Rozdział 43 "Świetnie poradzilibyście sobie i w tę sobotę"

333 34 10
                                    

*Luna*
Wczorajsza noc to był goal. Może nie dla mojego zdrowia fizycznego, ale psychicznego na pewno. Do drugiej (a może trzeciej) w nocy czytałam fanfiction. No co, musiałam odreagować. Ale w tym pięknym opowiadaniu Bellamy i Clarke w końcu się pocałowali! Oj, było warto zarywać noc.

Przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, gdy usiadłam w szkolnej ławce. To była ma-sa-kra. I nie przesadzam. Cały dzień chciało mi się okropnie spać. W dodatku rano nic nie zjadłam, bo tak jakby zaspałam i wybiegłam z domu jak poparzona. Więc lekcje spędziłam głodując (jedzenia szkolnego nie ma, Nina dała mi tylko swoje ciastko na lunch), a w dodatku zajęcia dłużyły się niemiłosiernie. Chcąc uniknąć kłopotliwych i uciążliwych pytań ze strony ludzi, na przerwach chowałam się w bibliotece. Wśród książek i ciszy czułam się trochę lepiej.
A po 7 trudnych godzinach mogłam w końcu wyjść z tego budynku zwanego szkołą. Oczywiście nie obyło się bez zadania domowego, ale postanowiłam, że najpierw się wyśpię.

Niestety, nie było mi dane nawet przekroczyć bramy wyjazdowej, bo ktoś postanowił sprawdzić, czy znam swoje imię - czytaj: zawołał mnie.

- Luna! - Usłyszałam za sobą czyjeś szybkie kroki, a potem poczułam dotknięcie w ramię. - Hej.

Odwróciłam się, wymuszając uśmiech.
- Cześć - przywitałam Gastona.

- Nie widziałem ci... Matko, Luna, co się stało? - Chłopak przyjrzał mi się dokładnie. 

- To w końcu "matko" czy "Luna"? - Przewróciłam oczami trochę zirytowana. - Możemy przejść do sedna?

-  Wow, okej, okej... Spoko. - Wziął oddech, widocznie zdziwiony. - Nie widziałem cię dzisiaj nigdzie, a teraz jak zauważyłem, że wychodzisz, to postanowiłem ci przypomnieć o spotkaniu w Rollerze za - spojrzał na zegarek - 10 minut.

Zapomniałam, jasna cho...inka.
Jeszcze tego mi brakowało.

-Dzięki. Przez ciebie bym nie poszła. Znaczy, bez ciebie. Znaczy, gdyby nie ty. - Mieszało mi się w głowie od braku snu. Przyłożyłam rękę do czoła, a blondyn przyglądał mi się z rozbawieniem.

-Dobra, rozumiem - zaśmiał się. - Jesteś mi wdzięczna.

Skinęłam głową. Nie miałam siły mówić, a co dopiero IŚĆ na SPOTKANIE. Ale musiałam. Ciężkie życie fangirl z zamiłowaniem do wrotek.

***

Oparłam głowę o blat barowy w Jam&Roller. Przed chwilką byłam się przebrać w jakieś ciuchy, które miałam ze sobą, a teraz słuchałam, co Tamara ma nam do powiedzenia. Na szczęście nikt się nie czepiał, że tak się zachowuję, choć dam sobie rękę uciąć, że Ambar posyłała mi karcące spojrzenia. I na szczęście nie mieliśmy dzisiaj treningu, bo chyba bym tam zemdlała.
Nawet nie zauważyłam, kiedy trenerka skończyła mówić i automatycznie wszyscy pokiwali głowami, a ona odeszła. Leżałam sobie tak dalej. Do czasu, gdy ktoś brutalnie mi nie przeszkodził.

- Hej, wstawaj, bo cię okradną! - zaśmiał się ten ktoś nad moją głową.

- Hahaha. Bardzo śmieszne. - Podniosłam głowę, przecierając oczy.

Spojrzałam na tego ktosia i rozpoznałam Andreasa.

- No dobrze, dobrze. - Uśmiechnął się. - Jak tam wam idą treningi? - spytał i, cały czas na mnie patrząc, zaczął wycierać szklanki.

No tak, przecież tu pracuje.

- Całkiem dobrze, pewnie słyszałeś, że termin występu jest przełożony, wiec mamy trochę więcej czasu.

Give Me Your Light ~ LutteoWhere stories live. Discover now