Epilog

6.8K 904 440
                                    

- Mam wrażenie, że spotkaliśmy tu już całą szkołę - powiedziała Christina, zajamując z Oliverem miejsca na stadionie przed finałowym meczem Mistrzostw Świata w Quidditchu. - Fred, George, Percy, ich młodszy brat i siostra, Harry, Granger, Diggory i ta jego dziewczyna, Malfoy, Flint, ta Irving od mojej siostry... - wymieniała dziewczyna, odginając kolejno swoje palce. - Myślisz, że twoi rodzice nie mają nam za złe, że nie siedzimy z nimi?

- Na pewno nie, uwielbiają cię przecież - powiedział Oliver, opierając się o barierkę i wypatrując cudów na boisku, choć do meczu pozostało jeszcze sporo czasu. - W tym meczu gra Krum! I Mullet! I...

Oliver jeszcze przez kilka dobrych minut prowadził podekscytowany monolog o zawodnikach (słyszalny nawet na zatłoczonym stadionie), o których zdawał się wiedzieć absolutnie wszystko: od klubu, w którym grali, przez grupę krwi, aż do (jak Christinie się wydawało) imion rodziców.

- Mówiłeś mi już z dziesięć razy, ale dobrze, tak, Krum, Mullet, Moran... - powiedziała rozbawiona, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Czekam, aż tobą będzie się ktoś tak ekscytować. Poza mną, oczywiście - dodała ze śmiechem.

Wtedy Oliver wreszcie oderwał wzrok od boiska i spojrzał na nią. Choć się uśmiechał, jednocześnie wyglądał na zdenerwowanego czymś.

- Nie będziesz zazdrosna o moje fanki? - zapytał jakby niepewnie, na co Chris zmarszczyła czoło.

- Oj, chyba mi to nie grozi.

- Ale tak poważnie... - zaczął ponownie z zawahaniem. - Myślisz, że... Kiedyś przyjdziesz na wielki mecz oglądać mnie? Twojego...

- Ja wiem, że tak będzie - odparła Christina, całując go w policzek, czym mu przerwała. Oliver wciąż jednak wyglądał na jakby zmartwionego.

- Ile się znamy? - zapytał znikąd, zupełnie dezorientując tym dziewczynę.

- Siedem lat, jakbyś nie wiedział. - Dziewczyna zmarszczyła czoło.

- To... Myślisz, że mogłabyś mnie znać tak na przykład dziesięć razy tyle?

- Co to za pytania, Oliver? - dopytywała Christina. Do głowy przychodziła jej tylko jedna rzecz, do której mogły prowadzić, ale wydawała się jej absurdalna.

Odpowiedziało jej chwilowe milczenie i unikanie wzroku z jego strony.

- Zastanawiam się po prostu... Tak hipotetycznie - ostatnie słowa dodał szybko - czy ty byś w ogóle chciała... Czy widzisz w ogóle ze mną twoją przyszłość?

Chris poczuła, że zaczyna się rumienić, ale nie chciała odpowiedzieć tak łatwo... Nawet jeśli doskonale odpowiedź znała.

- Hipotetycznie... Powiedzmy, że jak poważnie zapytasz, to poważnie odpowiem - odparła z szelmowskim uśmiechem, patrząc na boisko.

Oliver westchnął głęboko i postanowił wtedy postawić wszystko na jedną kartę.

- No to pytam - powiedział, a Christina odwróciła się do niego gwałtownie.

- Co? - wydusiła, bo trochę nie wierzyła w to, co słyszała.

Chłopak wziął kolejny głęboki wdech i złapał ją za ręce, tak małe w jego wielkich dłoniach.

- Christina, ja wiem, że nie jesteśmy razem długo, no ale nie wyobrażam sobie zrobić tego bez ciebie - wydusił jednym tchem.

- Ale... Czego...? - zapytała zdumiona Christina, czując ciepło rozpływające się po jej ciele i łzy stające jej w oczach.

- Wszystkiego, co mnie czeka w życiu... Cholera. - W tamtym momencie Oliver zdecydował wziąć się w garść. - Nie musimy brać ślubu za tydzień, za rok, nawet za dziesięć lat... Ale ja po prostu chcę być z tobą, jesteśmy dorośli, więc... Wyjdziesz za mnie? - wydusił, nie wierząc w to, że to powiedział.

Christina spodziewała się na tym meczu absolutnie wszystkiego, tylko nie tego. Dopiero skończyła szkołę, dopiero wchodziła w to dorosłe życie, wydawało jej się to trochę absurdalne... Ale z drugiej strony Oliver nie był zwyczajny. Łzy powoli zaczynały zakrywać jej wizję, a ona sama cieszyła się, że chłopak wciąż trzymał jej ręce, bo inaczej by zemdlała.

Jedną ostatecznie wyrwała i zakryła sobie usta z niedowierzania. Niekonwencjonalne zaręczyny czy nie, najbardziej liczyło się, kto pytał i to, że po prostu to wszystko wydawało się... Właściwe, jakby tak właśnie miało być od zawsze.

- Jeju, tak! - zawołała wreszcie i prawie zmiażdżyła Olivera w uścisku, pierwszy raz obejmując mocniej niż on.

Powoli zaczęły się celebracje związane z meczem, ale oboje o dziwo nie zwracali na nie uwagi.

- Od kiedy ty to planowałeś? - zapytała, wreszcie wypuściwszy go z objęć tylko po to, by otrzeć łzy flagą Irlandii, którą mieli ze sobą.

- Od jakichś dwóch dni...? - odparł Oliver, czując niesamowitą euforię: nie potrafił przestać się uśmiechać ani na moment. Wyjął wreszcie z kieszeni spodni pierścionek, który rzeczywiście znalazł bardzo niedawno, po czym powoli, drżącą ręką włożył go na palec swojej już narzeczonej.

Choć później Oliver nie odrywał wzroku od meczu, przez cały czas obejmował swoją ukochaną. Ona natomiast częściej niż na grę spoglądała z uśmiechem maniaka na lewą rękę, na której lśnił ten malutki przedmiot.

Pierścionek ze złotym zniczem.

KONIEC

Nie Będziesz Kruka Latać Uczył • Oliver WoodNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ