16

695 70 79
                                    

Muzyczkę z mediów polecam serdecznie w trakcie przedstawienia, może podziała wam na wyobraźnię tak jak mi.

~~~

Warsztaty chemiczne mijały Johnowi wyjątkowo spokojnie. Nie zdziwiło go niewielkie zainteresowanie kółkiem, pozytywnie natomiast zaskoczył go Anderson, który wyjątkowo nie był sobotniego popołudnia takim idiotą jak zwykle. Eksperymenty przebiegały bez większych problemów, nauczyciel robił porządki na zapleczu, zostawiając chłopcom pokazy laboratoryjne. Molly zajrzała na chwilę, żeby się przywitać, kiedy miała przerwę w bibliotecznej inwentaryzacji. Mimo tego, że była sobota, szkoła tętniła życiem. Korytarzami przewijali się nie tylko pierwszoklasiści, ale i starszacy. Przed wyjściem z internatu Sherlock poinformował Watsona, że po przedstawieniu wymykają się, żeby zrealizować plan, którego zdradzić już nie chciał. John szczerze wątpił, że rzeczywiście uda im się znaleźć dilera trzy dni po znalezieniu trupa, ale nie mógł puścić Holmesa samego do akcji z czystym sumieniem. Wyrzuty i zmartwienie o przyjaciela zżarłyby go przed świtem.

Najpierw do uszu blondyna dotarł trzask, potem bełkot Andersona i podniesione głosy siedzących po drugiej stronie pierwszaków. Spojrzał w dół i dopiero po zobaczeniu bezbarwnej, pieniącej cieczy spływającej po rękawiczce poczuł piekący ból. Mało brakowało, a wypuściłby z ręki drewnianą łapę, w której ciągle tkwiła probówka. Ostrożnie odstawił szkło na stojak, starając się ignorować parzące uczucie na skórze.

- John, stary, przepraszam, za dużo mi się sypnęło - wyrzucił z siebie Anderson - Dawaj na zaplecze, trzeba to przemyć i zneutralizować, zanim rany zrobią się głębokie.

Na tym pokazy chemiczne dobiegły końca, zresztą i tak do przedstawienia pozostała niecała godzina. Kwas w kilku miejscach przedziurawił rękawiczkę, jednak jak szybko się okazało, poparzenia na skórze były ledwo widoczne. Nauczyciel zaproponował wizytę lekarską, Jednak Watson grzecznie odmówił, stwierdzając, że właściwie nic mu nie jest. Po dokładnym oczyszczeniu rany, na skórze pozostało jedynie lekkie uczucie pieczenia, za parę dni i tak nie będzie nic widać. Pozostały czas wolny John postanowił poświęcić na zejście do katakumb, gdzie kończyło sesję koło strzeleckie. Nieszczególnie się zdziwił, kiedy w publiczności zobaczył również Jima, wpatrującego się maślanymi oczami w celującego Sebastiana. Wzrok Watsona skierował się na stojącą z wiatrówką w dłoniach blondwłosą dziewczynę obok Morana. Mary w pełnym skupieniu mierzyła do celu, strzeliła jako pierwsza, Sebastian zaraz po niej. Gdy tarcze dotarły do zawodników, Morstan fuknęła, obrzucając Morana niechętnym spojrzeniem. Trafiła ósemkę, podczas gdy chłopak strzelił w sam środek tarczy. Obróciła się na pięcie, wyraźnie się rozpromieniając na widok Watsona.

- John! Zaraz kończymy. Idziemy razem na przedstawienie?

Pokiwał głową, uśmiechając się ciepło. Umysł wciąż błądził wokół Sherlocka i jego planu oraz iskierek ekscytacji w szarych oczach bruneta. Z jakiegoś powodu Watson miał wrażenie, że to się źle skończy. Okazało się, że Holmes dostał wiadomość od nieznanego numeru, żeby w środę po południu wpaść do meliny, a ten idiota oczywiście po prostu tam pojechał, nic nikomu nie mówiąc, jakby mu życie było niemiłe. Do tego ta karteczka z logiem klubu, zostawiona w kieszeni Jeremy'ego jakby specjalnie. Sprawa wydawała się niebezpieczna, sprawiała wrażenie, jakby to Sherlock był celem, a John nie miał zamiaru pozwolić mu szwendać się po nocy samemu, jakby był nietykalny. Mycroft miał rację, powinien trzymać bruneta z dala od kłopotów, a nie wpadać w nie razem z nim, ale co miał zrobić, skoro detektyw i tak wyruszy do klubu, czy z nim czy bez niego? Z dwojga złego już lepiej było mieć go na oku.

Morstan przymierzała się do ostatniego tego wieczora strzału. John otaksował wzrokiem jej postawę, po czym na chwilę skierował uwagę na Morana, który niezachwianie trzymał wiatrówkę w jednej pozycji, czekając, aż blondynka wystrzeli. W czwartek na przerwie obiadowej John musiał przeprowadzić z Morstan długą rozmowę na temat Holmesa i tego, dlaczego tak nagle w środę wybiegł z jej domu. O dziwo zrozumiała, a po szkole nie zaczęły krążyć żadne nieprzyjemne plotki. Watson był dosłownie w szoku. Mary wybaczyła mu w rekordowym tempie, do tego zachowując całą sprawę dla siebie, choć w prosty sposób mogła zniszczyć wizerunek Sherlocka. Blondyn wiedział, że jest miła i wyrozumiała, ale nie podejrzewał, że aż tak bardzo. Z przemyśleń wyrwały go dwa strzały, następujące szybko po sobie. Morstan tym razem ustrzeliła dziewiątkę, jednak Moran ponownie trafił w sam środek, dopisując do swojego konta kolejne dziesięć punktów. 

Roommates || TeenlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz