Rozdział 5

11.8K 1.4K 466
                                    

Christina szła przez korytarz obok sali wejściowej z książką w ręku. Robiło się już późno i dziewczyna miała zamiar wrócić już do wieży Ravenclaw, choć wcale jej się z tym nie spieszyło. Szła bardzo powoli, nie odrywając wzroku od książki, która kompletnie ją pochłonęła od kiedy ją tylko znalazła. Dlatego dziewczyna nawet nie zauważyła, że nadchodzi ktoś z naprzeciwka...i zderzyła się z tą osobą.

- Och, przepra...Oliver? Ojej... - Krukonka urwała na widok chłopaka, który był niemal w całości przemoczony i pokryty błotem. W wyniku zderzenia się z nim jej szata również została ubrudzona brązowawą mazią.

- Jeju, Christina, tak cię przepraszam - powiedział zakłopotany chłopak, zauważywszy plamy.

- W porządku, w porządku - zapewniła go. - Bardziej martwiłabym się o ciebie, jesteś przemoczony do suchej nitki. Trening się chociaż udał?

- Skąd wiesz, że byłem na treningu?

Christina zmierzyła go całego wzrokiem.

- No nie wiem...Trzymasz miotłę i wątpię, że dołączyłeś do klubu miłośników taplania w błocie?

Oliver zaśmiał się, a dziewczyna wyciągnęła różdżkę.

- Chłoszczyść - powiedziała, najpierw czyszcząc Gryfona, a potem siebie. - No, powiem ci, że podobasz mi się bardziej, jak nie przypominasz potwora z bagien.

- Dzięki - Oliver uśmiechnął się szeroko, po czym zadrżał nieco, bo choć był już czysty, to nadal mokry.

- Idź weź prysznic, ogrzej się i do łóżka, bo nie trzeba być ekspertem medycznym, żeby wiedzieć, że inaczej będziesz chory - poleciła mu.

- O kurczę - powiedział nagle Gryfon, patrząc na nią tak wielkimi oczami, jakby zobaczył samego Merlina.

- Co jest? - zapytała przerażona dziewczyna i obejrzała się za siebie, gotowa ujrzeć coś strasznego, jednak niczego tam nie było.

- Właśnie sobie przypomniałem, że nie zrobiłem wypracowania z transmutacji - powiedział sparaliżowany Oliver. - A przecież jak go jutro nie oddam McGonagall, to ona mnie zabije. Albo gorzej, zabroni mi być w drużynie.

Christina zaśmiała się. Wiedziała, jak ważny dla Olivera był Quidditch i nie zastanawiając się długo, postanowiła mu pomóc.

- Idź się umyj i przyjdź do biblioteki - nakazała.

- Co? - zapytał skołowany.

- Pomogę ci, przecież nie możesz wypaść z drużyny - zapewniła go z uśmiechem.

- Zrobiłabyś to dla mnie? - zapytał z wielkimi oczami.

- Jasne - odparła mu, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Nie złapią nas? Późno się robi.

Christina pokręciła głową, uśmiechając się.

- Penelopa ma patrol na tamtym korytarzu, więc wszystko będzie w porządku. Leć już do łazienki - wyjaśniła, po czym sama odeszła w kierunku biblioteki.

Kilkanaście minut później oboje siedzieli już nad pergaminem i kilkoma książkami. Rozmowy często schodziły im na ciekawsze tematy niż transmutacja, jednak gdy już pracowali, to ta praca polegała głównie na tym, że Christina po prostu dyktowała mu to, co powinien napisać, nawet jeśli on proponował, żeby ona je tylko sprawdziła, ale nie chciała o tym słyszeć.

- Rozumiem, że to trochę niesprawiedliwie i tak dalej, ale jest naprawdę późno, Oliver. Skończmy to szybko. Odwdzięczysz mi się kiedy indziej.

Gryfon patrzył na nią z podziwem.

- Jak ty sobie radzisz z tym wszystkim? - zapytał zaskoczony. - Masz najlepsze oceny na naszym roku i w ogóle pomagasz wszystkim.

- Ja? - zaśmiała się. - Przecież ja robię tylko to, co każdy powinien tu robić, czyli się uczę. Pytanie brzmi jak ty sobie radzisz. Jesteś kapitanem drużyny i jeszcze cała nauka...

Oliver popatrzył na nią ze zdumieniem. Tak naprawdę nikt chyba jeszcze nigdy nie zainteresował się faktem, że musiał to wszystko godzić, nawet nauczyciele. McGonagall z góry oznajmiła mu, że nie będzie miał taryfy ulgowej w nauce w związku z byciem kapitanem, natomiast Snape specjalnie dowalał mu więcej roboty przed meczami ze Slytherinem.

- Podziwiam cię, naprawdę - przyznała Krukonka, ku jego kolejnemu zaskoczeniu. - Słuchaj, wiem, że bliżej znamy się w sumie dopiero od tego roku, ale chyba każdy widzi, jaką masz pasję i jak się denerwujesz. Dalia by mnie zabiła, gdyby to słyszała, ale serio mam nadzieję, że twoje wysiłki się opłacą i Gryffindor wygra ten puchar.

Oliver trochę nie wierzył w to, co usłyszał. Christina wydawała mu się wtedy bliższa niż ktokolwiek inny w Hogwarcie. On nie potrafił pojąć jej sukcesu i nigdy nie sądził, że ona - ba, że ktokolwiek - będzie podziwiał jego w taki sposób.

Spojrzał - trochę nieświadomie - w jej niebieskie oczy, ona spojrzała w jego. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że choć zaczynali praktycznie na drugim krańcu stołu, przysunęli się do siebie bardzo blisko. On nie do końca był pewny, co nim wtedy kierowało, ale wtedy to wszystko wydawało mu się takie...właściwe. Czuł napięcie w powietrzu, zastanawiał się, czy ona też, aż...

Christina pokręciła głową.

- No dobra, Wood. Zostały ci dwa zdania, dawaj. Kończymy i idziemy spać - zaśmiała się niezręcznie i wycofała nieco, zwracając wzrok na wypracowanie.

Oliver nie rozumiał wtedy jeszcze, dlaczego, ale zalało go rozczarowanie.

- A, tak, jasne - rzucił i wrócili do pracy, niestety już w bardzo niezręcznej atmosferze.

Po pożegnaniu się z Oliverem Chris wróciła do dormitorium wraz z Penelopą, gdzie czekała na nie Dalia.

- Gdzie wyście tyle były? - wykrzyknęła brunetka, podnosząc się ze swojego łóżka. - Czy wy wiecie, która jest godzina?!

- Oj, Chris zagadała się z Oliverem... - zaśmiała się Penelopa, zamykając drzwi od pomieszczenia.

- Przestań - jęknęła Chris, przewracając oczami i siadając na swoim łóżku, idealnie zaścielonym błękitną pościelą.

- Jakim Oliverem? - Dalia zmarszczyła czoło.

- Woodem, Dalia, Woodem - wyjaśniła Penelopa.

- Huhu, no to ja widzę, co tu się kroi... - powiedziała Dalia, zacierając ręce i siadając obok szatynki. - Tylko Wood to wróg, Chris!

- Uspokójcie się, ja tylko pomogłam mu z zadaniem, a nie przyjęłam oświadczyny - broniła się dziewczyna.

- Tak to się zaczyna... - Dalia znacząco poruszyła brwiami, na co wszystkie w końcu wybuchły śmiechem.

Gdy Oliver wrócił do wieży Gryfonów, nie mógł nie myśleć o tym, co się stało. Choć wtedy sądził, że tamten wieczór był początkiem czegoś większego, już na drugi dzień jego nadzieja umarła za pomocą pięciu słów, które powiedziała mu Christina, gdy rozmawiał z nią w celu ponownego podziękowania jej za pomoc, bo McGonagall nawet pochwaliła jego pracę:

- Troy i ja jesteśmy razem.

Oliver mrugnął kilka razy, gdy to usłyszał. To chyba był jakiś żart. Christina jednak wyglądała na tak szczęśliwą, gdy to mówiła, że wątpił, że blefowała.

- Och, to...To super, gratulacje - odpowiedział jej. - Wybacz, muszę już iść na trening - dodał, po czym szybko odszedł, z niewiadomych powodów czując się przygnębiony.

A Christina tego nie zauważyła.

Teraz, ponad rok po tych wydarzeniach, Oliver siedział w Wielkiej Sali i przyglądał się Christinie usadowionej przy stole Krukonów i uważnie oglądającej ceremonię przydziału. Zastanawiał się, czy gdyby tamtego pamiętnego dla niego wieczoru zachował się inaczej, jej chłopakiem nie byłby teraz Troy, a...

- Chris, Wood się na ciebie gapi - wyszeptała Dalia, trącąc przyjaciółkę łokciem.

- Wydaje ci się - odparła jej Chris, nadal wpatrując się w Tiarę Przydziału, choć kątem oka sama widziała, że tamta miała rację...

Nie Będziesz Kruka Latać Uczył • Oliver WoodWhere stories live. Discover now