Grzech

30 2 0
                                    

Żywot marny
Czy wystarczy?
Czy chcę więcej?
Czy polegnę prędzej?
Bo żyję miedzy snem a jawą
Wśród nieumarłych okryłem się sławą
Jednym z Nich nie jestem
Lecz chyba mam dar nieśmiertelności
Żywe dusze patrzą na mnie z wstrętem
Gdy słyszą jak pękają wszystkie moje kości
I gdy czują zgniliznę mego wnętrza
Uciekają chcąc świeżego powietrza
Lecz odór rozkładu mi jednak jest miły
Umieram znowu gdy wieczór jest zimny
Me powiększone źrenice wciąż badają otoczenie
Substancje smoliste drapią język i podniebienie
Zdaje sobie sprawę z tego jak bliskie jest mi stoczenie
Wpadnę w otchłań gdzie palić mnie będą piekielne płomienie
Może to właśnie One przyniosą mi ukojenie?
Zasługuję na to bo grzesząc czuję wytchnienie
Lecz póki co żyję
Więc dalej się euforyzuję
Dostarczam mózgowi nadwyżki serotoniny
A później bełkocze, że jestem niewinny
Lecz gdy pytają czy chcę więcej
To odpowiadam, że najwyżej zdechnę prędzej
I bawię się dalej
Na tej sztuce marnej
Dopóki nie odpadną kurtyny mych powiek
Dopóki nie wyjdzie demon a wróci człowiek
Bo to Nim właśnie kiedyś byłem
Teraz jedynie myślę jak to się stało, że tak szybko się zmyłem
Opuszczając własne kruche ciało
Lecz najwidoczniej skazy mi było mało
Tak oto wstąpił we mnie demon
Co popycha mnie ku grzechom

Podróż zniszczonej duszyWhere stories live. Discover now