21

658 65 95
                                    

Sherlock już w gimnazjum zdążył się przyzwyczaić do rzucanych mu ukradkiem spojrzeń, kiedy przemierzał korytarz. Już wtedy ludzie mieli go za dziwaka, w liceum nic się nie zmieniło. Wystarczyło na początku roku wydedukować kilka osób i omylnie wyciągnąć na światło dzienne parę tajemnic, a łatka przylgnęła sama. Nauczył się nie przejmować, przynajmniej w tym postawa Mycrofta opierająca się na odcięciu od uczuć bywała przydatna. Czuł, że ludzie patrzą, słyszał, jak szeptają, ale nawet nie był zbyt ciekawy, jaka tym razem poszła plotka. Nie czuł potrzeby angażowania się w społeczne życie szkoły, niech myślą, co chcą. W znakomitej większości plotki także o innych ofiarach wymysłów popularnych grup były nieprawdziwe, dzieciaki od czasu do czasu zwyczajnie czuły potrzebę, aby komuś dopiec.

Toteż ignorował zaczepki aż do przerwy obiadowej. Jim i Sebastian zajmowali już miejsca przy ich zwyczajowym stoliku, o dziwo nawet Lestrade pojawił się na stołówce wcześniej, co zdarzało się bardzo rzadko. Greg i Moran najwyraźniej sobie dogryzali, podczas gdy Jim zamiast talerzem, interesował się telefonem, mechanicznie grzebiąc w porcji obiadu. Jednak kiedy Sherlock zbliżył się do stołu, wszystkie trzy spojrzenia skierowały się na niego. Rzucił krótkie przywitanie, po czym usiadł, wgapiając się w swoją porcję makaronu z pieczarkami i szpinakiem. Holmes jakoś nie miał ochoty słuchać o sobie, zwłaszcza, że głównym celem była rozmowa z Johnem, przez którego czuł się ignorowany od samego rana. Zamiast poruszać temat oczywistej plotki, postanowił skupić się na sprawie, mogącej przynieść mu choć odrobinę radości i złośliwej satysfakcji tego beznadziejnego dnia.

- Gavin, powiedz mi - zaczął poważnie, na co Greg przewrócił oczami, a Jim prychnął, prawie opluwając się makaronem - Co jest nie tak z moim bratem?

- Skąd mam wiedzieć? - odparł Lestrade, marszcząc brwi - To nie mój brat. Na oko to całkiem sporo, swoją drogą.

- Macie te swoje spotkania, a ostatnio był na tyle roztrzepany, że bez problemu podprowadziłem mu kartę kredytową. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie, zazwyczaj musiałem się trochę wysilić, żeby go ograć.

Sebastian uśmiechnął się znacząco, dźgając Grega łokciem pod żebra, za co oberwał od przyjaciela po głowie. To naturalnie spotkało się z donośnym protestem Jima.

- Nie widzę związku - mruknął Greg, postanawiając zająć uwagę obiadem.

- Zrobił się jakiś miły, godzi się na wszystko, co od niego chciałem, bez protestów. Nawet ograniczył docinki, ciągle gapi się w przestrzeń, jakby czegoś szukał. Nie to, że się o niego martwię, ale nie jestem przyzwyczajony do tej mniej zimnej strony mojego brata.

- Sebastian, ani mi się waż - rzucił Greg ostrzegawczo, zanim Moran w ogóle zdążył tworzyć usta - Nie potrzebuję twoich durnych żartów. Sherlock, serio, nie wpadłeś na to, że Mycroft może martwić się o ciebie? To nie takie trudne - przyciszył nieco głos, pochylając się nad stolikiem - Ta sprawa z policją, trup i w ogóle, on po prostu nie chce, żeby coś ci się stało.

- Raczej nie chce musieć tłumaczyć się mamie z mojego aresztowania - westchnął głęboko, grzebiąc widelcem w kluskach - Dobra, okej, nie chcesz mówić, to nie mów. Kiedyś i tak się dowiem.

- Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Gdybym wiedział, że coś jest nie tak, powiedziałbym ci. Możemy dać temu spokój? Idzie nasz ulubiony koszykarz, ponękajcie jego tak dla odmiany.

Rzeczywiście, John pojawił się w zasięgu wzroku, jednak nie niósł talerza z makaronem. Oczy pozostałych uczniów zdawały się kierować również na niego, oscylując między postacią kapitana, a siedzącego przy stoliku Sherlocka. Watson przywitał się z kolegami z drużyny jedynie skinieniem głowy, po czym podążył od razu w kierunku stolika cheerleaderek. Chłopcy, jakby wiedzeni złym przeczuciem, wstali od swojego stołu i również podążyli w tamtym kierunku. Dobrze się stało, bo John był sekundy od wybuchu i nawrzeszczenia na niczego nie spodziewającą się Donovan.

Roommates || TeenlockTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon