Rozdział 44

7.3K 933 181
                                    

Dni do Wielkanocy minęły Christinie błyskawicznie, ale też przede wszystkim szczęśliwie. Pogodzona z Dalią i nieustannie zauroczona Oliverem, spędzała z nimi wiele czasu poza nauką i śmiała twierdzić, że troszkę mniej się denerwowała.

Wszystko układało się wspaniale do momentu, gdy ktoś nie wspomniał o owutemach. Te wzbudzały u wszystkich nerwy, a szczególnie u Chris, która, choć starała się każdego pocieszać, w środku była paraliżowana przez strach. Wiedziała, że musiała zdać te egzaminy jak najlepiej, by mieć jakiekolwiek szanse na pracę jako uzdrowicielka - a to na tym jej najbardziej zależało.

Dochodził do tego jeszcze stres Olivera, który czasem jej się udzielał. Jego nie obchodziły egzaminy, a mecz finałowy, który zbliżał się jeszcze szybciej. On i jego drużyna musieli wygrać ze Slytherinem dosyć wieloma punktami, by zdobyć Puchar Quidditcha. Dla Olivera była to ostatnia taka szansa, dlatego wykańczał wręcz swoich zawodników na treningach, chcąc upewnić się, że będą najlepsi.

Przerwa wielkanocna miała być kilkudniowym wytchnieniem od tego wszystkiego, jednak nikt nie udawał, że nie będzie myśleć o swoich zmartwieniach.

- Ja się zabiję - powiedziała Dalia, wychodząc razem z Chris z pociągu na peronie dziewięć i trzy czwarte. - Nie zdam tego zielarstwa, nie ma szans - dodała, uderzając się w głowę egzemplarzem Tysiąca magicznych ziół i grzybów. Ostatnio, po pogodzeniu się z porażką w Quidditchu, nosiła ze sobą książki do zielarstwa częściej niż miotłę, co Chris napawało dumą, a Dalię wprowadzało w załamanie.

- Przez święta zrobię notatki, tak twoim językiem, i ci je dam - zaoferowała Christina, stając na peronie i klepiąc przyjaciółkę po plecach. - Wtedy dasz radę na ten Zadowalający.

- Nie ma mowy, Chris - powiedziała Dalia, przykucając, by otworzyć swój kufer, by wrzucić do niego książkę. - Nie będę cię wykorzystywać jak ten kretyn. A ja może do owutemów nie dożyję...?

- Nawet tak nie mów! - krzyknęła Chris, zakładając ręce. - Poza tym, mnie też się to powtórzenie przyda. Co jak co, uzdrowiciele muszą się znać na zielarstwie.

Dalia zapięła kufer i wstała, wyglądając na rozczuloną.

- Jesteś moim bogiem.

- Bez przesady - powiedziała Chris, machając niedbale ręką. - Do zobaczenia po świętach, Dal - dodała, mocno przytulając przyjaciółkę.

- Do zobaczenia. Obiecaj, że trochę odpoczniesz.

- Obiecuję - zadeklarowała Christina, a Dalia złapała za uchwyt swojego kufra, zasalutowała i odeszła w stronę przejścia na King's Cross. Szatynka zaczęła się rozglądać za swoją siostrą, gdy ktoś objął ją od tyłu.

- Chciałaś odejść bez pożegnania? - zapytał, rzecz jasna, Oliver, kładąc głowę na ramieniu ukochanej.

- Nie śmiałabym - odparła rozbawiona Chris, po czym odwróciła głowę tak, by prędko pocałować go w usta.

- Będę tęsknić - przyznał chłopak, przechodząc ze swoim kufrem naprzeciw Krukonki.

- Ja też, ale to tylko kilka dni. Obiecaj mi, że odpoczniesz trochę od treningów.

- A ty od nauki! - zawołał od razu Oliver, który odkąd był z Chris, wciąż namawiał ją do zluzowania ze szkołą i co, dzięki niemu, czasem się jej udawało. - Żadnych notatek, jasne?

- No... Tego nie mogę ci obiecać.

- Ja to sprawdzę. Żadnej szkoły przez te dni - zagroził Oliver, jednak już po chwili uśmiechnął się i mocno objął dziewczynę swoimi silnymi ramionami. Chris odwzajemniła uścisk, a chłopak pocałował ją w głowę.

- Pa, kochanie. Widzę twoją siostrę - powiedział, wypuszczając ją z objęć, a Krukonka od razu się odwróciła i rzeczywiście, zobaczyła zmierzającą w jej kierunku Ann.

- Do zobaczenia, mistrzu - odparła Chris do odchodzącego już Olivera, uśmiechając się od ucha do ucha, pozytywnie naładowana po kontakcie z ukochanym. Humoru nie popsuła jej nawet Ann, która pojawiła się przy niej niczym wielka chmura gradowa, gotowa rzucić się pod odjeżdżający już pociąg. Pomimo tego nastroju, starsza z sióstr złapała ją za rękę i już po chwili teleportowały się.

- Jesteśmy, mamo! - zawołała radośnie Christina, przekraczając próg domu i jednocześnie ściągając z siebie niebieski szalik Ravenclaw.

Za nią z ponurą miną weszła Ann, dawno trzymając w ręku szalik Slytherinu, na którego ubieranie uważała, że było stanowczo za ciepło.

- Moje dziewczynki! - rozległ się donośny, damski głos dochodzący z wnętrza domu.

Christina bez większych problemów wciągnęła do domu swój kufer i odwróciła się do młodszej siostry.

- Pomóc ci?

- Wiem, że tak myślisz, ale nie jestem ułomna, poradzę sobie - odburknęła dziewczynie Ann i sama wniosła kufer do środka.

Christina westchnęła tylko, zrezygnowana reakcją siostry. Zaczęła ściągać z siebie płaszcz podróżny, gdy do przedpokoju weszła ich matka.

- W końcu jesteście - powiedziała pani Deeming jakby z ulgą, po czym natychmiast przytuliła swoją starszą córkę.

- Czy ja słyszę naszego prefekta naczelnego? - w pomieszczeniu pojawił się ojciec dziewczynek, który też od razu przywitał się z Christiną.

- O, Ann, jak dobrze cię też widzieć - powiedziała kobieta i podeszła do młodszej z zamiarem przytulenia jej, jednak ta się nie dała.

- Na pewno - mruknęła, po czym wyminęła matkę i od razu zaczęła ciągnąć kufer w kierunku schodów, by zanieść go do swojego pokoju na piętrze.

Teraz była kolej kobiety na westchnięcie.

- No nic. Chodź do kuchni, Chris, pewnie jesteś głodna - powiedziała, obejmując córkę ramieniem.

- Odeślę twój kufer - dodał ojciec, po czym wyjął różdżkę i jednym machnięciem przesłał walizkę do pokoju dziewczyny.

- Tato, mam już siedemnaście lat, mogłam zrobić to sama - powiedziała Christina, a ojciec lekko rozczochrał jej włosy.

- Dla mnie zawsze będziesz tą małą dziewczynką, co zaczęła skakać ze szczęścia, gdy dostała list z Hogwartu.

Christina pokręciła głową i wraz z rodzicami udała się do kuchni, gdzie pani Deeming zaczęła przygotowywać dla niej kolację.

- A jak Ann sobie w ogóle radzi? - spytała kobieta zniżonym głosem. - Bo widzę, że nic się nie zmieniła... - tu pokręciła głową z dezaprobatą, przerzucając coś na patelni za pomocą różdżki, podczas gdy jej mąż popijał herbatę.

- Z ocenami chyba dobrze, ale ona dalej zadaje się z tą całą Callie Irving. To pewnie przez nią jest taka...

- Może zajmij się swoim życiem, co? - burknęła Ann, która, usłyszawszy wszystko, weszła do kuchni, po czym założyła ręce. - Może ty opowiedz rodzicom o swoim nowym chłopaku. Który gra w Quidditcha i w ogóle. I jak się z nim mizdrzyłaś gdzie popadnie.

Pan Deeming wypluł z powrotem do kubka herbatę, którą pił.

- Nowym chłopaku? - powtórzył, patrząc z zaskoczeniem na starszą córkę. - Chris, powiedz mi, że nie zrobiłaś nic głupiego.

Krukonka od razu spaliła raka. Zapomniała, że jej rodzice nie wiedzieli do końca, jak to teraz było z Oliverem, ani nie mieli pojęcia, że ich pocałunek widziała cała szkoła. Nie uważała tego za coś wstydliwego, jednak wiedziała, że Ann mogła obrócić to wszystko tak, że ich rodzice pomyśleliby sobie coś dziwnego - zwłaszcza, że była dorosła...

Ann, widząc jej reakcję, uśmiechnęła się z satysfakcją i oparła o futrynę drzwi.

- No, Chris, opowiedz ojcu o tym, co widziała cała szkoła na boisku. Ciekawe, czy to się kwalifikuje pod głupie.

Nie Będziesz Kruka Latać Uczył • Oliver WoodМесто, где живут истории. Откройте их для себя