Rozdział 46 "Kim jest twoja towarzyszka?"

Start from the beginning
                                    

Chłopak się zmieszał.

- Em, no to bardzo dobrze, bo Matteo i Ambar są parą i nie chciałbym, żeby ich związek się rozpadł w taki sposób...

- Ah - w duchu odetchnęłam z ulgą. - O to z mojej strony nie musisz się martwić. Nie zamierzam nikogo nikomu odbijać.

Jednak jego słowa nie zostawiły mnie bez poruszenia.
Chyba pierwszy raz poczułam, że czyjś związek mógłby się zepsuć przeze mnie.
I to nie było fajne odczucie.
Muszę uważać. Nie chcę, żeby Matteo cierpiał w jakikolwiek sposób i to przeze mnie...

Andreas skinął głową i wyciągnął telefon, sprawdzając coś na nim.

- Słuchaj, fajnie się rozmawia, ale muszę lecieć.

- Okej. - Uśmiechnęłam się słabo. - Do zobaczenia.

***

*Matteo*
Dochodziła 16.05, a Luny wciąż nie było.
"Może siedzi po drugiej stronie parku i też czeka na mnie?" pomyślałem, jednak zanim zdołałem wykonać dwa kroki, ktoś delikatnie naskoczył na moje plecy.

- Przepraszam za spóźnienie! Nie sądziłam, że moi rodzice będą mnie tak wypytywać - zaśmiała się brunetka.

- Spokojnie, nic się nie stało. O co cię tak męczyli? - Zaczęliśmy iść w kierunku najbliższego marketu.

- Spytali gdzie idę, a jak odpowiedziałam, że do sklepu z kolegą, to tata od razu "Jakim kolegą?", heh - uśmiechnęła się - więc musiałam im wytłumaczyć, że masz dziewczynę i rzeczywiście jesteś tylko przyjacielem.

- I to ci zajęło tyle czasu? - Uniosłem brwi.

- A żebyś wiedział. No... może wybrałam się minutkę za późno. - Zaśmiałem się pod nosem. - Ale tylko minutkę!

- Yhm - mruknąłem - albo dwie. Albo pięć.

- Ej! Nieprawda! - Rozbawiona popchnęła mnie zaczepnie.

- No dobrze, Kelnereczko, nie unoś się tak.

Tylko się zaśmiała na moje słowa.
Pomyślałem, że Ambar na pewno by się obraziła, gdybym rzucił do niej takim tekstem. Od razu byłoby "Ja się wcale nie unoszę!" i foch.

Spojrzałem na Lunę, która radośnie szła obok i właśnie zajęła się kopaniem kamyka przed sobą. Gdy ten zrobił obrót w powietrzu i spadł centralnie na drugi kamień, spojrzała na mnie ucieszona i z iskrą w oku.

- Widziałeś? Ale super!

Skinąłem głową i uśmiechnąłem się ciepło.

Co za dziewczyna.

***

Wychodząc ze sklepu, zauważyłem że chyba zbiera się na deszcz. Oboje byliśmy obładowani. No dobra, może po dwie duże torby, to nie jest aż tak strasznie, ale i tak nie podobało mi się, że ona tyle niosła. Choć żywo zaprzeczała, jakoby miało to być dla niej za ciężkie.

- Daleko masz do domu? - spytałem, patrząc w niebo.

- No stąd to tak pół godziny marszem - odparła.

Skrzywiłem się.

- Trochę jest. Nie zdążysz dojść do domu przed deszczem chyba, że teraz pobiegniesz.

- Co ty - zaprotestowała - nie zostawię cię tak z tymi zakupami samego.

- I tak dużo mi pomogłaś.

- Nie i koniec. Przeniesiemy to razem.

Poddałem się. Zresztą rzeczywiście potrzebna mi była jej pomoc.
Doszliśmy do mojego domu w nieco ponad kwadrans. Wpisałem kod do bramy i weszliśmy na posesję.
Twarz Luny wyrażała szczery zachwyt.

Give Me Your Light ~ LutteoWhere stories live. Discover now