20

683 66 54
                                    

Do Sherlocka bardzo szybko dotarła plotka o zerwaniu Mary i Johna, za sprawą Grega, który łapał wygadywane przez ludzi bzdety niczym gąbka. Jakimś cudem udawało mu się odfiltrowywać te nieważne, zostawiając w pamięci rzeczy rzeczywiście istotne. Bo nadchodzące załamanie współlokatora zaliczało się do całkiem ważnych zagadnień, nawet jeśli Holmes zazwyczaj nieszczególnie troszczył się o innych ludzi. Jim, wedle przewidywań, miał problemy egzystencjalnie Watsona w głębokim poważaniu, bo choć stanowili swego rodzaju grupkę, Moriarty nie mógł nazwać Johna przyjacielem z czystym sumieniem. Nie znajdował konkretnego powodu, Watson był dla niego po prostu współlokatorem, ziomkiem i tyle. Sebastian natomiast wydawał się całkiem przejęty, podobnie jak Greg, który na następnej przerwie odszukał blondyna w tłumie na korytarzu i zaproponował wspólny wypad na miasto. Skończyli we czwórkę (Jim doczepił się ze względu na Sebastiana) szwendając się bez celu w okolicach Trafalgaru. Akurat przy fontannie odbywał się protest, więc przynajmniej było na co popatrzeć, choć żaden z chłopców nie miał pojęcia, przeciwko czemu uczestnicy właściwie protestują.

Sherlock po szkole wrócił bezpośrednio do internatu. Po wdrapaniu się na schody przywitał się z panią Hudson, po czym zaszył we własnym pokoju. Niezmącona cisza nie trwała jednak długo, bo pół godziny później w budynku pojawił się starszy Holmes. Brunet wiedział, że nie uniknie pogadanki z bratem, od której wymigał się z łatwością dnia poprzedniego, bo Mycrofta w internacie zwyczajnie nie było, a nieodbieranie telefonu wcale nie jest aż tak trudne. Gdy nadeszła zwyczajowa godzina sesji Mycrofta z Gregiem, który do tej pory nie wrócił, Sherlock z głębokim westchnieniem podniósł się z łóżka, narzucił na ramiona ulubiony granatowy kocyk, po czym powiewając nim jak peleryną ruszył w kierunku kwatery wychowawców. Pani Hudson zgodnie z oczekiwaniami zniknęła z pola widzenia, więc zwyczajnie wszedł do pomieszczenia, już na wejściu otrzymując od siedzącego przy biurku brata lekceważące, pełne irytacji spojrzenie.

- Siadaj, Sherlocku. Liczyłem, że przyjdziesz i cieszę się, że nie musiałem wyciągać cię siłą z pokoju, żeby w spokoju porozmawiać - powiedział sucho, pozbawionym emocji głosem - Gregory napisał, że wróci później, więc zamiast sesji z nim, mogę przeprowadzić ją z tobą.

- Nie chcę sesji i nie mam zamiaru z niczego ci się tłumaczyć - burknął, zamykając drzwi, po czym opierając się o nie plecami - Przyszedłem, żeby oddać ci kartę, to tyle.

- A raczysz przynajmniej wyjaśnić, czemu w ogóle ją zabrałeś? Widziałem stan swojego konta, coś ty znowu odwalił?

Sherlock trwał w milczeniu. Wydobył plastikową kartę z kieszeni spodni, położył na biurku przed bratem, po czym okrążył niewielki stolik kawowy, finalnie opadając ciężko na fotel. Czuł, że Mycroft skanuje go spojrzeniem, nie musiał patrzeć na starszego, żeby to wiedzieć. Nie czuł się oceniany, ale nie znosił, kiedy pojawiał się ktoś będący w stanie go odczytać. Na nieszczęście taki ktoś żył z nim od zawsze. To właśnie ten ktoś nauczył go podstaw dedukcji i wykorzystywania potencjału swojego umysłu i to właśnie ten ktoś denerwował go najbardziej. Czemu los pokarał go inteligentnym bratem? Uniósł głowę, obrzucając Mycrofta obojętnym spojrzeniem. Starszy Holmes westchnął głęboko, pocierając palcami nasadę nosa. Przymknął oczy, a gdy je otworzył, zwykle lodowate spojrzenie wydawało się jakieś takie lekko ciepłe, co w pewnym sensie zmartwiło Sherlocka. Czyżby ten buc miał teraz zamiar grać dobrego, troskliwego braciszka? Wolne żarty. Mycroft założył nogę na nogę, obracając się w miejscu, aby być bardziej twarzą w twarz z Sherlockiem. Jeden łokieć wciąż opierał na biurku za sobą, co dodawało jego postawie swobody. Mógłby oszukać kogokolwiek, ale młodszy chłopak nie miał zamiaru dać się nabrać.

- Sherlock, posłuchaj - odezwał się spokojnie - Chcę wiedzieć, co się dzieje. Jeśli znowu wpakowałeś się w jakiś niebezpieczny biznes...

Roommates || TeenlockWhere stories live. Discover now