To z reguły najczęstszy powód, dla którego ludzie się schodzą.

Severus dostrzegł kątem oka, że zwolniła kroku. Zmarszczył brwi, czekając, czy jeszcze coś powie, ale kobieta odwróciła twarz, chowając ją za kurtyną rozpuszczonych włosów, luźno opadających na plecy i ramiona. Z rumieńcem, którego nie dane mu było dostrzec.

Sojusz, Granger?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz