26

644 53 41
                                    

Wstęp ciut Johnlockowy, a potem obiecany Mormor. Jestem całkiem podekscytowana tym rozdziałem, mimo że nie wyszło tak dobrze, jak wyglądało w mojej głowie (ale mam nadzieję, że i tak "będzie całkiem fajnie" ;). Czekam na wasze opinie i do następnego!

~~~

- Wiesz, John, mam złe przeczucia - odezwał się Sherlock, na chwilę odwracając twarz od ekranu laptopa, na którym leciał niezatrzymany odcinek Bibliotekarzy.

- To znaczy? - Watson nie miał energii, żeby podnieść się z łóżka i zatrzymać serial, więc po prostu zignorował akcję na ekranie, zwracając całą swoją uwagę na współlokatora, co w obecnej sytuacji wcale nie było aż tak łatwe.

Po całkiem udanym meczu bilarda wrócili do pokoju. Żaden nie miał zamiaru spać, na wypadek otrzymania informacji od Vincenta. Mycroft zostawił drzwi do pokoju wychowawców otwarte i najwyraźniej również nie miał zamiaru iść spać, co Sherlocka zdawało się niemiłosiernie irytować, bo oznaczało, że bez jego wiedzy (lub co gorsze towarzystwa) nie będą mogli opuścić budynku. Wychodzenie w środku nocy i tak było nielegalne, ale ten aspekt Holmes odkładał na bok, ignorując go całkiem skutecznie. Wzięli prysznic, przebrali się w piżamy, a potem, wykorzystując nieobecność Jima, włączyli kolejny odcinek rozpoczętego wcześniej serialu.

Dochodziła druga w nocy, kiedy Sherlock nabrał wrażenia, że stanie się coś niedobrego. A skoro i tak siedzieli w sprawie razem, postanowił Johna o tym poinformować. Watson niestety miał świadomość, że przeczucie detektywa rzadko kiedy się myliło. Mimo tego w obecnej chwili rozpraszało go coś zupełnie innego, mianowicie fakt, że kiedy Sherlock był zmęczony, ale akurat nie mógł (lub na siłę nie chciał) zasnąć, stawał się trochę jak kot, przytulając do tego, co ciepłe. I tak siedział zawinięty w koc, ale nie przeszkodziło mu to w oparciu głowy na ramieniu Johna i zwinięciu w kłębek, co podobno pomagało mu się uspokoić.

Watson zauważał zmiany nastroju Holmesa i to, jak na nie reaguje, co było dość oczywiste, skoro mieszkali w jednym pokoju od przeszło miesiąca. Kiedy brunet chciał poważnie pomyśleć, kładł się na plecach na materacu, składając dłonie w piramidkę pod brodą. Kiedy się stresował lub cierpiał przez nagły brak czegokolwiek do roboty, często chodził w kółko, przestawiając rzeczy na półkach w przypadkowe miejsca. A gdy zwyczajnie się nudził, ale nie miał energii na eksperymenty lub wyjście na zewnątrz, jęczał i marudził, dopóki Watson nie porzucił tego, co aktualnie robił, i nie poświęcił mu odrobiny uwagi. To w pewnym sensie zadziwiało Johna, bo Sherlock mimo wszystko był dość zamkniętą w sobie osobą, a mimo to przywiązał się szybko, niczym przygarnięty kociak. Watson prychnął sam do siebie na to porównanie, na co Holmes nieco uniósł głowę, jednocześnie zabawnie marszcząc brwi.

- Co cię tak bawi? Wiesz, że moje przeczucie prawie zawsze ma rację.

- Wiem, ale nie o to chodzi - westchnął, starając się nie wyobrażać sobie Bóg wie czego w związku z fuzją Sherlocka z kotem - Przepraszam. W każdym razie, czemu coś miałoby się stać?

- Jeszcze nie wiem, ale jest druga, Vincent nie napisał, a my sobie siedzimy, oglądając serial. Denerwuje mnie to, że nic nie mogę zrobić.

- Nie przejmuj się tak - pokręcił głową, kiedy Holmes ponownie bezsilnie oparł głowę na jego ramieniu (i nie, to wcale nie było niczym poza przyjacielski gest, zamknij się głosie Bena Mitchella, twierdzący, że człowiek w wieku lat osiemnastu może sobie nie zdawać sprawy z tego, że jest biseksualny) - Poza tym wyglądasz na całkiem zrelaksowanego, jeśli chcesz znać moje zdanie. Jeszcze nie wstałeś, żeby pograć na skrzypcach, jak zwykle w dużym stresie.

- Bo w budynku są jeszcze co najmniej cztery osoby, które pewnie chcą spać - mruknął, po czym lekko obrócił głowę, chowając częściowo twarz w kocu - No i mi wygodnie, ciepły jesteś - wymamrotał niewyraźnie.

Roommates || TeenlockWhere stories live. Discover now