Bonus 4

3.5K 451 91
                                    

2002

Oliver znowu był zupełnie sam w wielkim domu, już enty dzień z rzędu. Była przerwa między sezonami, miał wreszcie trochę wolnego; jego znajomi w większości spędzali go na jakichś rajskich wyspach, lecz on musiał wrócić do domu. W ciele jego żony rosło nowe życie, ich wymarzone dziecko, a on chciał być obecny przy możliwie największej liczbie chwil z nim związanym.

Problem leżał w tym, że Christina pomimo ciąży sobie nie odpuściła. Choć oczywiście dbała o dietę i witaminy, nie przestała pracować tak, jak zawsze - czyli długo i całą sobą. Oliverowi nie za bardzo się to podobało. Nie chciał zamykać jej w domu, oczywiście, lecz z drugiej strony wiedział, że ona nigdy by się nie przyznała, gdyby było jej źle. Zdawał sobie sprawę, że nie spałaby spokojnie, gdyby nie dopilnowała każdego swojego pacjenta...

To był kolejny wieczór, który spędzał sam, bo Chris zostawała w szpitalu o wiele dłużej, niż było to konieczne - a siedziała tam od samego rana. Stał w kuchni oparty o blat i sam popijał herbatę, którą przygotował dla niej godzinę wcześniej, wtedy, kiedy miała już dawno być w domu. Spojrzał na zegar, a gdy zobaczył, jak późno było, westchnął głęboko.

- Gdzie ty jesteś, Christie... - szepnął sam do siebie, wpatrując się głupio w swoje szare dresy.

Dopił herbatę. Wciąż jej nie było, a w jego głowie zaczynały się pojawiać same czarne scenariusze, nawet jeśli w duchy wiedział, że po prostu znowu spędzała nadgodziny w szpitalu. To codzienne martwienie się zaczynało go jednak wykańczać.

Podskoczył wręcz, gdy wreszcie usłyszał otwieranie się drzwi. Natychmiast odłożył kubek, a następnie ruszył do przedpokoju, gdzie Chris ściągała już buty.

- Cześć, kochanie. - Uśmiechnęła się słabo.

- Wreszcie jesteś - powiedział Oliver z wyraźną ulgą w głosie, po czym krótko pocałował żonę. - Jak tam? Ciężki dzień?

Chris przymknęła oczy, kiwając głową.

- Tak można powiedzieć... Jestem wykończona. Moje plecy też wysiadają... - Wypowiadając ostatnie słowa, złapała się za lędźwie.

- Chodź do kuchni. Zrobiłem kolację za ten czas. Herbatę też już robię.

- Kto by pomyślał? - Zaśmiała się, idąc za nim. - Wielki Oliver Wood robi kolację.

- Oj, mówisz, jakbym nigdy nic ci nie ugotował - dodał również z uśmiechem.

Po tym jak Chris umyła ręce, usiadła przy wyspie kuchennej, a Oliver zauważył, jak trudno jej to przyszło. Plecy musiały boleć ją niemiłosiernie, a nawet w słabym świetle kuchennych lampek umieszczonych pod wiszącymi szafkami widział jej bladą, zmęczoną twarz.

- Słońce, może to jest rzeczywiście czas na to, byś odpuściła pracę - powiedział, przygotowawszy wodę do zagotowania.  Christina natychmiast machnęła ręką.

- Nie, nie, to zmęczenie takie jak zawsze...

- A co z dzieckiem? - drążył.

- Wszystko dobrze. To dopiero trzeci miesiąc, nawet jeszcze nie widać, że jestem w ciąży. - Christina spojrzała na swój brzuch i złapała się za niego. - Ledwo się zaokrągliłam.

Oliver westchnął z frustracji. Wiedział, że tak to się skończy.

- Chris. Wziąłem to wolne, by z tobą pobyć w czasie tej ciąży, pomóc ci... A ciebie prawie wcale nie ma w domu - powiedział, zbliżając się do niej. - Codziennie odchodzę od zmysłów, że stało się coś tobie lub dziecku w tym przeklętym szpitalu, bo nigdy nie wracasz na czas.

- Ale ja się dobrze czuję, dlatego...

- Przepraszam, że to powiem, Chris, ale to już nie chodzi tylko o ciebie - przerwał jej Oliver wyjątkowo stanowczo, po czym spojrzał jej w oczy. - Nawet ja wiem, że ciąża to nie jest tylko większy brzuch. I o ile całe życie się przepracowywałaś, to robiłaś to sama, a teraz już nic nie dotyczy tylko ciebie.

Christina słuchała tego z otwartymi oczami, a choć jeszcze przed chwilą przysypiała na stojąco, bardzo szybko się rozbudziła. Sfrustrowany Oliver westchnął ponownie.

- Ja się po prostu martwię, strasznie. Zawsze mi mówiłaś, że jako lekarz wiesz, jak o siebie zadbać, a ja widzę przecież, że to dla ciebie za wiele. Nie mówię, że masz nie pracować, ale jak możesz codziennie brać te wszystkie nadgodziny?

- Ja po prostu... Po prostu nie mogę zostawiać pacjentów tak bez opieki. Oni często nikogo nie mają, albo rodzina boi się ich odwiedzać i... Ja jestem często jedyną osobą, do której mogą otworzyć usta...

- A co z twoją rodziną? - drążył Oliver, kładąc dłonie na jej ramionach. - Naszą rodziną?

Dopiero wtedy, gdy powiedział to na głos, Christina w pełni zrozumiała, o co mu chodziło.

- Przepraszam, Oliver - wyszeptała wreszcie, a hormony natychmiast doprowadziły ją na skraj łez. - Ja... W ogóle nie pomyślałam o tym, jak ty się z tym czujesz - dodała, spuszczając głowę.

Gdy Wood usłyszał, że jej głos zaczął się załamywać, natychmiast pożałował swoich słów.

- Merlinie, co ja ci nagadałem, jeszcze w tym stanie... Christie, nie o to mi chodzi, żebyś...

- Nie, masz rację - przerwała mu, prostując się. - Całe życie mówiłam sobie, że ja sobie dam radę, że mogę jeszcze pracować, ale dobrze mówisz, że teraz nie pracuję już tylko ja. - Złapała się za brzuch, mając wtedy poczucie, że zawiodła zarówno męża, jak i dziecko. Wiedziała, że gdyby to jej pacjentka zachowywała się jak ona, natychmiast kazałaby jej ograniczyć pracę...

Oliver czuł, że dalsze elaboraty nie miały sensu. Przełożył swoje ręce na jej policzki i pocałował ją ponownie, tym razem o wiele czulej. Uważał, że być może wyraził się zbyt ostro, dlatego chciał to załagodzić.

- Kocham cię najbardziej na świecie. - Poprawił jej włosy. - I nasze dziecko. I chcę, byście oboje byli szczęśliwi i zdrowi.

- Znowu mnie ratujesz.

- No fakt, że znowu jest trochę jak w szkole... - przyznał Oliver niechętnie. - Ale wszystko sobie znowu poukładamy.

Christina pociągnęła nosem, kiwając głową.

- Wezmę wolne na kilka dni. Odpocznę. A potem nie będę już brać nadgodzin... Plecy mi rozsadza. - Ostatnie słowa wypowiedziała, po raz kolejny łapiąc się za bolący krzyż.

- To zaraz się położysz i zrobię ci masaż.

Dziewczyna zaśmiała się krótko.

- Zobaczymy, czy moja nauka nie poszła w las.

- Te ręce - Oliver uniósł obie dłonie - tworzą cuda. Chyba już o tym wiesz.

- Oj, a ten znowu swoje. - Christina przewróciła oczami, choć mimo wszystko się przy tym uśmiechała.

Oliver przygotował jej herbatę i podał kolację, a następnie opowiedział o wszystkim, co przeczytał w licznych gazetach tamtego dnia. Ona po krótce zrelacjonowała mu też to, co działo się w szpitalu, a po wszystkim wzięła szybki prysznic i udała się do sypialni po obiecany masaż.

- Nasze dziecko to ma szczęście, co? - powiedziała, odrzucając włosy.

- W sensie? - zapytał Oliver, który czekał już na nią na łóżku z olejkiem w rękach. Chris usiadła obok niego i uśmiechnęła się.

- Że ma takiego kochanego tatę.

Nie Będziesz Kruka Latać Uczył • Oliver WoodWhere stories live. Discover now