Chapter 23

267 15 7
                                    

- Za tobą już dwie próby. - przemówiła Amarantha. - Przed tobą ostatnia. Zastanawiam się czy skoro udało ci się zajść tak daleko, porażka będzie dla ciebie tym bardziej gorzka. - wydęła wargi.

W komnacie panowała napięta cisza. Żaden z fae nawet nie próbował się odezwać. Tylko kilku czerwonoskórych strażników postanowiło się roześmiać.

Dalia jak zwykle stała z prawej strony przy czarnym tronie. Tego dnia miała na sobie zwykłą srebrną sukienkę na ramiączkach nie posiadającą żadnych specjalnych zdobień. A na to kreacje miała założoną metalową zbroje, z długimi rękawami, która sięgała do jej pępka. Zbroja była tak naprawdę siatką z metalowych łańcuszków. Ciemne włosy brunetki były zaplecione w luźny warkocz, w który była wpleciona biało-czarna dalia.

Amarantha posłała w resztę tłumu wściekłe spojrzenie. Nawet jej Obrończyni zachowała milczenie i starała się odwrócić wzrok od Królowej.

- Jakieś ostatnie słowa przed śmiercią? - spytała z tym swoim uśmieszkiem. Feyra odwróciła się w stronę ukochanego i powiedziała:

- Kocham cię. Niezależnie od tego co ona o tym mówi; nawet jeśli jest to tylko moje nic nie znaczące ludzkie serce; nawet jeśli spalą moje ciało, wiedz, że cię kocham. - po twarzy dziewczyny spłynęły skromne łzy.

- Moja droga, będziesz miała szczęścia, jeżeli zostanie z ciebie dość, aby było co spalić. - powiedziała słodko czerwonowłosa.

W sali tronowej wciąż panowała śmiertelna cisza.

- Nie udało ci się rozwikłać mojej zagadki, prawda? - brunetka milczała, Amarantha uśmiechnęła się. - Szkoda odpowiedź jest taka cudowna.

- Miejmy już to z głowy. - warknęła, a Królowa tylko spojrzała na Tamlina.

- Nie masz dla niej żadnych ostatnich słów? - zapytała, ale książę milczał. - Dobrze więc. - zaklaskała dwukrotnie.

Otworzyły się boczne drzwi i strażnicy wciągnęli na salę trzy osoby - dwóch mężczyzn i kobietę - z zarzucanymi na głowę workami. Wprowadzeni zwrócili się w stronę tronu. Gdy strażnicy podprowadzili ich bliżej Dalia zadarła nieco wyżej głowę, żeby nie patrzeć na przybyszy.

- Twoim ostatnim zadaniem Feyro będzie dźgnięcie każdego z tych nieszczęśników prosto w serce. - oznajmiła Amarantha. - Są niewinni, ale to nie powinno stanowić dla ciebie problemu. - ciągnęła dalej. - Wszak nie przeszkadzało ci to w zabiciu biednego żołnierza Tamlina. Tak samo nie przeszkadzało to Jurianowi w zamordowaniu mojej siostry. Jeśli jednak masz jakieś opory... Cóż zawsze możesz odmówić. Oczywiście jeżeli nie wykonasz zadania, odbiorę ci życie. Umowa to umowa, czyż nie? Jednak moim zdaniem skoro już więcej niż raz mordowałaś fae, to ofiaruję ci właściwie prezent.

Feyra znieruchomiała widząc naostrzone sztylety. Po dłuższej chwili wzięła jeden z nich i zrobiła krok w stronę pierwszej postaci.

- Nie tak szybko. - Królowa zachichotała i kazała strażnikom zdjąć worek z głowy pierwszemu mężczyźnie. - Tak lepiej, możesz kontynuować Feyro, złotko. Baw się dobrze.

- B ł a g a m! - wyjęczał, a w jego oczach zalśniły łzy. Feyra z urwanym szlochem wbiła sztylet w serce klęczącego.

- Doskonale. - powiedziała Amarantha. Teraz kolejna osoba. Och, Feyro, nie udawaj takiej nieszczęśliwej. Cze nie bawisz się wspaniale?

Szarooka dygotała na całym ciele. Łzy już dawno spływały po jej bladych policzkach. Sięgnęła po kolejny sztylet i podeszła do kobiety Fae. Klęcząca zaczęła się modlić i śpiewać ciche pieśni. Dziewczyna wymierzyła bronią w jej serce, ale zawahała się.

- Przepraszam. - szepnęła. Nabrała gwałtownie powietrza i dźgnęła sztyletem prosto w serce.

Śmiertelniczka sięgnęła po trzeci sztylet kiedy niespodziewanie strażnik ściągnął worek z trzeciego nieszczęśnika.

To był Tamlin.

Brunetka spojrzała to na niego to na sobowtóra siedzącego obok czerwonowłosej z szokiem. Jednak Królowa tylko podle się uśmiechnęła i pstryknęła palcami. Klon spoczywający obok niej zmienił się w attora. Feyra zatoczyła się do tyłu.

- Coś nie tak? - spytała Amarantha, przekrzywiając głowę.

- To nie... To nieuczciwe. - wydusiła.

Dalia spojrzała na Rhysanda, który pobladł, przypominał teraz papier. Illyrka poczuła, że jej ręce zaczynają się pocić.

Co ona do cholery jasnej robi? O co tu kurwa chodzi? Feyra...

- Nieuczciwe? Nawet nie wiedziałam, że ludzie znają koncepcję "nieuczciwości". Zabij Tamlina, a będzie wolny. - oznajmiła z okropnym zachwytem. - A ty będziesz miała go dla siebie. Chyba, że uważasz - ciągnęła. - że bardziej właściwe będzie złożenie w ofierze swojego życia. W końcu jaki byłby tego cel? Przeżyć tylko po to, żeby go stracić? Wyobraź sobie te wszystkie lata, które chcieliście spędzić razem... Teraz wypełnione tylko samotnością. Tragiczna historia, doprawdy. Chociaż kilka miesięcy temu nienawidziłaś nas dostatecznie mocno, aby zbić nas z zimną krwią. Z pewnością otrząśniesz się z tego bez trudu. - poklepała swój pierścień. - Ludzka kochanica Juriana tak właśnie zrobiła.

- Tak więc - dodała Amarantha - Jak będzie, Feyro.

Dziewczyna stała w miejscu nad czymś rozmyślając. Tymczasem Dalia ukradkiem patrzyła na reakcje pozostałych. Oni tak samo jak Rhys wydawali się zmieszani.

Ukochana Tamlina wzięła głęboki oddech.

- Kocham cię. - powiedziała i dźgnęła go w serce.

W blasku kłamstwWhere stories live. Discover now